Paweł Łepkowski: Trump zmiażdżył Bidena, choć niczego nie obiecał

To miało być starcie tytanów, a wyszła kłótnia ramoli. W debacie Joe Bidena z Donaldem Trumpem dominowały złośliwości i pretensje. Mimo ogromnego doświadczenia w marketingu politycznym obaj kandydaci na prezydenta USA zniżyli się do poziomu podrostków obrzucających się trywialnymi obelżywościami.

Publikacja: 28.06.2024 08:11

Joe Biden i Donald Trump

Joe Biden i Donald Trump

Foto: ANGELA WEISS, Brendan SMIALOWSKI / AFP / POOL

To była brzydka, nieelegancka i niesmaczna debata. Szkoda, bo po raz pierwszy w historii doszło do telewizyjnego starcia urzędującego i byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Od tych polityków można wymagać więcej finezji, stylu i politycznej elegancji. Tymczasem ich pojedynek był pełen wzajemnych inwektyw i wyrzutów na poziomie prostackiej pyskówki niegodnej przywódców wolnego świata. Chociaż Joe Biden przyjął od początku spotkania postawę bardzo konfrontacyjną, szybko okazało się, że nie potrafi utrzymać tempa polemiki. Posługiwał się wykutymi na pamięć gotowymi frazami, w których często gubił wątki, plątał niektóre pojęcia i zagadnienia. Każdą dłuższą wypowiedź kończył tak jakby nagle tracił kontakt z rzeczywistością. To świadczyło, że nie tylko nie rozumiał wykutych na pamięć komunałów, ale nie potrafił ich uzupełniać własnym dopowiedzeniem.

Tymczasem Donald Trump bez najmniejszego wysiłku brylował erudycją, jasnością umysłu i błyskawicznymi ripostami. Nie musiał nawet brutalnie atakować przeciwnika, żeby wprawić go w trudne do ukrycia zakłopotanie. Na lewej połowie telewizyjnego ekranu widzowie widzieli swobodnie układającego logiczne zdania byłego prezydenta USA, który tego wieczora nie nadużywał środków ekspresji. Na prawej widać było maskowatą, jakby zagubioną twarz urzędującego prezydenta, który ze starczym marazmem próbował zrozumieć słowa Trumpa.

Czytaj więcej

Debata Joe Biden-Donald Trump. Kandydaci na prezydenta spierali się, który jest najgorszy w historii

Starość Joe Bidena pokazała swoje ponure oblicze

Nawet prowadzący debatę moderatorzy przerywali Bidenowi potok słów, który czasami nie miał większego sensu. Nie oznacza to, że wypowiedzi Trumpa zawierały więcej konkretów. Były prezydent oparł swoją strategię na bezustannym ataku i bezkompromisowej krytyce osiągnięć administracji Bidena. Trump rozpoczął od wypominania swojemu następcy inflacji, która za prezydentury Bidena osiągnęła poziom 3,5 proc. Chwalił się przy tym, że za jego kadencji inflacja spadła i stabilnie utrzymywała się przez całe cztery lata. Trump podkreślił, że jego administracja pozostawiła po sobie gospodarkę w stanie imponującego rozkwitu, a Joe Biden ją zawalił.     

Tymczasem Donald Trump bez najmniejszego wysiłku brylował erudycją, jasnością umysłu i błyskawicznymi ripostami. Nie musiał nawet brutalnie atakować przeciwnika, żeby wprawić go w trudne do ukrycia zakłopotanie

Trumpa nie wytrąciły oskarżenia o jego rolę w zainicjowaniu ataku na Kapitol 6 stycznia 2021 roku ani zarzuty o doprowadzeniu do największego deficytu budżetowego w historii USA. Dość sprawnie, choć bez przedstawienia jakichkolwiek konkretów, wywinął się od odpowiedzi na pytanie o politykę wobec Rosji, Ukrainy, Izraela i Iranu. Wykorzystując widoczny brak sprawności intelektualnej prezydenta Bidena, pominął wiele ważnych kwestii i deklaracji, skupiając się jedynie na skrupulatnej wyliczance poważnych błędów rządu Bidena. Jednak zrzucenie winy na Joe Bidena za wywołanie wojny w Ukrainie było już zachowaniem niestosownym i pogardliwym. Trudno się jednak nie zgodzić z Trumpem, kiedy przekonywał, ze gwałtowny odwrót wojsk amerykańskich z Afganistanu zachęcił Putina do zbrojnej napaści na Ukrainę.

Czytaj więcej

Debata Joe Biden-Donald Trump. Sondaż wskazuje wyraźnego zwycięzcę

W czasie debaty nie padło ani jedno słowo o wieku kandydatów ani o ich zdolnościach psychofizycznych, by sprawować najwyższy urząd w państwie przez kolejne cztery lata.

Niezależnie od sympatii politycznych z żalem oglądało się smutne widowisko indolencji i nieporadności urzędującego prezydenta USA, który na bezlitosne ataki Trumpa odpowiadał jedynie groźnym spojrzeniem w stylu Grety Thunberg, za którym nie szedł żaden merytoryczny kontratak na przeciwnika.

Czytaj więcej

Kamala Harris po debacie: Nie skupiać się na tym, jak wypadł Joe Biden

Debata niewiele nam wyjaśniła. Kto wygra wybory prezydenckie w USA?

Prócz wypominania sobie błędów z przeszłości nie było praktycznie słowa o przyszłości. Nie dowiedzieliśmy się, jakie stosunki z Rosją przewidują w ciągu kolejnych czterech lat obaj kandydaci. W miarę czasu Joe Biden sprawiał wrażenie kogoś, kto nie wie, gdzie się znajduje. Jego końcowe oświadczenie było spektaklem tak dramatycznym, że nie wypada go nawet komentować. Donald Trump wypadł na tym tle nieporównywalnie lepiej, choć tak naprawdę nie powiedział nic konkretnego, posługiwał się utartymi schematami, mylił niektóre fakty i w żaden sposób nie złagodził swojego stanowiska wobec nielegalnej imigracji, praw aborcyjnych czy stosunku do sojuszników w NATO.

Ta debata pokazała, że demokraci nie mają innego wyjścia i muszą natychmiast zmienić kandydata na prezydenta. Problem jednak w tym, że w ich szeregach nie ma obecnie żadnej znanej szerokiej opinii publicznej osobowości, która potrafiłaby zająć miejsce Joe Bidena. Dotyczy to nawet wiceprezydent Kamali Harris. Nie mam zatem wątpliwości, że gdyby wybory prezydenckie odbyły się w najbliższy wtorek, Donald Trump wygrałby je z miażdżącą przewagą.

To była brzydka, nieelegancka i niesmaczna debata. Szkoda, bo po raz pierwszy w historii doszło do telewizyjnego starcia urzędującego i byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Od tych polityków można wymagać więcej finezji, stylu i politycznej elegancji. Tymczasem ich pojedynek był pełen wzajemnych inwektyw i wyrzutów na poziomie prostackiej pyskówki niegodnej przywódców wolnego świata. Chociaż Joe Biden przyjął od początku spotkania postawę bardzo konfrontacyjną, szybko okazało się, że nie potrafi utrzymać tempa polemiki. Posługiwał się wykutymi na pamięć gotowymi frazami, w których często gubił wątki, plątał niektóre pojęcia i zagadnienia. Każdą dłuższą wypowiedź kończył tak jakby nagle tracił kontakt z rzeczywistością. To świadczyło, że nie tylko nie rozumiał wykutych na pamięć komunałów, ale nie potrafił ich uzupełniać własnym dopowiedzeniem.

Pozostało 84% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek Kozubal: Dlaczego trzeba bić na alarm
Opinie polityczno - społeczne
Jan Nowina-Witkowski: Reset sceny politycznej po upadku PiS to szansa dla polskiej prawicy
Opinie polityczno - społeczne
Jan Skoumal: Sezon na Polę Matysiak w sejmowym lesie
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Debata wiceprezydencka w USA daje nadzieję na powrót dobrych obyczajów politycznych
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Czaputowicz: Dlaczego Polska nie chce ekshumacji na Wołyniu?