Atak na Makiejewkę: Rosjanie szukają winnych

Ogromna liczba rosyjskich żołnierzy zabitych w sylwestrowym ataku na Makiejewkę wywołała w Rosji żądanie ukarana winnych spośród własnych dowódców.

Publikacja: 03.01.2023 14:31

Atak na Makiejewkę: Rosjanie szukają winnych

Foto: PAP/EPA

„Niekompetencja i niezdolność przyjmowania doświadczenia przyniesionego przez wojnę nadal pozostają poważnym problemem” – napisał o własnej generalicji rosyjski imperialistyczny bloger Borys Rożin.

Na razie rosyjskie ministerstwo obrony przyznało się do 63 poległych żołnierzy w budynku internatu technikum w Makijiwce. Jednak według militarystycznego, rosyjskiego blogera Rybara zginęło 110 żołnierzy, były oficer FSB i dowódca separatystów donieckich Igor Girkin mówił o „wielu setkach”, pozostali piszą nawet o 600-700 zabitych.

Ukraińscy wojskowi informują jedynie o zniszczeniu dziesięciu rosyjskich „pojazdów wojskowych”, które stały na podwórku internatu. Ich spalenie łatwo potwierdzić zdjęciami satelitarnymi. Ofiary wśród żołnierzy natomiast cały czas są wydobywane z gruzowiska.

Wiadomo już jednak, że jest to największa, jednorazowa strata rosyjskiej armii od początku wojny.

Czytaj więcej

Czołowy rosyjski bloger wątpi w oficjalną liczbę ofiar ataku na Makiejewkę

Część Rosjan twierdzi, że Ukraińcy zniszczyli cały pułk rosyjskiej armii. „Pułk (i jeszcze dwie grupy z innych oddziałów) umieszczono w budynku ledwo dziesięć kilometrów od linii frontu. Tam też wepchnięto cały, pułkowy zapas amunicji. Potem zaczęto świętować Nowy Rok, dzwoniąc do wszystkich krewnych, tworząc mocny elektromagnetyczny cel. Przyleciał więc HIMARS i nastąpiła eksplozja amunicji” – po takim opisie trudno uwierzyć, że zginęło tylko 63 żołnierzy.

Ocalali żołnierzy (wszyscy pochodzący z wrześniowej mobilizacji) twierdzą, że winny jest dowódca pułku pułkownik Roman Jenikiejew. Ale rosyjscy blogerzy i publicyści imperialistyczni skłonni są winić nie jego, a dowódców tzw. 1 Korpusu Ludowej Milicji Donieckiej Republiki Ludowej. Separatystyczne twory w Ługańsku i Doniecku bowiem formalnie posiadają własne oddziały wojskowe (choć zwane „milicja ludowa”) – 1 i 2 Korpus. Oba jednak wchodzą w skład rosyjskiej 8 armii, której dowództwo w czasie pokoju znajdowało się w Rostowie nad Donem i kremlowskie marionetki ze wschodu Ukrainy nie mają w ich sprawie nic do powiedzenia.

Mimo to obecnie pojawiły się wezwania, by ukarać różnych watażków separatystów włącznie z „prezydentem Donieckiej Republiki Ludowej” Denisem Puszilinem. Rosyjscy niezależni dziennikarze podejrzewają jednak, że jest to celowa akcja propagandowa rosyjskiego ministerstwa obrony próbującego odwrócić uwagę od siebie.

Wiadomo, że całe dowództwo tzw. Korpusów z Ługańska i Doniecka oraz specjaliści (do najniższych szczebli włącznie) pochodzą z rosyjskiej armii. Teraz jeszcze okazało się, że nawet miejscowych żołnierzy w nich brakuje, ich rolę odgrywają zmobilizowani Rosjanie, prawdopodobnie z okolic Samary.

W początkowej fazie wojny zmobilizowanych właśnie w obwodach donieckim i ługańskim Rosjanie najchętniej wysyłali do walki w okolicach Charkowa. Najprawdopodobniej, by oderwać od znajomego regionu i utrudnić ewentualną dezercję. W dodatku oddziały separatystów były najgorzej uzbrojone, wyposażone i umundurowane w całej rosyjskiej armii, która słynie z rozkradania zaopatrzenia własnych żołnierzy.

Czytaj więcej

Masakra w Makiejewce spowodowana używaniem telefonów komórkowych przez Rosjan?

Jakby tego było mało, dowódcy oddziałów pochodzących z głębi Rosji traktowali ich jak „askarisów”. Tak nazywano przed pierwszą wojną światową tubylcze oddziały pomocnicze w niemieckich koloniach w Afryce.

Wydaje się, że w rezultacie takiego traktowania mieszkańcy Doniecka i Ługańska ponieśli największe straty, które już latem doprowadziły do opuszczania niektórych odcinków frontu i publikowania w internecie oświadczeń całych oddziałów z żądaniem odesłania do domu.

Ponieważ formalnie separatystyczne oddziały nie mają własnych dowódców, tylko rosyjskich, trudno obecnie domagać się ukarania "donbaskich" wojskowych za katastrofę w Makijiwce. Stąd prawdopodobnie żądanie zdymisjonowania kremlowskich marionetek politycznych z Doniecka.

Ale imperialistyczna część rosyjskiej opinii publicznej domaga się jednak ukarania nie nich, ale rosyjskich generałów ze sztabu generalnego, oskarżając ich o niekompetencję. „Rozmieszczenie żołnierzy w niczym nie bronionym budynku (o czym natychmiast zaczęło plotkować całe miasto) to albo fantastyczna tępota, totalny nieprofesjonalizm połączony z absolutnym olewactwem, albo świadoma zdrada. (…) Ministrze obrony Szojgu, która wersja podoba się panu bardziej?” – pisał jeden z publicystów.

„Niekompetencja i niezdolność przyjmowania doświadczenia przyniesionego przez wojnę nadal pozostają poważnym problemem” – napisał o własnej generalicji rosyjski imperialistyczny bloger Borys Rożin.

Na razie rosyjskie ministerstwo obrony przyznało się do 63 poległych żołnierzy w budynku internatu technikum w Makijiwce. Jednak według militarystycznego, rosyjskiego blogera Rybara zginęło 110 żołnierzy, były oficer FSB i dowódca separatystów donieckich Igor Girkin mówił o „wielu setkach”, pozostali piszą nawet o 600-700 zabitych.

Pozostało 90% artykułu
Konflikty zbrojne
Wojna na Bliskim Wschodzie wisi w powietrzu
Konflikty zbrojne
Ukraińcy strzelają do Rosjan amunicją z Indii. Indie nie protestują
Konflikty zbrojne
Eksplodujące radiotelefony Hezbollahu. To był najbardziej krwawy dzień w Libanie od roku
Konflikty zbrojne
Rosja chce mieć drugą armię świata. Czy Putin szykuje się do długiej wojny?
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Konflikty zbrojne
Wybuchające pagery w Libanie. Hezbollah upokorzony i zdruzgotany