Zuzanna Dąbrowska z granicy: Hala Kijów przyjmuje

Wiele setek ludzi po przejściu granicy w Korczowej czeka na transport do miejsc, w których będą bezpieczni. Tutaj łatwo poczuć wojnę.

Publikacja: 03.03.2022 21:15

Autobusy z uciekinierami z granicy przyjeżdżają co kilka minut. Ludzie są zmęczeni i zdezorientowani

Autobusy z uciekinierami z granicy przyjeżdżają co kilka minut. Ludzie są zmęczeni i zdezorientowani

Foto: Zuzanna Dąbrowska

Hale są ogromne. Gigantyczne logistyczne centra położone są kilka kilometrów od przejścia granicznego Korczowa-Krakowiec. Ze Lwowa tu najbliżej, najprostsza droga. W hali Kijów zorganizowano miasteczko uciekinierów. Ale nikt z własnej woli nie chciałby w nim zamieszkać na dłużej niż jedną noc.

Ludzie dojeżdżają autobusami z granicy wymęczeni i zdezorientowani. Co kilka minut nowa grupa. Matki, dzieci, staruszki, psy, koty. Obcokrajowcy: Wietnamczycy, Marokańczycy, Syryjczycy i inni. Po wyjściu z autobusu zatrzymują się, nie wiedząc, co dalej ze sobą zrobić. Pomagają im strażacy i żołnierze z WOT. Biorą paczki, instruują, jak przejść do recepcji centrum.

Trzy starsze kobiety, dobrze ubrane, z eleganckimi niewielkimi walizkami, bezradnie rozglądają się wokół. Żołnierz po polsku każe im przechodzić dalej. – My jedziemy do Warszawy – mówią. – Co mamy zrobić? – Żołnierz tłumaczy, że trzeba czekać, zgłosić się do recepcji i słuchać komunikatów. Jak będzie autobus do Warszawy, trzeba szybko podejść i się zgłosić. Kiedy będzie transport? Nie wiadomo. Może jeszcze w nocy, może jutro. Na razie trzeba wejść do hali, zająć miejsce na rozkładanym łóżku, położyć bagaże i czekać. Kiedy tłumaczy to wszystko, dzwoni jego komórka. Po chwili upewnia się, że kobietom potrzebne są trzy miejsca, i mówi, że ktoś zaraz jedzie z jedną tylko pasażerką do Warszawy prywatnym samochodem i je zabierze. Mieszkanki Żytomierza truchtem biegną za nim na parking, gdzie czeka już samochód. Nie musiały nawet wchodzić do hali, za kilka godzin będą w Warszawie.

Czytaj więcej

Zuzanna Dąbrowska z granicy: Przejść przez ten szlaban

Większość uciekinierów takiego szczęścia nie ma. Hala wypełniona jest po brzegi, setki ludzi koczują na wojskowych kanadyjkach, czasem po kilkoro na jednej. Niektórzy wpatrują się w komórki, rozmawiają, zajmują się dziećmi. Spać w ostrym świetle jarzeniówek bardzo trudno. Wolontariusze dwoją się i troją. Zapisują nazwiska i kierunki, w jakich kto chce jechać. Kiedy trafia się transport, trzeba się zerwać i biec przed halę, niemowlaki wyrwane ze snu płaczą, ale najważniejsze, by się szybko wydostać i ruszyć w dalszą podróż.

Karta SIM i nowa torba

Dwie kobiety – matka i córka – wysiadają z busa. Z nimi trójka dzieci, najmłodsze w wózku ma pięć miesięcy, jest jeszcze dwuletnia dziewczynka i pięcioletni chłopiec. Mama ciągnie w jedną stronę, córka pokazuje, że trzeba w drugą. Obie są bardzo zdenerwowane. Oferuję pomoc, biorę jedną z toreb, pomagam im zainstalować się na wolnej kanadyjce. Chcą jechać do Żuromina, tam znajomi mają dla nich miejsce. Rozerwała się jedna z toreb, wszystko rozsypane, dzieci domagają się czegoś do jedzenia. Udaje mi się przynieść słoiczki z indykiem i marchewką, herbatniki i nową torbę. W tym czasie młoda mama idzie z wolontariuszką do punktu Orange, żeby pobrać bezpłatną kartę SIM. Brakuje jakiejkolwiek informacji: co robić, jak korzystać z komunikacji, uchodźcy nie wiedzą nawet, że jest bezpłatna, i boją się, że za dalszy transport trzeba będzie płacić. Wolontariusze nie dają rady. Jest ich za mało i zajmują się poważniejszymi problemami niż informacja. Zdarzają się osoby chore, niepełnosprawne, kobiety w zaawansowanej ciąży, ktoś musi im pomóc.

Rebrow do głaskania

Co jakiś czas przez megafon wyczytywane są kolejne oferty: jest miejsce do Katowic z zamieszkaniem dla jednej osoby. Trzy miejsca do Krakowa, dwa w busie do Niemiec. To wszystko kropla w morzu.

W tłumie oczekujących na krewnych i znajomych mężczyzna w średnim wieku wyraźnie szuka „osoby decyzyjnej”, jest bardzo smutny. Pyta w końcu kaprala WOT: – A czy w taki autobus można wsiąść, żeby przejść przez granicę z powrotem? – Chce pan wracać? – dziwi się żołnierz. – Nie ja – mówi mężczyzna – tylko żona. – Trzeba pytać kierowców – zbywa go mundurowy. Wdaję się rozmowę: dlaczego żona chce wracać? – Ona dziś przyjechała, a jutro pojedzie – wyjaśnia mężczyzna. – Musi jechać, bo syna nie przepuścili, miałem ich razem odebrać, ale sam musiał wracać do Lwowa, ma 17 lat – wyjaśnia.

Tuż obok piski i śmiechy. Kilka dziewczynek bawi się ze znoszącym to cierpliwie owczarkiem niemieckim. Po chwili psisko zachwycone głaskami kładzie się na ziemi. Ma na imię Rebrow, jak bohater serialu „Wataha”. – Ja tu pracuję, ale i on na dyżurze – mówi jego opiekun. – To taki dyżur z głaskaniem – wyjaśnia.

Hale są ogromne. Gigantyczne logistyczne centra położone są kilka kilometrów od przejścia granicznego Korczowa-Krakowiec. Ze Lwowa tu najbliżej, najprostsza droga. W hali Kijów zorganizowano miasteczko uciekinierów. Ale nikt z własnej woli nie chciałby w nim zamieszkać na dłużej niż jedną noc.

Ludzie dojeżdżają autobusami z granicy wymęczeni i zdezorientowani. Co kilka minut nowa grupa. Matki, dzieci, staruszki, psy, koty. Obcokrajowcy: Wietnamczycy, Marokańczycy, Syryjczycy i inni. Po wyjściu z autobusu zatrzymują się, nie wiedząc, co dalej ze sobą zrobić. Pomagają im strażacy i żołnierze z WOT. Biorą paczki, instruują, jak przejść do recepcji centrum.

Pozostało 86% artykułu
Konflikty zbrojne
Wojna na Bliskim Wschodzie wisi w powietrzu
Konflikty zbrojne
Ukraińcy strzelają do Rosjan amunicją z Indii. Indie nie protestują
Konflikty zbrojne
Eksplodujące radiotelefony Hezbollahu. To był najbardziej krwawy dzień w Libanie od roku
Konflikty zbrojne
Rosja chce mieć drugą armię świata. Czy Putin szykuje się do długiej wojny?
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Konflikty zbrojne
Wybuchające pagery w Libanie. Hezbollah upokorzony i zdruzgotany