Tomasz Lis przed niedawnym pożegnaniem z TVP nie omieszkał podkreślić, jak wielki sukces odniósł jego program publicystyczny „Tomasz Lis na żywo". Podkreślił, że w ostatnim czasie oglądało go średnio 2,1 mln widzów, że zarobił dla TVP ponad 100 mln złotych z reklam, że inne programy publicystyczne pojawiały się i znikały, a jego trwał przez osiem lat. Nawet jednak on musiał przyznać, że był jeden program autorski, z którym pod względem oglądalności równać się nie mógł. Mowa oczywiście o „Sprawie dla reportera" Elżbiety Jaworowicz.
W czasach największej popularności zdarzało się, że „Sprawę dla reportera" oglądało nawet 8 mln widzów. Dziś ta liczba nie jest już tak okazała, ale wciąż działa na wyobraźnię. W grudniu najlepiej oglądany odcinek programu Jaworowicz przyciągnął przed ekrany 3,8 mln widzów – mniejszą oglądalność miało np. noworoczne orędzie prezydenta Andrzeja Dudy.
Średnia oglądalność „Sprawy dla reportera" oscyluje wokół 3–3,5 mln widzów. A jeśli Lis zarobił dla TVP 100 mln złotych, to Jaworowicz prawdopodobnie wzbogaciła telewizję publiczną o równowartość kwoty pięciokrotnie większej. W 2011 roku w zestawieniu dziennikarzy, którzy są najbardziej dochodowi dla swoich stacji, prowadząca „Sprawę dla reportera" znalazła się przed Lisem, zarabiając dla TVP 25 mln zł (Lis – 21 mln zł) – a jeśli dodamy do tego fakt, że Lis „trwał w TVP" przez osiem lat, a Jaworowicz pojawia się na ekranie od lat 32 – to mamy jasny obraz tego, kto naprawdę jest dla telewizji publicznej prawdziwą żyłą złota.
Jaworowicz rzadko pojawia się w tabloidach, nie ma konta na Twitterze, nie wypowiada się na tematy polityczne. 31 marca skończy 70 lat. W żaden sposób nie pasuje do modelu współczesnego dziennikarza-celebryty. Tajemnicą jej sukcesu jest niezwykły format prowadzonego programu, którego mottem mógłby być fragment piosenki Jacka Kaczmarskiego, zadedykowanej Jackowi Kuroniowi: „by być po stronie słabszych, którzy będą – zawsze". I tak jest ze „Sprawą dla reportera" – od 1984 roku zmienił się ustrój, świat, media, ale ci „słabsi" są w 2016 roku równie potrzebujący jak przed 32 laty.
Medialne nogi
Co czwartek wszystko wygląda tak samo – Jaworowicz przybywa z odsieczą pokrzywdzonym. W czasach PRL były to zazwyczaj osoby, które cierpiały z powodu działań bezdusznych przedstawicieli aparatu partyjnego średniego i niskiego szczebla. W latach 90. Jaworowicz wychodziła naprzeciw ofiarom planu Balcerowicza i prywatyzacji – co ciekawe, w tamtym czasie jednym z ekspertów zapraszanych do studia był m.in. obecny prezes TVP Jacek Kurski. Dziś Jaworowicz najczęściej jeździ do osób, które czują się poszkodowane przez sądy lub banki. Bohaterowie programu najczęściej pochodzą z małych miasteczek lub wsi – i najczęściej są bezradni wobec rzeczywistości. I wtedy pojawia się pani redaktor.