W grudniu 2002 r. na szczycie w Kopenhadze, który zakończył negocjacje członkowskie, premier Leszek Miller walczył jak lew o nieco większe kwoty mleczne, trochę większe dotacje. Później w kampanii przed referendum przekonywał Polaków, że tylko głosując na „tak", zyskają wreszcie dostęp do „wielkich pieniędzy".
Ten błąd popełniali później wszyscy jego następcy, od Kazimierza Marcinkiewicza z jego słynnym „yes, yes, yes!", gdy zawierano umowę o budżecie Unii na lata 2007–2013, po podobnie reagującego Donalda Tuska, gdy uzgodniono perspektywę finansową na lata 2014–2020. W tej narracji Unia była bankomatem czy, jak to ujął szef europarlamentu Martin Schulz, „supermarketem", z którego trzeba wyjść z możliwie najlepiej wypełnionym koszykiem.
To powierzchowne i zwyczajnie fałszywe rozumienie sensu integracji okazało się na średnią metę zabójcze dla utrzymania proeuropejskich nastrojów w społeczeństwie. Listopadowy eurobarometr pokazuje, że już tylko 43 proc. Polaków ufa Unii, a 42 proc. jest wobec Brukseli nieufnych (15 proc. nie ma zdania).
Gdy zaczęły się mnożyć konflikty z unijną centralą, od reformy wymiaru sprawiedliwości po podział imigrantów i wycinkę Puszczy Białowieskiej, znaczna część Polaków uznała, że nie warto tak bardzo poświęcać się za unijne dotacje. A innych korzyści integracji im nie przedstawiono.
To może być zaś tylko początek fali eurosceptycyzmu w naszym kraju. Wbrew propagandzie kolejnych polskich premierów unijne subwencje, choć ważne dla rozwoju niektórych obszarów gospodarki jak rolnictwo, ochrona środowiska czy infrastruktura transportowa, nigdy nie miały jakiejś niewyobrażalnej skali. Bruksela obliczyła, że w 2016 r. dotacje netto dla naszego kraju, różnica między wpłatami i wypłatami, wyniosą na naszą korzyść ledwie 7,1 mld euro (1,2 proc. polskiego PKB), czyli 187 euro (780 zł) na statystycznego Polaka. O tym, że to nie unijne dotacje decydują o sukcesie gospodarczym danego kraju, najlepiej świadczy przykład Grecji, która od blisko 40 lat dostaje od Unii jedne z największych dotacji netto (w 2016 r. prawie 4,3 mld euro), a jej gospodarka powoli dźwiga się z upadku.