Sędziowie, przyobleczeni w togi i łańcuchy z orłem, sprawują realną władzę w państwie. Jest ona co prawda rozproszona na atomy (np. wpis prawa własności do księgi wieczystej, wpis spółki do rejestru sądowego, skazanie obywatela na karę pozbawienia wolności), ale wykonywana jest na co dzień, zwykle pojedynczo tzn. nie w ramach wieloosobowego organu, który może rozmywać zaangażowanie jednostki. Przeciętny obywatel ma większą szansę na bezpośredni kontakt z sędzią niż na bezpośredni kontakt z innym przedstawicielem władzy: Prezydentem, Prezesem Rady Ministrów, marszałkiem izby parlamentu, posłem czy senatorem. Sędzia korzysta z codziennych atrybutów władzy: powagi urzędu, policji posiedzenia. Do sędziego na rozprawie zwraca się stojąc. „Uśmiech sędziego” jest przedmiotem poważnych badań naukowych. Sędzia jest urzędnikiem wynajętym przez państwo na całe życie. Nie odchodzi na emeryturę ale przychodzi w stan spoczynku.
Czytaj więcej
Znamy plany Adama Bodnara i Donalda Tuska w sprawie tzw. neosędziów. Sędziowie będą korzyć się przed opinią publiczną, a władza ustawodawcza zdegraduje konkretnych, znanych z imienia i nazwiska przedstawicieli władzy sądowniczej. I to wszystko w Europie i w imię „przywracania praworządności”.
Sędziowie, neosędziowie i nieskazitelny charakter
Sędziowie jak każda grupa zawodowa są zróżnicowani. Niemniej do ich wspólnego mianownika należy wykształcenia prawnicze, ukończenie wymagającej aplikacji, złożenie trudnego egzaminu państwowego. Oczywiście ktoś może „oszukać” system ale są to raczej wyjątki. Sędzią może być wyłącznie osoba „nieskazitelnego” charakteru. Nie wymaga się tego od piłkarzy czy inżynierów. Czy to oznacza, że do wymiaru sprawiedliwości można rekrutować tylko świętych? Niezależnie od wysokiego cenzusu moralnego trafiają tam zwykli ludzie wraz ze wszystkimi swoimi przywarami czy słabostkami. Wśród nich są jednostki wybitne jak i mierne, osoby oddane swej pracy zawodowej jak i karierowicze.
Można postawić tezę, że przed zmianami wymiaru sprawiedliwości autorstwa PIS w sądownictwie nie było dobrze. Każde nawet najbardziej nieskazitelne środowisko trzeba czasem przewietrzyć. Podobno ks. prof. Tischner nie znał osoby, która straciła wiarę po rozmowie z komunistą ale poznał takie, które przestały wierzyć w Pana Boga po rozmowie z proboszczem. Podobnie można było zwątpić w sprawiedliwość po jednej rozprawie w dowolnym sądzie rejonowym. Tu i ówdzie zdarzały się wyjątkowo złe rzeczy, ale taki drobny przykład. Czy można było planować rozprawy tak, aby świadek nie musiał czekać cały dzień pod drzwiami z wezwaniem na rozprawę w ręku, z wyliczeniem szykan prawnych za niestawiennictwo?
Kto wybiera sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa?
Zmiany w wymiarze sprawiedliwości dokonane w czasie rządów PIS zaczęły się rewolucyjnym przewrotem w konstrukcji ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. Osią sporu było rozumienie art. 187 ust. 1 pkt 3 Konstytucji w brzmieniu: Krajowa Rada Sądownictwa składa się (między innymi) „z piętnastu członków wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych”. Konstytucja nie precyzuje jednak kto owych członków – sędziów wybiera. Pozostawia to zagadnienie ustawie. Bliżej mi do poglądu, że sędziów powinni wybierać sami sędziowie. Tak wynikałoby z sensu kontekstu prawnego i zasady podziału władz. Niemniej cały czas jest to tylko pogląd prawny będący wynikiem wykładni. Czy można reprezentować inne zapatrywanie prawne? W państwie demokratycznym można.