Premier Donald Tusk włączył się do dyskusji na temat wystawy w Muzeum II Wojny Światowej w sposób, który zaskoczył chyba i prawicę, i lewicę. Dla dużej części wyborców prawicowych skandalem była decyzja nowego kierownictwa MIIWŚ, aby usunąć z ekspozycji rodzinę Ulmów, św. Maksymiliana Kolbę czy postać rotmistrza Witolda Pileckiego. Premier zapytany o tę sprawę na konferencji prasowej poświęconej CPK powiedział: „Mam nadzieję, że zapadną decyzje, które unieważnią to zamieszanie”.
Jak tłumaczył szef rządu, Pilecki czy Kolbe to symbole narodowe, symbole martyrologii, i powinno się z nimi obchodzić, także w przestrzeni muzealnej, „niezwykle delikatnie”. Zaapelował, by muzeum łączyło różne narracje, a przez to, „by łączyło też Polaków w odczuwaniu i rozumieniu historii”.
Dlaczego Donald Tusk wziął w obronę rtm. Pileckiego i św. Maksymiliana Kolbego?
Dlaczego uważam, że to zaskakująca decyzja? Bo widać, że premier rozumie coś, czego mogli nie zrozumieć jego współpracownicy. Pamiętajmy, że gdańskie Muzeum II Wojny Światowej to było ukochane dziecko samego Donalda Tuska, który miał pomysł na stworzenie w tym mieście miejsc dotyczących jego unikalnej historii. To tam wybuchła II wojna i tam rozpadł się komunizm, który po wojnie zapanował po tej stronie żelaznej kurtyny – stąd również gdańskie Europejskie Centrum Solidarności upamiętniające Wolne Związki Zawodowe i Solidarność.
Muzeum II Wojny Światowej stało się też polem pierwszej bitwy o przeszłość po przejęciu władzy przez PiS w 2015 roku. To wówczas dodano do wystawy wizerunki wspomnianych postaci Pileckiego, Kolbego i rodziny Ulmów. Twórcy wystawy poszli wówczas do sądu i wiele lat trwał proces o naruszenie integralności autorskiej koncepcji tej wystawy. Dziś, po tym jak władzę w Muzeum objął nominat obecnie rządzących, pierwotny kształt ekspozycji przywrócono.