Michelle McNamara: Obsesja zbrodni. Prawdziwa historia poszukiwań seryjnego mordercy

Podniecenie, jakie cię ogarnia, kiedy znajdziesz podejrzanego, bardzo przypomina pierwsze chwile głupiej miłości, gdy mimo mglistych sygnałów ostrzegawczych śmiało brniesz naprzód, w przekonaniu, że to jest właśnie ta Jedyna Osoba.

Publikacja: 18.01.2019 18:00

Seryjnym mordercą i gwałcicielem z Sacramento okazał się Joseph James DeAngelo, były oficer policji.

Seryjnym mordercą i gwałcicielem z Sacramento okazał się Joseph James DeAngelo, były oficer policji. Został zatrzymany po 40 latach od popełnianych zbrodni, dwa miesiące po premierze książki nieżyjącej już wtedy Michelle McNamary. Publikacja przyczynila się do wznowienia śledztwa i podpowiedziała śledczym nowe tropy. Zbrodniarz wpadł po prostej analizie DNA możliwej dzięki rozwojowi stron internetowych temu poświęconych. Na zdjęciu 73-letni „Golden State Killer” w sądzie w Sacramento w Kalifornii, kwiecień 2018

Foto: Getty Images

Kobietę, która siedziała naprzeciwko mnie w zatłoczonym biurze w szkole średniej w Sacramento, widziałam pierwszy raz w życiu. Jednak nikt by się tego nie domyślił, słysząc, jak od pierwszej chwili wymieniamy się w rozmowie skrótowymi wyrażeniami, naszą wersją języka klingońskiego, tyle że dotyczącego Gwałciciela ze Wschodniej Strony-Pierwotnego Nocnego Łowcy (EAR-ONS).

– Włamanie z pogryzieniem przez psa w siedemdziesiątym czwartym? – spytałam.

Kobieta, którą będę nazywała Pracownicą Opieki Społecznej, poprawia gęste włosy spięte w kucyk i pociąga łyk napoju z puszki Rockstar. Ma duże zielone oczy, przenikliwe spojrzenie, niski głos. Powiedziałoby się, że dobiega sześćdziesiątki. Powitała mnie na parkingu, energicznie wymachując rękami nad głową. Z miejsca ją polubiłam.

– Nie wierzę, żeby to miało związek – odpowiada.

Włamanie z 1974 roku w Rancho Cordova to właśnie jedna z tych niedawno odkrytych spraw, jakimi z wielkim upodobaniem zajmują się członkowie forum, czyli grupy dyskusyjnej poświęconej serialowi „Cold Case Files", emitowanemu przez sieć A&E, w wątku poświęconym EAR-ONS. Pracownica Opieki Społecznej jest de facto jednym z liderów tej grupy. Z czasem nauczyłam się doceniać ich drobiazgowe analizy i badania dotyczące tej sprawy, ale początkowo byłam po prostu oszołomiona. Forum prowadzi jakieś tysiąc wątków, jest w nim dwadzieścia tysięcy postów.

Natrafiłam na nie jakieś półtora roku temu, pochłonąwszy niemal za jednym zamachem książkę Larry'ego Cromptona „Sudden Terror", która jest prawdziwą kopalnią niczym nieupiększonych szczegółów związanych ze sprawą, aż za często słychać w niej polityczną niepoprawność z lat siedemdziesiątych, a zarazem jest jakoś dziwnie poruszająca w swoich opisach żalu, jaki prześladuje tego rzeczowego gliniarza. Zdumiała mnie liczba informacji, jakie w niej znalazłam. Ukazało się co najmniej kilkanaście książek poświęconych nocy 25 grudnia 1996 roku, gdy została zamordowana Jon Benét Ramsey. Ale EAR-ONS? To sprawa, która ciągnęła się przez dekadę na terenie całego stanu, doprowadziła do zmiany praw dotyczących DNA w Kalifornii, obejmowała sześćdziesiąt ofiar – prowadzący ją śledczy dysponowali dziwnymi wypowiedziami podejrzanego z miejsca zbrodni („Zabiję was, tak jak zabiłem tych ludzi w Bakersfield"), wierszem rzekomo napisanym przez sprawcę („Pragnienie podniecenia"), a nawet nagraniem jego głosu na taśmie (była to krótka, wypowiedziana szeptem groźba zarejestrowana przez jakieś policyjne urządzenie podłączone do telefonu jednej z ofiar), a mimo to na temat tej sprawy powstała zaledwie jedna książka, niemal niedostępna, wydana przez samego autora.

Kiedy po raz pierwszy zalogowałam się na forum poświęcone osobie Gwałciciela ze Wschodniej Strony-Pierwotnego Nocnego Łowcy, natychmiast zaskoczyła mnie skala inteligentnych zbiorowych poszukiwań, jakie się tam odbywają. To prawda, są też oszołomy, w tym jakiś gość pełen dobrych intencji, który twierdzi, że Ted Kaczynski, Unabomber, to EAR-ONS (to nieprawda). Ale większość zamieszczanych tam analiz jest pierwszorzędna. Na przykład pewien często publikujący swoje posty osobnik zwany Port of Leith pomógł odkryć, że rozkład zajęć na Uniwersytecie Stanowym w Sacramento w latach aktywności gwałciciela pokrywa się z jego zbrodniami. Na forum można znaleźć sporządzone przez członków mapy przedstawiające wszystko, od położenia miejsc zbrodni po wycieczki świadków na teren, gdzie napastnik upuścił zakrwawioną motocrossową rękawiczkę w Dana Point. Setki postów poświęcono analizie jego przypuszczalnych związków z wojskiem, branżą handlu nieruchomościami czy ochroną zdrowia.

Detektywi amatorzy polujący na EAR-ONS są sprawni i bardzo poważnie wykorzystują swoje umiejętności do tego, aby go złapać. Jednego razu spotkałam się w kawiarni Starbucks ze studentem informatyki z Los Angeles, żeby porozmawiać o pewnym osobniku, który ostatnio budził jego zainteresowanie. Przed spotkaniem dostałam od rozmówcy siedmiostronicowe dossier obejmujące przypisy, mapy oraz zdjęcia ze szkolnego rocznika przedstawiające podejrzanego. Zgodziłam się z młodym człowiekiem, że ten wątek wygląda obiecująco, choć jeden szczegół budził jego niepokój; chodziło o to, że nie znał numeru butów swojego podejrzanego (rozmiar butów EAR – dziewięć albo dziewięć i pół – jest nieco mniejszy niż przeciętny rozmiar męskiego buta).

Członkowie forum mają pewną skłonność do nieco paranoicznej nieufności, ukrywają się pod pseudonimami oraz, co zapewne nie jest zaskakujące w przypadku osób spędzających mnóstwo czasu w internecie na dyskusjach o seryjnym mordercy, nie brak wśród nich konfliktów personalnych. Pracownica Opieki Społecznej działa jako swego rodzaju pośrednik między członkami grupy a śledczymi z Sacramento. Irytuje to autorów niektórych postów, którzy zarzucają jej, że robi aluzje do posiadania poufnych informacji, a potem milczy, kiedy się ją prosi, aby się nimi podzieliła.

To, że od czasu do czasu zdobywa nowe informacje, którymi może się podzielić, nie ulega wątpliwości. 2 lipca 2011 roku Pracownica Opieki Społecznej opublikowała na forum rysunek naklejki, jaką widziano, jak mówiła, na podejrzanym pojeździe w pobliżu miejsca popełnienia jednego z gwałtów w Sacramento.

„Przypuszczalnie pochodzi z NAS [Naval Air Station] North Island, ale to niepotwierdzone i nie ma na ten temat żadnych informacji. Czy ktoś z forum zna taką naklejkę? Mam nadzieję, że uda nam się dowiedzieć, skąd ona jest". (...)

Obiad z podejrzanym

Im bardziej zagłębiałam się w aktywność forum, coraz bardziej oczywista stawała się dla mnie osobliwa, ale nieulegająca wątpliwości obecność na nim przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. Internetowi detektywi, zafascynowani pod wpływem własnych, osobliwych powodów starą, nierozwiązaną sprawą sprzed dziesięcioleci, próbują, posługując się swoimi laptopami, wytropić zabójcę, ale ich poczynaniami subtelnie sterują prawdziwi policjanci.

Pracownica Opieki Społecznej zabrała mnie na przejażdżkę śladem miejsc związanych ze zbrodniami gwałciciela, labiryntem uliczek wśród skromnych, parterowych domów okalających tereny Mather, starej bazy Amerykańskich Sił Powietrznych, a potem przez bardziej zadrzewione okolice większych domów w Arden-Arcade i Del Dayo. Jak powiedziała, zaczęła nieformalnie współpracować ze śledczymi z Sacramento jakieś pięć lat temu.

– Mieszkałam tutaj, kiedy to się wszystko działo – opowiada. Miała wtedy małe dziecko i pamięta przerażenie sięgające w okolicy niemal paraliżującego napięcia, gdy doszło do gwałtu numer piętnaście.

Zabudowy wschodniej części Sacramento, w której polował EAR-ONS, nie planowano z myślą o estetyce. Zauważyłam cały kwartał domów w jednolicie beżowym kolorze. Mimo aury powściągliwej ostrożności, jaką emanuje ta okolica, doszło tu do straszliwych rzeczy. Skręciłyśmy w Malaga Way, gdzie 29 sierpnia 1976 roku dźwięki dzwonków i ostry zapach wody po goleniu zbudziły dwunastoletnią dziewczynkę. Jakiś zamaskowany mężczyzna stał przy oknie jej sypialni, dłubiąc nożem przy górnym lewym rogu siatki ochronnej.

– To naprawdę mroczne miejsce, kiedy się o tym wszystkim pomyśli – powiedziała Pracownica Opieki Społecznej. Więc czemu ona się tym zajmuje?

Pewnego wieczoru, wiele lat temu, leżąc w łóżku, skakała po kanałach telewizji, gdy natknęła się na końcówkę jakiegoś odcinka „Cold Case Files". Aż usiadła z wrażenia.

O mój Boże – pomyślała – on został mordercą.

Męczyło ją jakieś niewyraźne wspomnienie z tego okresu i zwróciła się do jednego z detektywów z wydziału policji w Sacramento, żeby się upewnić, czy sobie tego wszystkiego nie wymyśliła. Ale nie wymyśliła. Potwierdził, że jeszcze zanim podano do publicznej wiadomości, że EAR lubi dzwonić do swoich ofiar, trzykrotnie zawiadamiała policję o obscenicznych telefonach, o kimś, kto ją prześladował, mówiąc, że wie o niej wszystko. Teraz jest przekonana, że tym człowiekiem był EAR-ONS.

W oddali połyskuje niebiesko rzeka American. Pracownica Opieki Społecznej powiedziała mi właśnie, że czuje się „duchowo" powołana, żeby pomóc w rozwiązaniu tej sprawy.

– Ale przekonałam się, że trzeba uważać, trzeba dbać o siebie. Inaczej to może cię wciągnąć – dodała.

Może? Spędziłyśmy kilka godzin, rozmawiając wyłącznie o gwałcicielu-mordercy. Kiedy jej mąż podczas przyjęcia wyczuwa, co jej chodzi po głowie, delikatnie kopie ją pod stołem i szepcze: „Nie zaczynaj". Sama pewnego razu spędziłam całe popołudnie, wyszukując wszelkie dostępne informacje o członku drużyny waterpolo z Rio Americano High School w 1972 roku tylko dlatego, że na zdjęciu w szkolnym roczniku wydaje się szczupły i ma mocne łydki (w pewnym momencie uważano to za charakterystyczną cechę EAR-ONS). Pracownica Opieki Społecznej zjadła kiedyś obiad z pewnym podejrzanym, a potem zabrała ze sobą jego butelkę po wodzie, żeby pobrać próbkę DNA. W aktach policyjnych często podawane są najpierw nazwiska, a dopiero potem imiona, i w jakimś momencie zaćmienia, kiedy już nie bardzo wiedziałam, co robię, naprawdę zaczęłam szukać jakiegoś Lary'ego Burga, zanim mój wzrok i mózg zaskoczyły na tyle, żeby mi podpowiedzieć, że chodzi o słowo „Burglary" [czyli włamanie].

Cztery tysiące godzin

Czuję teraz w gardle krzyk, który utkwił mi tam na stałe. Kiedy mój mąż, starając się mnie nie zbudzić, wszedł pewnego wieczora do naszej sypialni, wyskoczyłam z łóżka, chwyciłam lampkę ze stolika nocnego i cisnęłam nią w jego stronę. Na szczęście nie trafiłam. Kiedy rankiem zobaczyłam leżącą na podłodze lampę i przypomniałam sobie, co zrobiłam, aż się wzdrygnęłam. A potem zaczęłam rozglądać się wśród pościeli za swoim laptopem i wróciłam do swoich talmudycznych badań nad zawartością policyjnych raportów.

Niemniej roześmiałam się, słysząc delikatne ostrzeżenia Pracownicy Opieki Społecznej, żebym nie popadła w obsesję. Pokiwałam głową. Wolałam udawać, że tylko chodzimy wokół króliczej jamy, choć już dawno ryjemy w głębi.

W naszej jamie można także spotkać trzydziestoletniego mężczyznę z południowej Florydy, którego będę nazywała Dzieciakiem. Ma dyplom z filmoznawstwa i jak aluzyjnie zauważył, trochę skomplikowane stosunki ze swoją rodziną. Szczegóły mają znaczenie dla Dzieciaka. Niedawno przestał oglądać w kablówce emisję „Brudnego Harry'ego", ponieważ „zaraz po początkowych napisach przeskoczyli z [formatu obrazu] 2.35:1 na 1.78:1". Jest inteligentny, drobiazgowy i od czasu do czasu szorstki. Jest także w moim przekonaniu największą nadzieją w gronie detektywów amatorów pracujących nad tą sprawą.

Większość ludzi obeznanych ze sprawą Gwałciciela ze Wschodniej Strony-Pierwotnego Nocnego Łowcy zgadza się, że jednym z najlepszych tropów jest geograficzny szlak jego zbrodni. Nie ma w końcu tak wielu białych mężczyzn urodzonych, powiedzmy, w okresie 1943–1959, którzy mieszkali albo pracowali w Sacramento, w hrabstwie Santa Barbara i w hrabstwie Orange w latach 1976–1986.

Ale tylko Dzieciak spędził prawie cztery tysiące godzin, analizując dane i szukając możliwości, przeczesując przy tej okazji wszystko, od Ancestry.com po USSearch.com. Ma dzięki eBayowi kopię wydanej przez firmę R.L. Polk książki adresowej „1977 Sacramento Suburban Directory". Ma także na swoim twardym dysku zdigitalizowaną książkę telefoniczną hrabstwa Orange z roku 1983.

Zrozumiałam, że Dzieciak jest poszukiwaczem pierwszej klasy, kiedy na samym początku mojego zainteresowania tą sprawą, zauważywszy na podstawie jego postów na forum, że wydaje się mocno wprowadzony w temat, wysłałam mu e-maila z nazwiskiem przypuszczalnego podejrzanego, którego wytropiłam. Teraz już wiem, że podniecenie, jakie cię ogarnia, kiedy znajdziesz podejrzanego, bardzo przypomina pierwsze chwile głupiej miłości, gdy mimo mglistych sygnałów ostrzegawczych śmiało brniesz naprzód, w przekonaniu, że to jest właśnie ta Jedyna Osoba.

Widziałam już swojego podejrzanego w kajdankach, ale Dzieciak był w poszukiwaniach jakiś rok przede mną i kilka baz danych do przodu. „Ostatnio nie zajmowałem się tym gościem" – odpisał. Do swojego e-maila załączył fotografię jakiegoś skwaszonego prymusa w kamizelce zrobionej na drutach, zdjęcie mojego podejrzanego z drugiego roku nauki. „Raczej nie figuruje w pierwszej dziesiątce na mojej liście" – dodał.

Później zwięźle podsumował rodzaj niebezpieczeństw, jakie czyhają na nas, kiedy próbujemy rekonstruować obraz podejrzanego, zauważając, że jeśli sądzić na podstawie historii miejsc zamieszkania i fizycznego opisu, dobrym kandydatem na EAR-ONS byłby Tom Hanks. (Którego, co należy podkreślić, należałoby wyeliminować z grona podejrzanych wyłącznie na podstawie samego terminarza zdjęć do „Bosom Buddies").

Ostatniej wiosny wybrałam się z rodziną na wakacje na Florydę i umówiłam się w jakiejś kawiarni na spotkanie z Dzieciakiem, aby poznać go osobiście. Jest przystojny, ma starannie przystrzyżone jasnobrązowe włosy, jest bardzo wymowny i wydaje się zupełnie nieprawdopodobnym kandydatem na kogoś, kto kompulsywnie przeszukuje bazy danych w związku ze starymi, nierozwiązanymi sprawami, z którymi osobiście nic go nie łączy. Nie chciał napić się kawy, ale palił camele lighty jednego za drugim. Przez chwilę rozmawialiśmy o Kalifornii, o przemyśle filmowym. Powiedział mi, że pewnego razu pojechał do Los Angeles tylko po to, żeby zobaczyć reżyserską wersję swojego ulubionego filmu „Aż na koniec świata" Wima Wendersa.

Opadła mi szczęka

Ale głównie rozmawialiśmy o wspólnej obsesji. Sprawa jest tak skomplikowana i tak trudno opowiadać o niej zwięźle innym ludziom, że zawsze oddycham z pewną ulgą, gdy znajdę się w obecności kogoś, z kim mogę rozmawiać, posługując się skrótami. Wydaje się, że oboje byliśmy trochę zdumieni, a trochę skrępowani swoją manią. Niedawno podczas weselnego przyjęcia pan młody w pewnym momencie wtrącił się do rozmowy między swoją matką a Dzieciakiem, który jest jego starym przyjacielem. „Opowiedz jej o swoim seryjnym mordercy!" – zaproponował mu, po czym poszedł dalej.

Powiedziałam Dzieciakowi, że zawsze zastanawiam się nad tym, że zwierzęta trzymane w niewoli wolą, jak dowodzą eksperymenty, raczej same poszukiwać żywności, niż ją dostawać. Poszukiwanie to impuls, który wyzwala strumień dopaminy w naszym mózgu. Nie wspomniałam jednak o tym, że uświadomiłam sobie z pewną przykrością, iż nasze gorączkowe poszukiwania często przypominają kompulsywne zachowania – deptanie trawników, zostawianie śladów zadrapań na okiennicach, głuche telefony – postaci, za którą sami się uganiamy.

Jednak w pewnym momencie poczułam się nieco mniej zakłopotana swoją fascynacją, gdy usłyszałam rzucone mimochodem słowa Jeffa Klapakisa, detektywa z Biura Szeryfa Hrabstwa Santa Barbara. Siedzieliśmy w kwaterze głównej jego i jego partnera, z którym pracuje nad sprawą EAR-ONS – jakimś położonym z tyłu pokoju, zagraconym plastikowymi pojemnikami wypchanymi teczkami pełnymi starych akt. Nad jego prawym ramieniem wisiała ogromna mapa Golety, sporządzona na podstawie Google Earth, na której zaznaczono miejsca popełnienia podwójnych morderstw. Dzieliło je dziewiętnaście miesięcy, ale zaledwie niecały kilometr. Przez środek mapy biegła kręta trasa strumienia San Jose – rosnące wokół niego potężne zielone drzewa zapewniały gwałcicielowi-mordercy doskonałą osłonę.

Spytałam Klapakisa, co sprawiło, że porzucił swoją emeryturę i zaczął pracować nad tą sprawą. Wzruszył ramionami.

– Lubię zagadki – powiedział.

Dzieciak miał na myśli mniej więcej to samo, gdy napisał krótkie wyjaśnienie przeznaczone dla wszystkich ewentualnych śledczych, którzy mogliby natknąć się na jego poszukiwania: „Powodów jego zainteresowania sprawą – napisał, posługując się trzecią osobą – nie sposób wyjaśnić krótko i zwięźle, dość powiedzieć, że chodzi o prostą odpowiedź na wielkie pytanie i on musi ją poznać".

Dzieciak ostatecznie podzielił się ze mną swoim piece de résistance, które nazywa główną listą. W tym dokumencie na stu osiemnastu stronach wymienia około dwóch tysięcy nazwisk mężczyzn wraz z dotyczącymi ich informacjami, takimi jak data urodzenia, kolejne adresy, przeszłość kryminalna, a nawet fotografie, jeśli to możliwe. Wyczerpujący charakter opracowania – lista jest zaopatrzona w indeks – sprawił, że opadła mi szczęka. Przy części nazwisk są dopiski (na przykład „zapalony kolarz" albo „kuzynka Bonnie") wyglądające na nonsensowne, jeśli nie wie się aż za dużo, tak jak my, o seryjnym zabójcy, który być może już nie żyje, a po raz ostatni popełnił morderstwo, gdy prezydentem był Ronald Reagan.

„W pewnym momencie będę musiał zostawić to wszystko za sobą i zająć się swoim życiem – napisał do mnie Dzieciak w e-mailu. – Ironia sytuacji polega na tym, że im więcej czasu i pieniędzy poświęcam na to bardzo niepraktyczne (i dla większości ludzi niezrozumiałe) przedsięwzięcie, tym skuteczniejsze są moje dalsze poczynania, dzięki czemu być może uda mi się w końcu zidentyfikować tego sukinsyna. A to usprawiedliwia moje zaangażowanie".

Nie wszyscy podziwiają detektywów amatorów z forum czy ich wysiłki. Niedawno na stronie pojawił się pewien krzykacz i zaczął rozpisywać się o tej, jak to ujął, „żałosnej obsesji niedoszłych gliniarzy o pokręconych umysłach". Oskarżył ich o to, że nie mają pojęcia, co robią, wtrącają się w nie swoje sprawy i żywią niezdrowe zainteresowanie gwałtem i morderstwem. „Walter Mitty Detective" – napisał.

Tyle że w tym momencie byłam już przekonana, że jeden z tych Mittych przypuszczalnie rozwiąże tę zagadkę.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Kobietę, która siedziała naprzeciwko mnie w zatłoczonym biurze w szkole średniej w Sacramento, widziałam pierwszy raz w życiu. Jednak nikt by się tego nie domyślił, słysząc, jak od pierwszej chwili wymieniamy się w rozmowie skrótowymi wyrażeniami, naszą wersją języka klingońskiego, tyle że dotyczącego Gwałciciela ze Wschodniej Strony-Pierwotnego Nocnego Łowcy (EAR-ONS).

– Włamanie z pogryzieniem przez psa w siedemdziesiątym czwartym? – spytałam.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi