Witold Zembaczyński, poseł KO i członek komisji ds. Pegasusa, ma rację, że każdy duży pożar może być elementem rosyjskich działań dywersyjnych. Jeśli jesteśmy w epoce przedwojennej – jak twierdzi premier Donald Tusk – takie podejrzenia naturalnie muszą się pojawiać przy każdej katastrofie, a służby specjalne powinny pracować na najwyższych obrotach.
Czy zagrożenie rosyjską dywersją jest realne? Politycy robią wszystko, by ten problem ośmieszyć
Szczególnie że w weekend doszło do całej serii pożarów: w Siemianowicach Śląskich, w warszawskich dzielnicach Wilanów, Siekierki i Białołęka (Marywilska) oraz w Kampinoskim Parku Narodowym, zaś w poniedziałek nad ranem zapłonęły autobusy w bytomskiej zajezdni. Żeby była jasność: nie znamy żadnych rosyjskich śladów, a pożary się oczywiście zdarzają, również seriami, ale podobne akcje dywersyjne rosyjskich służb także się już zdarzały, nawet u naszych południowych sąsiadów – np. w czeskich Vrběticach, gdzie za pożarem w składzie amunicji stało dwóch agentów GRU. Jedno jest pewne: zagrożenie rosyjską dywersją należy traktować poważnie.
Czytaj więcej
W ostatnich dniach w Polsce doszło do serii pożarów. W piątek ogień płonął w Siemianowicach Śląskich. W niedzielę doszło natomiast do pożaru centrum handlowego Marywilska 44, składowisk odpadów w warszawskim Wilanowie i na Siekierkach oraz lasu w Kampinoskim Parku Narodowym. W nocy z niedzieli na poniedziałek straż pożarna walczyła zaś z dużym pożarem autobusów stojących w zajezdni w Bytomiu.
Dlaczego więc polscy politycy zarazem robią wszystko, by nikt rosyjskiej agentury nie traktował poważnie? Bo tak się przecież kończy przerzucanie się zarzutami o chodzeniu na pasku Kremla. PiS z całą powagą twierdzi, że najważniejsi działacze PO i PSL dążyli do tzw. resetu z Rosją tylko dlatego, że są sługami Putina. Resetu, do którego dążył wówczas cały Zachód z USA na czele. A Donald Tusk nazywa polityków PiS „płatnymi zdrajcami, pachołkami Rosji”, oskarżając z sejmowej trybuny samego Jarosława Kaczyńskiego o bycie pod wpływem jawnych agentów rosyjskich. Tego Kaczyńskiego, któremu nie tak dawno jego poplecznicy zarzucali „zwierzęcą antyrosyjskość” i wyrażali obawy, że przez nią może wywołać wojnę z putinowskim imperium.