Nie zagłębiając się jednak w szczegóły tych propozycji ( część prokuratorów uznaje projekt za „rewanżystyczny”) warto zastanowić się, czy powołanie niezależnej prokuratury w Polsce jest w ogóle możliwe.
Sędzia, który został prokuratorem
Zanim PiS doszedł do władzy w 2015 roku, mieliśmy do czynienia z eksperymentem powołania urzędu niezależnego Prokuratora Generalnego, pierwszy raz po 1989 roku niepołączonego unia personalną z ministrem sprawiedliwości. W 2010 roku został nim sędzia Andrzej Seremet. Dlaczego - sędzia, a nikt ze środowiska prokuratorskiego, pytanie do dziś pozostaje otwarte. Pamiętam tamtą argumentacje. Sędzia z wieloletnim stażem, nosi w sobie duże pokłady niezawisłości, którą zaszczepi w prokuratorskich sercach. I taka idea przyświecała ówczesnej sejmowej większości. Eksperyment się nie udał. Seremet nie był akceptowany przez część środowiska prokuratorskiego, dla którego wybór był nieakceptowalny, gdyż na ich czele stanął człowiek, który nie rozumie specyfiki prokuratorskiego rzemiosła, o kwestiach ambicjonalnych nawet nie ma co wspominać.
Wizja niezależności Prokuratora Generalnego szybko zresztą rozbiła się z twardą polityczną rzeczywistością. Posłowie, tworząc ustawę o PG nie poszli na całość, gwarantując prokuratorom pełną niezależność. Ustawodawca tak naprawdę zatrzymał się w półkroku, tworząc, pewnie nie do końca z premedytacją, hybrydę, politycznie szalenie wygodną.
W ustawie zostawiono różne furtki, aby niezależność PG ograniczyć, a czasem przytemperować Polityk - minister sprawiedliwości w dalszym ciągu trzymał klucz do prokuratorskiej kasy i to od jego dobrej woli zależało, ile do prokuratury trafi pieniędzy. On też wydawał regulamin urzędowania prokuratury, modelując nad głową Sermeta prokuratorską rzeczywistość.
Gdy w politycznym świecie robiło się nerwowo za sprawą prokuratury ( choćby w związku z tzw. aferą podsłuchową), premier kilkakrotnie groził niepodpisaniem sprawozdania rocznego z pracy PG, co mogło zainicjować procedurę odwołania Seremeta przez Sejm. Ten, żył więc przez kilka lat „z pistoletem przy głowie”, nawet nie skrywając, że jest trzymany w politycznym szachu, przez sprawozdanie, które mozolnie, przez wiele miesięcy recenzował Donald Tusk. Taka to była niezależność, mocno życzeniowa, która niewytrzymała starcia z rzeczywistością.