Przemoc na sposób karmiczny wróciła do białych Afrykańczyków i dziś płacą oni za to, że przez długi czas wiedli wygodne życie, separując się od czarnoskórych. Południowa Afryka była i jest przesiąknięta przemocą, którą można było zobaczyć nawet w domach. Mój ojczym był niezwykle brutalnym człowiekiem w stosunku do mojej matki, siostry i nas wszystkich. Wiedziałem, że w innych rodzinach też tak było. W armii można było oberwać kulą lub kogoś zastrzelić. W czasie służby uniknąłem największego zamachu bombowego, który przeprowadził Afrykański Kongres Narodowy przeciwko apartheidowym władzom, mającym siedzibę naprzeciwko dowództwa wojsk lotniczych. Chwilę wcześniej szedłem ulicą i minąłem samochód, który był wypełniony materiałem wybuchowym. Wielu ludzi z mojego biura zginęło. Później też widziałem przeróżne incydenty, policyjną przemoc, zamieszki.
Dzisiejsza przemoc ma inny charakter – to uliczne napady, włamania, rozboje.
Kiedy czyta się na przykład o włamaniach i torturowaniu starszych, białych małżeństw, to nie sposób pomyśleć, że jest to rodzaj rasowej zemsty i kary za dawną politykę, jaką prowadzono przez dekady. Biali ludzie reagują na to strachem, zakładają alarmy, chowają się w osiedlach za murami. Strach i przemoc zawsze definiowały nasze społeczeństwo. Przydałaby się nam długotrwała terapia. Ale nie jesteśmy pacjentem, tylko krajem, więc po prostu trwamy w tym stanie.
W latach 90. RPA utożsamiano z sukcesem politycznym. Kiedy zorientowaliście się, że rzeczywistość skrzeczy, a nierówności nie znikają?
Tytuł mojej powieści odnieść można także do obietnicy lepszej przyszłości, w którą wszyscy wierzyliśmy, kiedy Nelson Mandela doszedł do władzy po pierwszych wolnych wyborach w 1994 r. Dziś kraj jest na granicy bankructwa, tak wiele pieniędzy zostało rozkradzionych lub zmarnotrawionych. Ale już po roku 1999, za prezydentury Thabo Mbekiego, zorientowaliśmy się, że nie nakreślono planu, by zwiększać równość w dostępie do zasobów ekonomicznych. Liczono, że kiedy powstanie nowa elita, pieniądze po prostu popłyną do biedniejszych. Nie nakreślono jednak żadnego programu socjalnego, który poprawiłby edukację biednej części społeczeństwa i rozwiązał choćby część problemów mieszkaniowych. Zamiast tego pieniądze płynęły strumieniami na kontrakty zbrojeniowe, przy których najłatwiej można było się nakraść. Potem za prezydentury Jacoba Zumy zaczęło być oczywiste, że kraj jest skorumpowany. I że nikomu z polityków nie zależy, by zmniejszyć nierówności. Dzisiaj borykamy się ze skutkami tego. W 2021 r. skazano Zumę na skandalicznie krótką karę więzienia, co wywołało spore zamieszki. Obawiam się, że takich zdarzeń będzie więcej.
„Obietnica” porywa historią, ale też formą. Narracja, porównywana do dokonań Williama Faulknera i Virginii Woolf, jest płynna – raz głos pochodzi od żywych, raz od umarłych. Wciąż zmienia się punkt widzenia i dystans.