Polska spóźniła się ze swoją opowieścią o drugiej wojnie światowej, bo zuniwersalizowana pamięć Europy została ustalona pod jej nieobecność. Nieunikniony był więc spór z ową obcą, a czasem nawet sprzeczną z polską racją stanu narracją. Zachodnia, kształtowana od lat 60., stała się, jak ujął to Michał Łuczewski, opowieścią „konwersji": odrzucenie historii jako źródła zła i „złej" pamięci pozwala teraźniejszości chodzić w glorii dobra moralnego, z wyniesieniem na piedestał pewnych i wymazaniem innych wydarzeń. To doświadczenie zła, w kontrze do którego miano budować napędzaną winą sprawiedliwą cywilizację, stało się podstawą dekonstrukcji instytucjonalnej i edukacji moralnej. Z kolei polska narracja ciągle, na razie, opiera się na kulcie bohaterów. Te dwie narracje mają różne uzasadnienia, ponieważ odwołują się do innych doświadczeń, dlatego narzucanie tej pierwszej budzi w Polsce opór.
Samobiczowanie zamiast dumy
W europejskiej tradycji etos heroizmu i cześć dla poległych są od zawsze w centrum obrzędowości publicznej. Oracja pogrzebowa Peryklesa, epitafium Symonidesa dla poległych pod Termopilami: „Przechodniu, powiedz Sparcie(...), setki list poległych wykutych w kamieniu zapoczątkowały tradycje wspólnotowej wdzięczności.
Czytaj także: Andrzej Bryk: studenci już nie bronią prawdy
Po katastrofie XX w. etos heroizmu ustąpił miejsca winie. Ofiary zastąpiły bohaterów, a samobiczowanie zajęło miejsce dumy. Ta tyrania winy, jak ujął to Pascal Bruckner, stanowi formę narcyzmu, uniemożliwia pokazanie wielkości europejskiego dziedzictwa, ale też wymusza naciski na ujednolicenie interpretacji historii w postkomunistycznej części UE i kształtowanie tam postnarodowej, posthistorycznej, postchrzescijańskiej i postheroicznej świadomości.
To europejski wariant niemieckiej reinterpretacji historii opartej na przyjętej w latach 60. teorii tzw. Sonderweg (drogi wyjątkowej), według której od zjednoczenia w 1871 r. historia Niemiec to droga wiodąca do Hitlera. Odrzucenie tego dziedzictwa, warunek ucywilizowania Niemiec, oznaczało też uznanie idei prawicowych, konserwatywnych, wspólnotowych, tj. nacjonalistycznych utożsamianych z patriotyzmem, za w istocie faszystowskie, ustępujące postępowemu liberalno-lewicowemu patrzeniu na historię i teraźniejszość. Od tego był krok do uznania tezy Teodora Adorno, guru pokolenia 1968 r., że droga do Auschwitz biegła nie tylko przez historię Niemiec, lecz była konsekwencją dziedzictwa Europy jako historii zbrodni i wyzysku. Jego radykalne przekształcenie stało się warunkiem jej odrodzenia.