Ale dawna Rzeczpospolita nie zawsze była młodszym bratem Zachodu, nieraz go wyprzedzała. Dobrowolna unia Polski i Litwy to prototyp późniejszych ustrojów federalnych. Będąc formalnie królestwem, faktycznie była republiką z królem-prezydentem wybieranym dożywotnio, z faktycznie pierwszą w dziejach świata konstytucją, którą stanowiły „artykuły henrycjańskie" z 1573 roku. Trójpodział władz został w Rzeczypospolitej faktycznie wdrożony na prawie 250 lat przed Monteskiuszem, a baza wyborcza wśród ówczesnej szlachty była szersza niż w raczkujących demokracjach zachodnich pierwszej połowy XIX wieku, gdzie ograniczał ją cenzus majątkowy. Czy ma to jakiś wpływ na nasze dzisiejsze utarczki o demokrację?
Chlubimy się rolą „przedmurza". Ale pod koniec „złotego wieku" Jagiellonów kalwinizm miał niewielką przewagę wśród szlachty, a łącznie z prawosławiem spychał katolicyzm na podrzędną pozycję. Jesteśmy dumnymi Polakami, ale ówczesna postać naszego języka też była w mniejszości: mówiono po starorusku, żydowsku, niemiecku, czasem po łacinie. Praprzodek dzisiejszego języka litewskiego był tylko chłopskim narzeczem gdzieś na północnym wschodzie.
Czy potrafimy zrozumieć, dlaczego to republikańskie, tolerancyjne mocarstwo tak szybko upadło, bo przecież nie tylko przez siłę obcych potęg? Dlaczego szlachta zamiast wolności zbratanej z odpowiedzialnością wybrała megalomański sarmatyzm mniemający, że reprezentuje najlepszy ustrój na świecie, „wyspę wolności i rozwoju", a inne narody mają brać z niej wzór? Może da nam przydatną dziś wiedzę nie tylko o tym, jak rodzą i rozwijają się demokracje, ale jak upadają? A może ta Rzeczpospolita jest tylko gorącym kartoflem w kieszeni, który boleśnie uwiera, ale nie wiadomo, co z nim zrobić w naszych czasach?