"Rzeczpospolita": Jak się żyje z dwoma wyrokami sądowymi na koncie?
W tej chwili ciąży na mnie tylko jeden wyrok, i to nieprawomocny. Poprzedni – osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata – zatarł się w grudniu ubiegłego roku, więc właściwie nie powinno się o nim w ogóle wspominać.
Została pani skazana za słynne „lub czasopisma", które zniknęły z projektu ustawy.
Skądże znowu. Wszyscy to mylą. Za tę sprawę zostały skazane trzy inne osoby i do dziś uważam, że niesprawiedliwie. Mnie zaś zarzucono dokonanie poprawki, która likwidowała możliwość prywatyzacji mediów publicznych. To ówczesny przewodniczący KRRiT Juliusz Braun zwrócił uwagę na niefortunne sformułowanie w ustawie, które otwierało furtkę do takiej prywatyzacji, i prosił o zmianę. A ponieważ rząd SLD był przeciwny prywatyzacji mediów publicznych, dostałam polecenie zmiany tego przepisu.
Zmieniła pani bezprawnie ustawę przyjętą przez rząd.
Tak uznał sąd, choć pierwszy wyrok w tej sprawie brzmiał – niewinna. Godzinę po tym werdykcie minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ćwiąkalski powiedział dziennikarzom, że nakazał prokuraturze wnieść apelację w tej sprawie. Apelacja się odbyła, sprawa wróciła do sądu pierwszej instancji i sędziowie z tego samego wydziału, których koledzy mnie wcześniej uniewinnili, bez nowych dowodów i świadków wydali wyrok skazujący.
Chce pani powiedzieć, że był to wyrok polityczny?
Miał taki podtekst. W 2004 roku dostałam anonim z Białegostoku. Jego autor twierdził, że był świadkiem spotkania Kazimierza Olejnika, zastępcy prokuratora generalnego, z prokuratorami z Białegostoku. Pan Olejnik miał wówczas mówić, że zbliżają się wybory, wszystko wskazuje na to, że wygra je PiS, i dlatego byłoby dobrze, gdyby Leszkowi Millerowi i Jakubowskiej udało się przyszyć jakieś zarzuty. Nie minęło wiele czasu, gdy prokuratura białostocka wszczęła postępowanie w sprawie przekroczenia przeze mnie uprawnień, które zakończyło się skazaniem.
Nie może pani narzekać. Mariusz Kamiński oskarżony o przekroczenie uprawnień jako szef CBA został skazany na trzy lata bezwzględnego więzienia.
Dla mnie ten wyrok jest straszliwie niesprawiedliwy. A zaznaczam, że zostałam aresztowana, gdy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro, i nie mam powodu, żeby żywić ciepłe uczucia do ludzi z tamtego układu rządzącego. Jednak, patrząc bezstronnie na sprawę, nie mogę pomijać faktu, że były dwa wyroki – pierwszy umarzający sprawę z braku dowodów przestępstwa, a drugi skazujący. Kamiński zapewnia, że wszelkie operacje, które prowadziło CBA, miały wymagane zgody sądów i prokuratur, a skoro tak, to z całą pewnością znajdują się one w aktach.
Dlaczego broni pani Kamińskiego, wiceszefa PiS, skoro uważa pani, że to właśnie ta partia ukręciła na panią intrygę polityczną?
Pani się myli, mój mąż został aresztowany w 2004 r., kiedy premierem był Marek Belka, a rząd – niby-SLD-owski. Ziobro tylko dokończył w 2006 r. to, co oni zaczęli. To prawda, uważam, że moja sprawa miała uderzyć w Millera. Tak jak oskarżenie w 2008 roku dra Jarosława Pinkasa o korupcję za czasów rządów PO miało uderzyć w prof. Zbigniewa Religę. Co do Kamińskiego, to nawet gdyby przekroczył uprawnienia urzędnika, to jednak wyrok bezwzględnego więzienia w takiej sprawie jest bezprecedensowy. Często za ciężkie przestępstwa przeciwko zdrowiu i życiu zapadają niższe wyroki.
Pani perypetie sądowe ciągle trwają, bo niedawno została pani skazana na dwa lata więzienia w zawieszeniu za korupcję przy ubezpieczaniu Elektrowni Opole.
To też jest ciekawe, bo prokurator nie przedstawił żadnych dowodów przeciwko mnie, a jednak zostałam skazana. Tymczasem Beata Sawicka, mimo ewidentnych dowodów korupcji, została uniewinniona. Jak mówi mój mąż, sąd wszystko może, a dowody lub ich brak mają znaczenie drugorzędne. Będę oczywiście składać apelację. Czekam na uzasadnienie wyroku. Ale nie mam zbyt dużych nadziei na wybronienie się, patrząc na to, co się dzieje w sądownictwie.