Tomasz Pietryga: Z ciszy wyborczej zrezygnowali już nasi sąsiedzi. A kiedy my?

Zakazy związane z ciszą wyborczą trzeba urealnić albo z nich zrezygnować. Inaczej nadal będziemy żyć w fikcji pełnej absurdów.

Publikacja: 12.10.2023 03:00

Tomasz Pietryga: Z ciszy wyborczej zrezygnowali już nasi sąsiedzi. A kiedy my?

Foto: PAP/Grzegorz Jakubowski

W piątek o północy cały kraj ogarnie cisza wyborcza. Zabronione będzie publikowanie sondaży, agitacja, a z mediów znikną informacje o partiach i dyskusje polityczne. Za złamanie zakazów grożą surowe kary, niektóre sięgają nawet 1 mln zł. I jak przed każdymi wyborami powraca dyskusja o sensowności owych zakazów. Mimo że większość ekspertów widzi, że coś w tych rozwiązaniach zgrzyta, wszystko toczy się siłą bezwładu z wyborów na wybory. I nic.

Argumenty za utrzymaniem zakazów są dość wątłe. Naczelny sprowadza się do zablokowania „kłamliwych wrzutek”, które mogłyby zmanipulować preferencjami wyborców tuż przed oddaniem głosu. Tylko jaka jest różnica między kłamliwą wrzutką w piątek tuż przed północą, kiedy ciszy jeszcze nie ma, a po północy, kiedy już obowiązuje?

Czytaj więcej

Czy lajk na Facebooku złamie ciszę wyborczą

Przepisy o ciszy wyborczej zostały wprowadzone zaraz po transformacji, w epoce analogowej, kiedy nikt jeszcze nie śnił o mediach społecznościowych. Obowiązują nadal, nie zauważając rewolucji cyfrowej. Ciągle przykładają takie same miary do plakatu wyborczego, zawieszonego w niedzielę wyborczą na przydrożnym płocie, jak i internetu, który ze względu na swój globalny zasięg jest dla ustawowych zakazów po prostu nieuchwytny.

Nad faktem, że zakazy wyborcze są już rytualnie łamane w sieci, przechodzi się do porządku dziennego. Owszem, jedna z interpretacji PKW mówi, że sam „lajk” oddany pod politycznym postem może być traktowany jak złamanie ciszy wyborczej. Ale co w sytuacji, gdy dyskusja polityczna toczy się na zagranicznym serwerze czy wśród Polonii, a mogą ją przecież śledzić również wyborcy w kraju? Absurdów jest więcej, jak popularny kiedyś w mediach społecznościowych warzywniak, w którym ceny warzyw oddawały poziom poparcia dla poszczególnych partii w trakcie niedzieli wyborczej. Do dość osobliwej sytuacji dochodzi w wyborach uzupełniających lub lokalnych. Kiedy w 2019 r. odbywały się wybory na prezydenta Gdańska, ciszą wyborczą objęto całą Polskę, mimo że w plebiscycie brało udział ok. 1 proc. obywateli. I co? I nic.

Czytaj więcej

Referendum: kiedy głos liczy się do frekwencji, a kiedy nie

Z ciszy zrezygnowali tymczasem już nasi najbliżsi sąsiedzi. Nie ma jej w Niemczech czy na Słowacji. W USA cisza jest ograniczona tylko do bliskich okolic lokalu wyborczego, a szersze zakazy traktowane są jako naruszenie konstytucyjnie chronionej wolności słowa. W Polsce sprawa ta nigdy nie była poddana poważnej debacie. Być może dlatego, że to sezonowy problem, o którym się zapomina dzień po wyborach. Ale może jednak dla czystości działania państwa warto podjąć ten wysiłek. Drogi są dwie: albo urealnić zakazy, aby odnosiły się do rzeczywistości, w której żyjemy, albo z nich zrezygnować, abyśmy nie żyli w absurdalnej fikcji.

Czytaj więcej

Kłopotliwa cisza wyborcza także w kampanii referendalnej

W piątek o północy cały kraj ogarnie cisza wyborcza. Zabronione będzie publikowanie sondaży, agitacja, a z mediów znikną informacje o partiach i dyskusje polityczne. Za złamanie zakazów grożą surowe kary, niektóre sięgają nawet 1 mln zł. I jak przed każdymi wyborami powraca dyskusja o sensowności owych zakazów. Mimo że większość ekspertów widzi, że coś w tych rozwiązaniach zgrzyta, wszystko toczy się siłą bezwładu z wyborów na wybory. I nic.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Prawne
Marta Milewska: Czas wzmocnić media lokalne, a nie osłabiać samorządy
Opinie Prawne
Wojciech Labuda: Samo podwyższenie zasiłku pogrzebowego to za mało
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Lekcja praworządności dla Ołeksandra Usyka
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Powódź wzmocni zjawisko patroli obywatelskich? Budzą się demony
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Może prezydentowi ręka zadrży