Mariusz Cieślik: Straszne skutki wyłączenia telewizora

Wyłączając telewizory, straciliśmy ważną część wspólnych kodów kulturowych. Łączy nas coraz mniej.

Publikacja: 22.11.2024 14:30

Mariusz Cieślik: Straszne skutki wyłączenia telewizora

Foto: AFP

Kiedyś oglądałem politykę, ale już nie mogłem, no to przerzuciłem się na piłkę – opowiadał przed laty pewien znajomy. Jak się okazało, przeszedłem tę samą drogę. Teraz jestem u jej kresu. Pierwszy raz od kilku dekad nie włączyłem telewizora, żeby obejrzeć choćby fragment meczu reprezentacji w Lidze Narodów. A przecież moje pierwsze w pełni świadome wspomnienia związane z mediami dotyczą właśnie piłki. To był rok 1982, kiedy Zbigniew Boniek w Hiszpanii prowadził Polskę po medal. Do dziś pamiętam wyniki meczów tamtego mundialu.

Przez kolejnych 40 lat oglądałem reprezentację Polski nawet wtedy, kiedy grała marnie. Czyli przez większość tego czasu. Ale gdzieś w okolicach przegranego w żenującym stylu meczu z Mołdawią coś we mnie pękło. Dobił mnie mundial, podczas którego nasi wyglądali, jakby startowali w innej dyscyplinie niż reszta. Później robiłem sobie przerwy, ale wracałem. Teraz już nie wrócę. Chyba że nasza reprezentacja zacznie wreszcie grać w piłkę, ale to jest równie prawdopodobne jak pojednanie między Tuskiem i Kaczyńskim.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Marsz, marsz, marsz

A skoro już o polityce mowa, to trudno się oprzeć analogiom z piłką. Są to dwie dziedziny budzące w Polakach niewiarygodne wręcz emocje i w obu prezentujemy poziom bliski dna. Zresztą jakby się przyjrzeć zawodnikom, którzy coś potrafią, to w obu dziedzinach będzie coś koło dwóch. Tych od polityki wymieniłem wyżej, a w piłce to wiadomo – Lewandowski i Szczęsny.

Rzecz jasna od roku 1989, kiedy zaczęła się w Polsce normalna demokratyczna polityka, oglądałem programy informacyjne. Przestałem mniej więcej w okolicach wygranej PiS w 2015 r. Niby dalej polityka była demokratyczna, ale już nie do końca normalna. Do dziś konsekwentnie trwam w telewizyjnej abstynencji, a wiedzę czerpię przede wszystkim z „Rzeczpospolitej”.

A skoro już o polityce mowa, to trudno się oprzeć analogiom z piłką. Są to dwie dziedziny budzące w Polakach niewiarygodne wręcz emocje i w obu prezentujemy poziom bliski dna. 

Zapewniam, że nieoglądanie „Faktów”, „Wiadomości” (dla niepoznaki zwanych „19.30”) i meczów piłkarskich ma wyłącznie zbawienne skutki. Dla przykładu od wielu lat nie słyszałem frazy „ja panu nie przerywałem”. Zupełnie nie wiem, o co kłócą się w tym tygodniu PiS z Platformą. Owszem, znam nazwiska posłów czy ministrów, ale kiedy jednego z nich spotkałem w kawiarni, nie mogłem sobie przypomnieć, kim jest. Same plusy. Dobrze pamiętam stan niezdrowego pobudzenia, jakiemu ulegałem pod wpływem nieustannej medialnej młócki polityków. Od kiedy odłączyłem się od telewizji, nie jestem w stanie wykrzesać z siebie podobnych emocji. Nie inaczej jest z piłką. Ponieważ jej nie oglądam, nie musiałem przeżywać upokarzającej porażki z Portugalią. A informację, że nasza reprezentacja spadła do niższej dywizji Ligi Narodów, przyjąłem ze zrozumieniem. Dziwne było to, że grali z najlepszymi.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Mój pierwszy pogrzeb

Tak, oczywiście, wiem doskonale, że znaczna część z tych, którzy wyłączyli telewizory, przesiadła się na media społecznościowe i tam uprawia hejterski proceder. To akurat dotyczy głównie polityki, bo w piłce sprawa jest prostsza. Ile można pisać, że polscy piłkarze nic nie potrafią? Decyzję o tym, żeby nie korzystać z social mediów, podjąłem po gruntownym przemyśleniu. Wszystkim radziłbym, żeby postąpili podobnie.

No, ale media społecznościowe tworzą bańki. Jest to zatem coś zupełnie innego niż telewizja, którą oglądali kiedyś wszyscy. Doskonale pamiętam te czasy, kiedy w zaprzyjaźnionych domach TVP była włączona bez przerwy. Potem w to miejsce wszedł TVN. Dziś najlepiej oglądane programy w rodzaju meczów reprezentacji czy głównego wydania „Faktów” mają po 2,5–3 mln widzów. Co to jest na niemal 40-milionowy kraj?! By sparafrazować hasło PZPN: nie łączy nas już piłka. Nie łączy też polityka. Dużo wcześniej przestała nas łączyć telewizyjna rozrywka, o ofercie kulturalnej nawet nie wspominając. Przez długie dekady prawie wszyscy oglądaliśmy to samo. Wyłączając telewizory, straciliśmy ważną część wspólnych kodów kulturowych. Łączy nas coraz mniej.

Kiedyś oglądałem politykę, ale już nie mogłem, no to przerzuciłem się na piłkę – opowiadał przed laty pewien znajomy. Jak się okazało, przeszedłem tę samą drogę. Teraz jestem u jej kresu. Pierwszy raz od kilku dekad nie włączyłem telewizora, żeby obejrzeć choćby fragment meczu reprezentacji w Lidze Narodów. A przecież moje pierwsze w pełni świadome wspomnienia związane z mediami dotyczą właśnie piłki. To był rok 1982, kiedy Zbigniew Boniek w Hiszpanii prowadził Polskę po medal. Do dziś pamiętam wyniki meczów tamtego mundialu.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI Act. Jak przygotować się na zmiany?
Plus Minus
„Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie. Nowy świat na Marsie”: Mars równa się wolność
Plus Minus
„Abalone Go”: Kulki w wersji sumo
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach