Powiedziałam Dzieciakowi, że zawsze zastanawiam się nad tym, że zwierzęta trzymane w niewoli wolą, jak dowodzą eksperymenty, raczej same poszukiwać żywności, niż ją dostawać. Poszukiwanie to impuls, który wyzwala strumień dopaminy w naszym mózgu. Nie wspomniałam jednak o tym, że uświadomiłam sobie z pewną przykrością, iż nasze gorączkowe poszukiwania często przypominają kompulsywne zachowania – deptanie trawników, zostawianie śladów zadrapań na okiennicach, głuche telefony – postaci, za którą sami się uganiamy.
Jednak w pewnym momencie poczułam się nieco mniej zakłopotana swoją fascynacją, gdy usłyszałam rzucone mimochodem słowa Jeffa Klapakisa, detektywa z Biura Szeryfa Hrabstwa Santa Barbara. Siedzieliśmy w kwaterze głównej jego i jego partnera, z którym pracuje nad sprawą EAR-ONS – jakimś położonym z tyłu pokoju, zagraconym plastikowymi pojemnikami wypchanymi teczkami pełnymi starych akt. Nad jego prawym ramieniem wisiała ogromna mapa Golety, sporządzona na podstawie Google Earth, na której zaznaczono miejsca popełnienia podwójnych morderstw. Dzieliło je dziewiętnaście miesięcy, ale zaledwie niecały kilometr. Przez środek mapy biegła kręta trasa strumienia San Jose – rosnące wokół niego potężne zielone drzewa zapewniały gwałcicielowi-mordercy doskonałą osłonę.
Spytałam Klapakisa, co sprawiło, że porzucił swoją emeryturę i zaczął pracować nad tą sprawą. Wzruszył ramionami.
– Lubię zagadki – powiedział.
Dzieciak miał na myśli mniej więcej to samo, gdy napisał krótkie wyjaśnienie przeznaczone dla wszystkich ewentualnych śledczych, którzy mogliby natknąć się na jego poszukiwania: „Powodów jego zainteresowania sprawą – napisał, posługując się trzecią osobą – nie sposób wyjaśnić krótko i zwięźle, dość powiedzieć, że chodzi o prostą odpowiedź na wielkie pytanie i on musi ją poznać".
Dzieciak ostatecznie podzielił się ze mną swoim piece de résistance, które nazywa główną listą. W tym dokumencie na stu osiemnastu stronach wymienia około dwóch tysięcy nazwisk mężczyzn wraz z dotyczącymi ich informacjami, takimi jak data urodzenia, kolejne adresy, przeszłość kryminalna, a nawet fotografie, jeśli to możliwe. Wyczerpujący charakter opracowania – lista jest zaopatrzona w indeks – sprawił, że opadła mi szczęka. Przy części nazwisk są dopiski (na przykład „zapalony kolarz" albo „kuzynka Bonnie") wyglądające na nonsensowne, jeśli nie wie się aż za dużo, tak jak my, o seryjnym zabójcy, który być może już nie żyje, a po raz ostatni popełnił morderstwo, gdy prezydentem był Ronald Reagan.
„W pewnym momencie będę musiał zostawić to wszystko za sobą i zająć się swoim życiem – napisał do mnie Dzieciak w e-mailu. – Ironia sytuacji polega na tym, że im więcej czasu i pieniędzy poświęcam na to bardzo niepraktyczne (i dla większości ludzi niezrozumiałe) przedsięwzięcie, tym skuteczniejsze są moje dalsze poczynania, dzięki czemu być może uda mi się w końcu zidentyfikować tego sukinsyna. A to usprawiedliwia moje zaangażowanie".
Nie wszyscy podziwiają detektywów amatorów z forum czy ich wysiłki. Niedawno na stronie pojawił się pewien krzykacz i zaczął rozpisywać się o tej, jak to ujął, „żałosnej obsesji niedoszłych gliniarzy o pokręconych umysłach". Oskarżył ich o to, że nie mają pojęcia, co robią, wtrącają się w nie swoje sprawy i żywią niezdrowe zainteresowanie gwałtem i morderstwem. „Walter Mitty Detective" – napisał.
Tyle że w tym momencie byłam już przekonana, że jeden z tych Mittych przypuszczalnie rozwiąże tę zagadkę.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95