Tomasz Pietryga: Legislacyjne gonienie króliczka

Nawet 300 projektów ustaw znajdujących się w parlamencie na różnych etapach prac legislacyjnych wkrótce trafi do kosza, gdyż wybory zresetują legislacyjny licznik.

Publikacja: 08.09.2023 03:00

Tomasz Pietryga: Legislacyjne gonienie króliczka

Foto: Adobe Stock

To spory dorobek i mapa tego, co działo się w parlamencie w ostatnich czterech latach. Charakterystyczna, zresztą nie tylko dla tego okresu, jest nadprodukcja prawa. Posłowie, a przede wszystkim rząd, zasypują marszałka Sejmu setkami projektów, nie oglądając się na to, czy w ogóle jest wola polityczna na ich uchwalenie. A było to łatwiejsze, gdyż większość ma jedno ugrupowanie.

Wiele rozwiązań, które przepadną w Sejmie, było na bardzo zaawansowanym etapie prac legislacyjnych, a podatnicy zapłacili już dużo pieniędzy za kolejne posiedzenia komisji, prace ekspertów, konsultacje i opinie. Zdarzało się, że tworząc nowe regulacje, korzystano z usług renomowanych kancelarii prawniczych, pobierających za swoją pomoc sowite wynagrodzenia. W ten sposób wyprodukowano przez tysiące godzin tysiące ton papieru opinii i analiz, które okazały się nikomu niepotrzebne.

Czytaj więcej

Lista zaległości rządzących w ważnych sprawach, czyli jakie prace utknęły w Sejmie

W takim zaawansowanym stadium był np. projekt ustawy o sędziach pokoju, reklamowany przez całą kadencję. Posłowie pracowali ciężko, tyle że nic z tego nie wyszło, bo woli politycznej po prostu zabrakło. W zamian stracono mnóstwo energii i czasu na coś, co trafi finalnie do kosza. Dlaczego przepisów nie udało się uzgodnić wcześniej, skonsultować, poszukać rozsądnego kompromisu? Dlaczego prostsze było wrzucenie ich od razu na niepewną „sejmową wodę”, na zasadzie: niech się dzieje, co chce? Najgorsze, że takich przykładów jest bardzo wiele. Ile energii i czasu ekspertów włożono chociażby w kolejne dwa pakiety deregulacyjne dla przedsiębiorców zmieniające setki przepisów. Podobnie było z obszernym projektem o e-administracji czy komunikacji elektronicznej. W te potężne zmiany musiano zaangażować setki ludzi. Czy ktoś zastanawiał się poważnie, czy w ogóle mają szansę na uchwalenie? Patrząc na długą listę projektów zalegających w Sejmie, łatwo wychwycić te, które od samego początku nie miały żadnych widoków nawet na wyjście poza pierwsze czytanie. Oczywiście mniejsza tu wina ugrupowań opozycyjnych, bowiem ich projekty zdane są na łaskę większości rządzącej.

Wniosek jest jeden: o proces legislacyjny, jego czystość i efektywność nikt w Polsce nie dba. Ponadto nikt nie ponosi odpowiedzialności za strategiczne planowanie tego, co dzieje się w Sejmie. Energia i pieniądze są marnowane. Plan i strategię zastępują nierzadko emocje i robienie na prawie prostej polityki. Prawo już dawno stało się politycznym orężem i nie chodzi w nim już o uchwalenie korzystnych politycznie przepisów, ale o gonienie przez wiele miesięcy, a nawet lat, przysłowiowego legislacyjnego króliczka, którego tak naprawdę nie chce się złapać. I tu znowu wracamy do przykładu projektu ustawy o sędziach pokoju, która wbrew uzasadnieniom okazała się czysto politycznym pomysłem.

Oczywiście nic na siłę. Jeżeli projekty są złe, niepotrzebne lub ostatecznie są zwykłymi bublami prawnymi, to nawet lepiej, że trafią do kosza, niż miałyby zatruwać obrót prawny. Jednak po co je pisać? Czy nie lepiej skupić się na jakości, tworząc regulacje, które przetrwają dekady, gdyż nawet największy oponent polityczny nie będzie śmiał kwestionować ich jakości?

Niestety, ta myśl jest daleka od tego, co dzieje się w Sejmie. Wielką naiwnością byłoby wierzyć, że to się zmieni, zwłaszcza że pod względem legislacyjnym każdego roku bijemy kolejne rekordy. Tylko w pierwszym półroczu wyprodukowano niemal 20 tys. stron maszynopisu aktów prawnych. W tak zaprojektowanej fabryce nikt nie patrzy na takie niuanse jak jakość.

To spory dorobek i mapa tego, co działo się w parlamencie w ostatnich czterech latach. Charakterystyczna, zresztą nie tylko dla tego okresu, jest nadprodukcja prawa. Posłowie, a przede wszystkim rząd, zasypują marszałka Sejmu setkami projektów, nie oglądając się na to, czy w ogóle jest wola polityczna na ich uchwalenie. A było to łatwiejsze, gdyż większość ma jedno ugrupowanie.

Wiele rozwiązań, które przepadną w Sejmie, było na bardzo zaawansowanym etapie prac legislacyjnych, a podatnicy zapłacili już dużo pieniędzy za kolejne posiedzenia komisji, prace ekspertów, konsultacje i opinie. Zdarzało się, że tworząc nowe regulacje, korzystano z usług renomowanych kancelarii prawniczych, pobierających za swoją pomoc sowite wynagrodzenia. W ten sposób wyprodukowano przez tysiące godzin tysiące ton papieru opinii i analiz, które okazały się nikomu niepotrzebne.

Opinie Prawne
Michał Bieniak: Powódź i prawo cywilne
Opinie Prawne
Jędrasik, Szafraniuk: Przyroda jest naszym sprzymierzeńcem
Opinie Prawne
Marta Milewska: Czas wzmocnić media lokalne, a nie osłabiać samorządy
Opinie Prawne
Wojciech Labuda: Samo podwyższenie zasiłku pogrzebowego to za mało
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Lekcja praworządności dla Ołeksandra Usyka