Działania prokuratury zadziwiają. O, przepraszam, ściślej mówiąc, kierownictwa prokuratury. Trudno się oprzeć wrażeniu, że pierwowzór ostatnich wydarzeń znalazło u naszego wschodniego sąsiada czy też w innych niekoniecznie demokratycznych organizacjach. Otwarte pozostaje pytanie, po co podejmuje się działania, które tak naprawdę nikomu nie służą. Przede wszystkim zaś nie służą społeczeństwu.
Nie prawicowy, tylko bolszewicki
Z jednej strony oddelegowany i niewygodny dla władzy prokurator musi w ciągu kilkunastu godzin przemodelować swoje życie zawodowe, a co ważniejsze – prywatne. Często na tyle skomplikowane, że tę sytuację można przyrównać jedynie do trzęsienia ziemi.
Czytaj także: Dalekie delegacje prokuratorów pod lupą inspekcji pracy?
Z drugiej strony kierownictwo prokuratury, chcąc wywołać efekt mrożący, nie odniesie żadnego pozytywnego skutku politycznego, który mógłby się przełożyć na wzrost poparcia społecznego. Wprost przeciwnie. Działaniami rodem z bolszewickiej Rosji nikomu w XXI w., w dobie internetu i mediów społecznościowych nie zamknie się ust. Prezentując taki sposób myślenia, kierownictwo prokuratury pokazuje, iż mentalnie bliżej im do epoki komunizmu niż do demokracji czy też republikańskiej formy rządów. Tak nie postępuje żaden prawicowy rząd, którym tak często mianują się przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy.
„Oddelegowanie" prokuratorów na kilkaset kilometrów od ich miejsc zamieszkania, ponadto w dobie pandemii, jawi się jako oczywista represja wobec tych wszystkich, którzy swoje obowiązki chcieliby wykonywać w sposób merytoryczny, a nie polityczny. Każdy z „oddelegowanych" prokuratorów pracował w dużych, liczących się prokuraturach, które z racji swoich właściwości nie narzekają na brak pracy (wpływu spraw).