Szkolną „dwójkę” lub „jedynkę”, czyli oceny jednoznacznie negatywnie, wystawia rządowi Donalda Tuska za reakcję na powódź w południowej Polsce 25,6 proc. badanych. Jest to niemal na pewno najbardziej żelazny elektorat PiS-u plus zapewne kilka procent bardziej konserwatywnych niż liberalnych wyborców Konfederacji. Innymi słowy są to ci wyborcy, którzy nawet gdyby Donald Tusk własną piersią zatrzymał falę powodziową, narzekaliby, że za bardzo przy tym nachlapał. Wystarczy obejrzeć przez chwilę relację z wydarzeń ostatnich dni w TV Republice, żeby zrozumieć, że są takie miejsca w polskiej przestrzeni publicznej, w których Tusk jest winny tylko dlatego, że wstał rano z łóżka. Nie o tych wyborców jednak toczy się gra.
Czytaj więcej
"Jak ocenia Pani/Pan reakcję rządu Donalda Tuska na powódź w południowej Polsce?" - takie pytanie zadaliśmy w sondażu SW Research dla rp.pl.
Sondaż z oceną za działania rządu w sprawie powodzi: Donald Tusk nie rozczarował swoich wyborców
Pozytywnych ocen – od szkolnej „czwórki” do „szóstki” - w sondażu dla rp.pl rząd zbiera 44,9 proc., a jeśli doliczymy do tego oceny dostateczne reakcji na kryzys powodziowy – mamy 60 proc. wyborców, czyli więcej niż odsetek wszystkich wyborców KO, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy (partie te w sondażach zdobywają łącznie zazwyczaj ok. 50 proc.). Innymi słowy swojego elektoratu rząd nie rozczarował, a i część wyborców, którzy nie są wyborcami rządu uznaje, iż - gorzej lub lepiej – ale ekipa Donalda Tuska daje sobie radę z powodzią. A to sygnał, że nad kryzysem, przynajmniej od strony wizerunkowej, udało się rządzącym zapanować. O tym, że nie zawsze się to udaje, mógłby coś powiedzieć np. Włodzimierz Cimoszewicz.
Jeśli rząd wyjdzie obronną ręką z trudnej i dramatycznej sytuacji, jaką niewątpliwie była i wciąż jest powódź, która niemal zmiotła z powierzchni ziemi Stronie Śląskie czy Lądek-Zdrój, to będzie to osobisty sukces Donalda Tuska. Dlatego, że – po zaliczeniu falstartu w postaci wypowiedzi o „prognozach, które nie są przesadnie alarmujące” z 13 września – premier zarządzanie kryzysem wziął na siebie, a przynajmniej to zarządzanie, które odbywa się w świetle kamer. Była to decyzja, która wiązała się z pewnym ryzykiem, wszak nikt nie mógł dać 100-procentowej pewności, że np. we Wrocławiu nie będziemy mieli do czynienia z powtórką z 1997 roku. Ale ryzyko to się opłaciło, było zresztą zapewne dobrze skalkulowane, bo Polska ewidentnie była przygotowana na kataklizm znacznie lepiej niż 27 lat temu.