Wprowadzenie Krajowej Administracji Skarbowej w miejsce dotychczasowej skarbówki nie przestaje wzbudzać kontrowersji. Okazuje się, że reforma spotyka się z największym niezadowoleniem nie ze strony podatników, lecz pracowników administracji. W szczególności zaś osób, które zdobyły uprawnienia inspektora kontroli skarbowej. W sytuacji, gdy w działaniach resortu finansów i szefa KAS Mariana Banasia widać determinację do wprowadzania zmian, urzędnicy najchętniej wróciliby do starych czasów, kiedy oczekiwania kierownictwa wobec ich pracy nie były zbyt wygórowane.
Niepokojący artykuł
Na stronie Krajowej Sekcji Pracowników Skarbowych NSZZ Solidarność ukazał się artykuł „Ale się porobiło. Zatęsknimy za Promilem?" poświęcony właśnie reformie. Rozumiemy, że przedstawia poglądy znacznej grupy inspektorów kontroli skarbowej. Może to sugerować brak podpisu autora, choć zdajemy sobie sprawę ze szkodliwości uogólnień.
Autor lub autorzy wyrażają w tekście swoje oburzenie tym, jak ich zdaniem potraktowano inspektorów po wejściu w życie przepisów o KAS. Możemy przeczytać, że tworząc na początku lat 90. kontrolę skarbową, ustawodawcy przyświecał cel nadania inspektorom statusu szczególnego, wysoko kwalifikowanego, samodzielnego i o dużym stopniu niezależności, eksperta. Natomiast po wprowadzeniu KAS, zdaniem autorów, te szczególne cele miały trafić prosto do kosza, a ranga inspektorów jest deprecjonowana. Autorzy nie zadają sobie jednak trudu analizy, czy na przestrzeni ostatnich lat sposób funkcjonowania administracji skarbowej miał cokolwiek wspólnego z pierwotnymi założeniami.
Podatnicy, którzy mieli wątpliwą przyjemność zetrzeć się z kontrolą skarbową, w zdecydowanej większości z niesmakiem spojrzą na to, jak wysokie mniemanie o swojej służbie mają autorzy artykułu. W praktyce dotychczasowe działania kontroli skarbowej są dalekie od przymiotów wymienionych w tekście i nie mają wiele wspólnego z deklarowanymi wysokimi standardami i profesjonalizmem. Niekompetencja, prowadzenie spraw w celu uprawdopodobnienia z góry założonych tez, brak elementarnej wiedzy o przedsiębiorczości, nieumiejętność przyznania się do błędu oraz ukierunkowanie na wyniki i statystykę – to prawdziwy obraz funkcjonowania nieistniejących już urzędów kontroli skarbowej. I chyba wszyscy, oprócz samych inspektorów, rozumieją, że zmiany w funkcjonowaniu administracji skarbowej były absolutnie niezbędne. Utrzymywanie istniejącego do niedawna stanu rzeczy stało się bowiem zwyczajnie niebezpieczne dla stabilności gospodarki. Wynika to z faktu, że skuteczna walka z przestępczością gospodarczą i zapewnianie wielomilionowych (a nawet wielomiliardowych) wpływów do budżetu Skarbu Państwa przez kontrolę skarbową istniały tylko w świadomości samych kontrolujących. Dane mówią zupełnie co innego. Skąd zatem opór i niezadowolenie pracowników administracji, jakby żywcem wyjęte z filmu ,,Układ zamknięty"?
Wyczekiwany koniec pozorowania
Część inspektorów wyraża sprzeciw wobec reformy, ponieważ kierownictwo Ministerstwa Finansów przestało zadowalać się samym tylko pozorowaniem prowadzenia kontroli oraz sukcesami, które faktycznie widnieją tylko na papierze i nie mają przełożenia na rzeczywistość. Oburzają się na nowe obowiązki, np. w postaci cotygodniowego raportowania podejmowanych przez nich działań, co przecież w sprawnie funkcjonujących przedsiębiorstwach jest normą i nikogo nie dziwi, że przełożeni chcą mieć wiedzę o postępach pracy swojego pracownika. Inspektorom nie podoba się, że kierownictwo oczekuje od nich, aby wreszcie zaczęli podejmować skuteczne działania uderzające w prawdziwych oszustów, np. organizatorów i beneficjentów karuzeli VAT-owskich. A to wymaga bardziej wytężonej pracy i określonej wiedzy. W przeciwieństwie do masowego wszczynania kontroli i wydawania arbitralnych decyzji, np. w stosunku do przedsiębiorców, którzy przez przestępców zostali uwikłani w karuzelę podatkową. Takie firmy były bowiem prezentem dla inspektorów kontroli skarbowej. Bez większego wysiłku, bez prowadzenia wnikliwego postępowania dowodowego można było wydawać im decyzje określające wielomilionowe zobowiązania podatkowe. Wystarczyło zarzucić takiemu podatnikowi niedochowanie należytej staranności w kontaktach z kontrahentami, aby postawić go w jednym szeregu z organizatorem procederu. I już można było szczycić się wielkim sukcesem i skutecznością swojej pracy. Natomiast do prawdziwych oszustów nawet nie próbowano docierać. Nie było takiej potrzeby, skoro ci, którzy nieświadomie nabyli towar, który wcześniej posłużył do wyłudzenia podatku, nie próbują się ukrywać, bo przestępcami się nie czują. I słusznie, bo skoro państwo nie potrafi zidentyfikować oszusta, to tym bardziej przedsiębiorca nie ma do tego odpowiednich narzędzi.