Kardynałowie Oullet, Turkson, O’Malley... W poszukiwaniu przyszłego papieża

W ciągu zaledwie pięciu lat pontyfikatu papieża Franciszka kompletnie zmienił się skład kolegium kardynalskiego. Coraz większe wpływy zyskują młodsi, pochodzący spoza Włoch purpuraci. Kolejne konklawe będzie więc zupełnie różne od tego z 2013 roku.

Aktualizacja: 30.04.2018 19:08 Publikacja: 30.04.2018 00:01

Foto: AFP

Choć zdrowie i zapał Franciszka nie wskazują na konieczność szybkiego wybrania nowego papieża, to zmiany w składzie konklawe skłaniają do rozważań, kto mógłby być jego następcą. Typowanie potencjalnych kandydatów do przejęcia papieskiego tronu – których zwie się papabili – przypomina grę w totolotka, więc nawet najwytrawniejsi znawcy tematu mają z tym kłopoty. Znane jest powiedzenie, „przyjechał do Rzymu papieżem, a wyjechał kardynałem", co wskazuje na zdradliwość tzw. pewnych informacji o faworytach. Wyniki konklawe z 2005 r. nakazywałaby jednak zwrócić uwagę na tych, którzy przy wyborze obecnego papieża zajęli miejsca trzecie i dalsze. Wedle dostępnych informacji na temat przebiegu wyboru głowy Kościoła sprzed 13 lat, na którym postawiono na Josepha Ratzingera, wygrał on przed kardynałami Carlem Marią Martinim i Jorgem Bergoglio.

Jeśli „zasada trzeciego miejsca" z poprzedniego konklawe miałaby znów zadziałać, to za faworyta kolejnych wyborów w kaplicy sykstyńskiej można by uznać Kanadyjczyka kard. Marca Ouelleta (rocznik 1944), który podobno uzyskał wysoką pozycję w konklawe w 2013 r., na którym papieżem został Bergoglio. Ouellet to absolwent rzymskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego, wieloletni wykładowca, powiązany z magazynem teologicznym „Communio". Od 2010 r. pełni funkcję prefekta jednej z kluczowych w Stolicy Apostolskiej Kongregacji ds. Biskupów. Był też jednym z najbardziej zaufanych ludzi Josepha Ratzingera.

Ren wpada do Tybru?

Od 2013 wiele się jednak zmieniło. Na pierwszy plan wysuwają współpracownicy papieża Franciszka. Spośród nich do papabili można zaliczyć kardynała sekretarza stanu, czyli „premiera" państwa watykańskiego Pietra Parolina (urodzonego w 1955 r.) i metropolitę Wiednia Christopha Schönborna (ur. 1945).

Ten ostatni jest dominikaninem, posługę arcybiskupa Wiednia pełni od lat 80., kiedy to przejął diecezję po kard. Franzu Königu, zwolenniku Wojtyły podczas konklawe w 1978 r. Schönborn jest intelektualistą, ale i chętnie spotykającym się z wiernymi duszpasterzem.

Największym atutem austriackiego kardynała jest jednak przede wszystkim szeroka wiedza teologiczna. Z jednej strony jest on doktorantem Josepha Ratzingera, a z drugiej - interpretatorem myśli papieża Franciszka (za obecnego pontyfikatu, stał się nieformalnym teologiem papieskim, kilkukrotnie wyjaśniał nauczanie Franciszka, za co zresztą został przez niego publicznie pochwalony). Rodowód intelektualny kard. Schönborna byłby symbolicznym połączeniem nauczania dwóch papieży.

Austriacki purpurat nie jest jedynym papabile z niemieckiego kręgu językowego. Warto zwrócić uwagę, że za pontyfikatu Franciszka wzrosło znaczenie arcybiskupa Monachium kard. Reinharda Marxa (ur. 1953), profesora katolickiej nauki społecznej. Lubiany i popularny w Niemczech hierarcha zasłynął książką o wymownym tytule „Kapitał". Po śmierci kard. Karla Lehmana, jednego z najbardziej wyrazistych krytyków Benedykta XVI, Marx stał się kimś więcej niż tylko przywódcą niemieckiego Kościoła. Do marca 2018 r. przewodniczył COMECE, oficjalnej i bardzo wpływowej instytucji Kościoła przy Unii Europejskiej. Należy do grupy C-9 – dziewięciu kardynałów wybranych do reformy Watykanu, i dzieląc swój czas między Rzym a Monachium, uczestniczy na bieżąco w sprawach kurii rzymskiej. Jednocześnie jako profesor i znakomity mówca należy do kluczowych postaci rozwijających linię teologiczną i polityczną Franciszka. Z pewnością umiejętności polityczne są papieżom potrzebne, a tych kard. Marxowi nie sposób odmówić.

Pewnym problemem może być jednak rozłam, do jakiego doszło wśród Niemców, szczególnie po odwołaniu kard. Gerharda Ludwiga Müllera (rocznik 1947) z funkcji prefekta najważniejszej w Watykanie Kongregacji Doktryny Wiary. Kard. Müller, profesor teologii dogmatycznej, późniejszy metropolita Ratyzbony, a także redaktor serii wydawniczej w Herderze dzieł wszystkich Josepha Ratzingera został przez niego powołany na to prestiżowe stanowisko w Stolicy Apostolskiej i wydawał się być nie do ruszenia.

Jednak między Niemcem a Franciszkiem nie było chemii, nie tylko na poziomie relacji osobistych, ale przede wszystkim na poziomie teologicznym (w dyskusji wokół papieskiej adhortacji „Amoris Laetitia" Müller zdecydowanie wypowiedział się przeciw interpretacjom, według których miałaby ona dopuszczać udzielanie komunii rozwodnikom żyjącym w nowych związkach), co skończyło się dymisją kardynała oraz ludzi z jego zespołu. Jest raczej nieprawdopodobne, by były prefekt Kongregacji Doktryny Wiary poparł w kolejnym konklawe jakiegokolwiek stronnika Franciszka, niezależnie od jego pochodzenia. Dla Watykanu ewentualny rozłam narodowy wśród kardynałów może być poważną przeszkodą. Podobny konflikt pojawił się po wyborze Benedykta XVI, co przyniosło Kościołowi niemały problem wizerunkowy, kiedy papież pozostawał pod obstrzałem krytyki biskupów z własnego kraju.

Kto nie chce włoskiego monopolu

Z pewnością papabile stał się inny bliski współpracownik Franciszka, kard. Pietro Parolin. To wybitna, obdarzona nieprzeciętnymi talentami organizacyjnymi osobowość. Zdystansowany i wzbudzający zaufanie duchowny, ale także nieprzeciętny dyplomata, niestroniący jednak od wypowiedzi w sprawach fundamentalnych, dotyczących wiary, w których odważnie zajmuje postawę konserwatywną.

Parolin jest przeciwieństwem swego poprzednika, władczego salezjanina, kard. Tarcisia Bertonego, który po przejściu na emeryturę zasłynął aferą finansową związaną z remontem swego luksusowego apartamentu finansowanego ze środków przeznaczonych na szpital. Zamiast władczości dla obecnego sekretarza stanu liczy się pokorna skuteczność, co miał okazję zaprezentować, kiedy pełnił rolę nuncjusza w rządzonej przez Hugo Chaveza Wenezueli, najtrudniejszej obecnie placówce Watykanu w Ameryce Południowej. Na uwagę zasługuje jego ofensywa dyplomatyczna i prace nad nowym otwarciem relacji stolicy apostolskiej z Chinami, co w przyszłości może okazać się kluczową sprawą dla Kościoła, poprawiając sytuację katolików w Azji. Jeśli osiągnąłby sukces na tym polu dyplomatycznym – a jest ono najtrudniejsze po relacjach z Rosją, a wcześniej z Kubą – uczyniłoby to z niego postać historyczną.

Jednak czy kardynałowie wybiorą na papieża Włocha? Znawca dyplomacji watykańskiej prof. Massimo De Leonardis wątpi, czy w najbliższym czasie mogłoby to nastąpić. Niezależnie od tego, na ile jest to prawdą, a na ile plotką, uważa się, że za budzącymi kontrowersje wydarzeniami w Watykanie, w tym za intrygą doprowadzającą do odwołania zajmującego się finansami australijskiego kard. George'a Pella (ur. 1941), byłego już członka grupy C-9, stoi włoskie lobby, które pozostaje tam siłą dominującą, choć już nie wszechwładną. Grupie kurialistów, którzy autonomicznie zarządzali tzw. bankiem watykańskim, przypisuje się również nieprawidłowości finansowe. Wydaje się więc, że mało który z purpuratów spoza Italii życzyłby sobie powrotu do włoskiego monopolu w Watykanie.

Wybór Franciszka z pewnością zwiększa szanse kardynałów z Nowego Świata, w tym Afrykańczyków. Coraz więcej mówi się o kard. Robercie Sarahu (ur. 1945), znającym realia biednej Afryki purpuracie z Gwinei, który musiał zmagać się z dyktatorską władzą swego kraju. Chociaż jego książka, przetłumaczona na kilka języków i masowo sprzedawana pt. „Nic jak Bóg", nie wywołała w Watykanie entuzjazmu, to jednak jest on w Kościele postacią rozpoznawalną i często wymienianą jako papabile. Gwinejczyk, reprezentując intelektualny, ratzingerowski konserwatyzm, pozostaje wierny Franciszkowi, nigdy nie poparł kardynałów piszących do papieża dubia (listy zawierający wątpliwości dotyczące nauczania głowy Kościoła) ani też nie inicjował ataków na Franciszka, choć  nie zawsze się z nim zgadza. Wzywa do odnowy liturgicznej i podkreśla znaczenie kontemplacji w Kościele, co wyróżnia go wśród papabili. Co ciekawe, pomimo swego pochodzenia skrytykował politykę otwierania granic.

Innym papabile z Czarnego Lądu jest Peter Turkson (ur. 1948). I choć dla mediów nie jest postacią pierwszoplanową, to jednak jest bardzo rozpoznawalny na forum Kościoła. Pochodzący z Ghany kardynał był prefektem papieskiej rady Iustita et Pax, zajmującej się nauczaniem w sprawach społecznych, a obecnie Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka, odpowiedzialnej m.in. za interpretację „Laudato Si", kluczowej encykliki pontyfikatu Franciszka, poświęconej ekologii. Zajmując się katolicką nauką społeczną, ma wielki wpływ na stanowisko Watykanu w kluczowych dla współczesnego Kościoła kwestiach dotyczących m.in. spraw ekonomii, rozwoju i właśnie ekologii.

Pokora przeciw konsumpcji

Do zmiany konfiguracji sił w kolegium kardynalskim może przyczynić się  franciszkanin, kard. Seán O'Malley (ur. 1944), także członek grupy C-9. Kapucyn pełniący funkcję metropolity Bostonu może na przyszłym konklawe stać się kluczowym kandydatem z USA. Biografia kard. O'Malleya nasuwa skojarzenia z Karolem Wojtyłą – amerykański hierarcha też studiował literaturę, interesował się również teatrem. Arcybiskup Bostonu biegle włada hiszpańskim i portugalskim, co ułatwiłoby mu uzyskanie poparcia kardynałów z Ameryki Południowej. Papież powierzył mu funkcję przewodniczenia komisji ds. ochrony nieletnich.

Kard. O'Malley reprezentuje skupiony na pokucie Kościół pokory, a tym samym duchowość przeciwstawiającą się konsumpcjonizmowi. Jednocześnie kardynał nie stroni od nowych mediów, pisze bloga oraz jest aktywny na Twitterze. Jednak wybór Amerykanów mogą  znowu zablokować Włosi, dla których anglosaski, korporacyjny styl zarządzania wprowadzony przez wspomnianego już kard. Pella, jest nie do zniesienia. A przecież nie ma żadnej gwarancji, że Bostończyk do niego nie powróci.

Papabili można dostrzec także w Europie Północnej. Coraz bardziej wyrazistą postacią w Kościele starego Zachodu staje się 65-letni holenderski kard. Willem Eijk. Lekarz i filozof, naukowo zajmujący się tak bardzo "holenderskimi" tematami, jak eutanazja i inżynieria genetyczna, jest współautorem znanej książki: „Jedenastu Kardynałów mówiących o małżeństwie i rodzinie: Eseje z pasterskiego punktu widzenia". Jednocześnie jest to komunikatywny duszpasterz, rozumiejący potrzebę rozwiązania kryzysu współczesnego zachodniego świata. Kard. Eijk prezentuje styl odmienny od przyjętego na północy Europy katolicyzmu „akomodacyjnego", dostosowującego się do świata.

Ważną figurą na kolejnym konklawe może okazać się kard. Luis Tagle (ur. 1957) z Manili, nazywany tam „Wojtyłą Azji". Zaangażowany w działalność Caritas hierarcha jest zwolennikiem Franciszkowego podejścia do polityki migracyjnej. Jest także duszpasterzem, nie unika kontaktu z wiernymi, angażuje się w pracę z młodzieżą.

Filipiny to państwo o największej liczbie katolików w Azji, z pewnością kard. Tagle reprezentuje miliony wiernych. Jego wybór łączyłby się jednak z pewnym ryzykiem. Zakorzeniony w azjatyckiej kulturze hierarcha mógłby nie poradzić sobie w rzymskich i europejskich uwarunkowaniach. Skoro jest porównywany z Karolem Wojtyłą, to warto zauważyć, że polski papież, wchodząc do Rzymu, przyjął zasadę, którą można wyczytać z jego pierwszego przemówienia. Użył tam wyrażenia: „paese lontano" („odległy kraj", z którego powołano nowego papieża), co w praktyce oznaczało dystans do nie do końca rozpoznanej kurii rzymskiej i pozostawienie jej maksimum wolności. Intuicja „paese lontano" pozwoliła mu ominąć dworskie pułapki i stać się papieżem profetycznym, wędrującym po świecie świadkiem Ewangelii, nieprzejmującym się specjalnie tym, co dzieje się w watykańskiej administracji.

To podejście zemściło się już jednak na jego następcy, który musiał zacząć porządkować skumulowane kłopoty, szczególnie związane z pedofilią i malwersacjami finansowymi. Nawet tak doświadczony kurialista jak Benedykt XVI, pomimo nieproporcjonalnie ogromnej do możliwości czasowych i zdrowotnych liczby publikacji i projektów teologicznych, oraz precyzyjnego stylu zarządzania, ugrzązł w konflikcie wewnętrznym i dworskich rozgrywkach, co ostatecznie spowodowało jego dymisję. Powstaje jednak pytanie, czy w ogniu reform prowadzonych obecnie w kurii rzymskiej, można jeszcze powtórzyć efekt „paese lontano"? Wydaje się, że właśnie Włosi liczą na to, że nie. I mogą mieć w tym wiele racji.

Chcą proroka, nie urzędnika

Wybory Benedykta XVI, a później Franciszka wskazują na ważny zwrot: wybór młodego papieża byłby dla kardynałów ruchem nazbyt ryzykownym, betonującym zmiany w Watykanie nawet na dziesięciolecia, jak miało to miejsce z Janem Pawłem II. Snując rozważania o papabili, trzeba mieć na uwadze nie tylko personalia, ale także aktualne napięcia w kurii rzymskiej czy możliwości politycznego oddziaływania poszczególnych kardynałów. Niezależnie od rozkładu sił w kolegium kardynalskim, elekcje kolejno Wojtyły, Ratzingera i Bergoglia wskazuje na utrwalenie się nowego trendu: wyboru papieża spoza Włoch (w przypadku Franciszka nawet spoza Europy). Kulturowa i psychologiczna bariera została złamana, nie będzie rozczarowania wiernych, jeśli papieżem zostałby ktoś z Nowego Świata. Zwiększa to szansę kardynałów O'Malleya czy Tagle. Jednocześnie niełatwe doświadczenia rzymskich kurialistów z południowo-amerykańskim stylem zarządzania Watykanem dają szansę kardynałom łączącym Nowy Świat z doświadczeniem kurialnym, a takimi są Sarah i Turkson. Gdyby z jakiś względów nastąpił zwrot w kierunku kurialistów, to starcie mogłoby nastąpić pomiędzy kardynałami Ouellet a Parolinem, z wyraźniejszymi szansami tego ostatniego.

W tych dywagacjach należy jednak mieć na uwadze, że rzeczywistość eklezjalna, wbrew przysłowiu o powolności kościelnych młynów, w tym przypadku bywa dynamiczna, a samo konklawe może przynieść wielkie zaskoczenie, o czym przekonaliśmy się zresztą w 2013 r. Watykańska polityka to tylko element gry o papieski tron, równie ważne jest przeświadczenie o asystencji Ducha Świętego. Dlatego podczas konklawe trwa w kaplicy sykstyńskiej nieustanna modlitwa kardynałów, a sceny z serialu „Młody papież" można włożyć między bajki. Istotne jest oczekiwanie wiernych. Doświadczenie żywego Kościoła, np. podczas wydarzeń takich jak Światowe Dni Młodzieży, pokazuje, że wierni nie oczekują papieża-administratora, ale proroka, który ich przebudzi i poprowadzi do duchowego rozwoju. Jest bardziej prawdopodobne, że będzie się poszukiwać postaci charyzmatycznej, aniżeli zamkniętego w murach Watykanu urzędnika.

Tylko dwa polskie głosy?

Na sam koniec warto zwrócić uwagę na polski kontekst. Wśród Polaków nie ma papabili, ale zadajmy sobie pytanie, jakie możliwości wpływu na wybór papieża mają nasi purpuraci? Trudno nie zauważyć, że polskie wpływy w Stolicy Apostolskiej od 2005 r. maleją. W 2019 r. kardynałowie Stanisław Dziwisz i Zenon Grocholewski kończą 80 lat i tracą prawo do głosowania podczas konklawe. Tradycyjnie kapelusz kardynalski powinien przypaść metropolicie Krakowa (od ubiegłego roku archidiecezją kieruje abp Marek Jędraszewski), także dlatego, że jest to diecezja papieska. Obecnie jednak metropolita diecezji, z której niecałe 40 lat temu wyszedł papież, kardynałem nie jest, co rodzi wiele wątpliwości i trudno to wytłumaczyć jedynie przesunięciem uwagi w stronę Nowego Świata. Kraków, ze swoimi tradycjami i współczesnością, jest jednym z miast symboli współczesnego katolicyzmu.

Poza arcybiskupem krakowskim kapelusz kardynalski mógłby otrzymać najbardziej rozpoznawalny w świecie polski hierarcha, jakim obecnie jest Stanisław Gądecki. Arcybiskup Poznania kilka lat temu zajął 13. miejsce w rankingu 28 najbardziej wpływowych ludzi w Europie magazynu „Politico". Z jego głosem liczy się wielu hierarchów na świecie. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski jest również – wraz z kard. Parolinem i arcybiskupem Ratyzbony Rudolfem Voderholzerem – członkiem Kongregacji Doktryny Wiary. Jako poliglota łatwo odnajduje się w środowisku międzynarodowym.

Na razie jednak nasi hierarchowie pomijani są przy rozważaniach dotyczących najważniejszej dla życia Kościoła nominacji. Nie inaczej rzecz ma się z kierowaniem instytucjami watykańskimi – poza papieskim jałmużnikiem abp. Konradem Krajewskim, żadną instytucją w Stolicy Apostolskiej nie kieruje już Polak. Być może jest tak dlatego, że z jednej strony polscy biskupi są postrzegani jako strażnicy dziedzictwa Jana Pawła II, co miałoby być jednoznaczne z brakiem elastyczności, a z drugiej strony w pamięci rzymian pozostaje polski desant na Watykan, który przez wielu kurialistów odbierany był bardzo negatywnie.

W taki sposób można również interpretować likwidację Papieskiej Rady ds. Świeckich w 2016 r., w wyniku czego jej przewodniczący kard. Stanisław Ryłko utracił stanowisko i otrzymał czysto symboliczną funkcję archiprezbitera bazyliki Matki Bożej Większej. Warto odnotować mocną wypowiedź kard. Ryłki, który, komentując papieską metaforę Kościoła jako szpitala polowego, stwierdził, że nie jest tak, iż wszyscy wierni są chorzy i potrzebują szpitala.

Można przypuszczać, że głos polskich hierarchów na konklawe w 2013 r. był spójny, więc cztery głosy stanowiły już określoną siłę. Jeśli nic się nie zmieni, to w przyszłym roku uprawnienia do wyboru papieża zatrzymaliby jednak tylko kardynałowie Ryłko i Kazimierz Nycz. W tej sytuacji siła elekcyjna Polski w Watykanie byłaby porównywalna z tą prezentowaną przez państwa o symbolicznej liczbie katolików, takich jak Szwecja, w której kardynałem został rok temu metropolita Sztokholmu karmelita Anders Arborelius, czy Wielka Brytania z kard. Vincentem Nicholsem (obaj urodzeni w 1949 r.). Z pewnością Franciszek pozostaje konsekwentny we wprowadzaniu nowej równowagi, dając małym wspólnotom możliwość wpływu na to, co dzieje się w Kościele. I wszystko wskazuje, że powinniśmy się do tej sytuacji na długo przyzwyczaić.

Choć zdrowie i zapał Franciszka nie wskazują na konieczność szybkiego wybrania nowego papieża, to zmiany w składzie konklawe skłaniają do rozważań, kto mógłby być jego następcą. Typowanie potencjalnych kandydatów do przejęcia papieskiego tronu – których zwie się papabili – przypomina grę w totolotka, więc nawet najwytrawniejsi znawcy tematu mają z tym kłopoty. Znane jest powiedzenie, „przyjechał do Rzymu papieżem, a wyjechał kardynałem", co wskazuje na zdradliwość tzw. pewnych informacji o faworytach. Wyniki konklawe z 2005 r. nakazywałaby jednak zwrócić uwagę na tych, którzy przy wyborze obecnego papieża zajęli miejsca trzecie i dalsze. Wedle dostępnych informacji na temat przebiegu wyboru głowy Kościoła sprzed 13 lat, na którym postawiono na Josepha Ratzingera, wygrał on przed kardynałami Carlem Marią Martinim i Jorgem Bergoglio.

Pozostało 95% artykułu
Kościół
Mazowieckie: Zwłoki znalezione w mieszkaniu księdza. Duchowny opuścił parafię
Kościół
Biskup Wojciech Osial: Nie chcemy wojny w sprawie religii
Kościół
Emerytura abp. Marka Jędraszewskiego. Czy polski Kościół czeka rewolucja?
Kościół
Tomasz Krzyżak: Watykan nie musi się spieszyć z wyznaczeniem następcy abp. Marka Jędraszewskiego
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Kościół
Abp Marek Jędraszewski złożył rezygnację. Kuria: Zgodnie z prawem