Artur Bartkiewicz: Powódź w Polsce. Dlaczego Donald Tusk wyjdzie z tego kryzysu silniejszy?

Donald Tusk przejął zarządzanie kryzysem związanym z powodzią do tego stopnia, że z pozycji premiera interweniuje już nawet w sprawie pojedynczych wpisów na Instagramie. Ale sondaż SW Research dla rp.pl pokazuje, że ta metoda się sprawdza.

Publikacja: 21.09.2024 15:29

Donald Tusk

Donald Tusk

Foto: PAP/Maciej Kulczyński

Szkolną „dwójkę” lub „jedynkę”, czyli oceny jednoznacznie negatywnie, wystawia rządowi Donalda Tuska za reakcję na powódź w południowej Polsce 25,6 proc. badanych. Jest to niemal na pewno najbardziej żelazny elektorat PiS-u plus zapewne kilka procent bardziej konserwatywnych niż liberalnych wyborców Konfederacji. Innymi słowy są to ci wyborcy, którzy nawet gdyby Donald Tusk własną piersią zatrzymał falę powodziową, narzekaliby, że za bardzo przy tym nachlapał. Wystarczy obejrzeć przez chwilę relację z wydarzeń ostatnich dni w TV Republice, żeby zrozumieć, że są takie miejsca w polskiej przestrzeni publicznej, w których Tusk jest winny tylko dlatego, że wstał rano z łóżka. Nie o tych wyborców jednak toczy się gra.

Czytaj więcej

Powódź w Polsce. Sondaż: Jaką ocenę wystawiają Polacy rządowi Donalda Tuska?

Sondaż z oceną za działania rządu w sprawie powodzi: Donald Tusk nie rozczarował swoich wyborców

Pozytywnych ocen – od szkolnej „czwórki” do „szóstki” - w sondażu dla rp.pl rząd zbiera 44,9 proc., a jeśli doliczymy do tego oceny dostateczne reakcji na kryzys powodziowy – mamy 60 proc. wyborców, czyli więcej niż odsetek wszystkich wyborców KO, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy (partie te w sondażach zdobywają łącznie zazwyczaj ok. 50 proc.). Innymi słowy swojego elektoratu rząd nie rozczarował, a i część wyborców, którzy nie są wyborcami rządu uznaje, iż - gorzej lub lepiej – ale ekipa Donalda Tuska daje sobie radę z powodzią. A to sygnał, że nad kryzysem, przynajmniej od strony wizerunkowej, udało się rządzącym zapanować. O tym, że nie zawsze się to udaje, mógłby coś powiedzieć np. Włodzimierz Cimoszewicz.

Jeśli rząd wyjdzie obronną ręką z trudnej i dramatycznej sytuacji, jaką niewątpliwie była i wciąż jest powódź, która niemal zmiotła z powierzchni ziemi Stronie Śląskie czy Lądek-Zdrój, to będzie to osobisty sukces Donalda Tuska. Dlatego, że – po zaliczeniu falstartu w postaci wypowiedzi o „prognozach, które nie są przesadnie alarmujące” z 13 września – premier zarządzanie kryzysem wziął na siebie, a przynajmniej to zarządzanie, które odbywa się w świetle kamer. Była to decyzja, która wiązała się z pewnym ryzykiem, wszak nikt nie mógł dać 100-procentowej pewności, że np. we Wrocławiu nie będziemy mieli do czynienia z powtórką z 1997 roku. Ale ryzyko to się opłaciło, było zresztą zapewne dobrze skalkulowane, bo Polska ewidentnie była przygotowana na kataklizm znacznie lepiej niż 27 lat temu.

Czytaj więcej

Burmistrz Lądka-Zdroju: Apokalipsa. Takich zniszczeń nie mieliśmy chyba od II wojny światowej

Donald Tusk został twarzą walki z kryzysem. Dlaczego to ryzyko się opłaciło?

W związku z tak dużym zaangażowaniem premiera w działania sztabu kryzysowego we Wrocławiu, lokalnych sztabów kryzysowych, w związku z jego stałą niemal obecnością na terenach popowodziowych, co skrzętnie rejestrowały kamery całodobowych telewizji, Tusk stał się główną twarzą wygranej walki z wielką wodą. Mamy oczywiście bohaterów zbiorowych tej walki – mieszkańców Nysy, mieszkańców Wrocławia, Brzegu Dolnego, strażaków, żołnierzy WOT – ale gdyby wskazywać bohaterów indywidualnych, to większość (wyłączając widzów TV Republiki) niemal instynktownie pomyśli o Tusku, który cały czas był gdzieś w orbicie dramatycznych wydarzeń. Na początku kryzysu gotowość do sekundowania Tuskowi zgłosił wprawdzie marszałek Sejmu, Szymon Hołownia, ale premier grzecznie mu podziękował uznając, że nie potrzebuje nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu, by działać. Tym samym upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze uniknął politycznej kłótni i szukania winnych, których w czasie posiedzenia Sejmu nie udałoby się uniknąć, a to z kolei pogorszyłoby zapewne wizerunek polityków w ogóle. Po drugie – nie pozwolił znaleźć się na pierwszym planie sprawnemu medialnie Hołowni, który mógłby próbować ukraść show szefowi rządu. Skończyło się tak, że gdy Tusk walczył z powodzią Hołownia był w Turcji, co może mu być w którymś momencie wypomniane. Owszem, przy Tusku pojawiali się ministrowie jego rządu – wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, szef MSWiA Tomasz Siemoniak, minister infrastruktury Dariusz Klimczak, ale żadnemu z nich nie udało się wyjść z cienia premiera. Byli raczej jego żołnierzami, niż autonomicznymi bohaterami tej opowieści.

Czytaj więcej

Powódź w Polsce. Jak Donald Tusk przejął narrację i pokazał sprawczość

Prawda jest taka, że dziś naprawdę mało jest osób, które są w stanie dokonać chłodnej, merytorycznej oceny tego, czy rząd zrobił wszystko jak należy, czy może popełnił jakieś błędy, zareagował za późno, albo niewystarczająco zdecydowanie. W tej chwili liczą się emocje i wrażenia. A te są takie, że w trudnym czasie premier nie zaszył się w KPRM, tylko wziął na swoje barki cały ciężar mierzenia się z klęską żywiołową. W wojsku mówi się, że dobry dowódca krzyczy raczej „za mną”, niż „naprzód”. Premier niewątpliwie tak zagospodarował przestrzeń medialną, że większość obserwatorów widzi w nim właśnie dowódcę krzyczącego „za mną”. I dlatego – co sygnalizuje już sondaż SW Research dla rp.pl – Tusk wyjdzie z tego kryzysu silniejszy.  

Szkolną „dwójkę” lub „jedynkę”, czyli oceny jednoznacznie negatywnie, wystawia rządowi Donalda Tuska za reakcję na powódź w południowej Polsce 25,6 proc. badanych. Jest to niemal na pewno najbardziej żelazny elektorat PiS-u plus zapewne kilka procent bardziej konserwatywnych niż liberalnych wyborców Konfederacji. Innymi słowy są to ci wyborcy, którzy nawet gdyby Donald Tusk własną piersią zatrzymał falę powodziową, narzekaliby, że za bardzo przy tym nachlapał. Wystarczy obejrzeć przez chwilę relację z wydarzeń ostatnich dni w TV Republice, żeby zrozumieć, że są takie miejsca w polskiej przestrzeni publicznej, w których Tusk jest winny tylko dlatego, że wstał rano z łóżka. Nie o tych wyborców jednak toczy się gra.

Pozostało 89% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich