Ursula von der Leyen i Donald Tusk: ta para może sobie dać wiele. Jeśli Niemka szybko uwolni kolejną transze KPO (ponad 6 mld euro) i będzie wnioskować o wygaszenie procedury z artykułu 7. traktatu UE o naruszeniu rządów prawa, koalicja rządowa, a w szczególności KO, będzie tryumfować. To może też oznaczać marginalizację PiS w wyborach samorządowych, europejskich i prezydenckich. I konsekrację Donalda Tuska jako najważniejszego polityka III Rzeczypospolitej.
Po co Ursuli von der Leyen poparcie Donalda Tuska
Motywacją przewodniczącej von der Leyen będzie przede wszystkim chęć wynagrodzenia polityka, który pokonał nacjonalistyczny populizm w piątym co do znaczenia kraju Unii Europejskiej. To ma być przykład dla Włoch, Francji czy Niemiec, gdzie skrajna prawica już jest u władzy lub się do niej przymierza. Pokazanie drogi, która uchroni Wspólnotę przed egzystencjalnym zagrożeniem.
Czytaj więcej
Obecna szefowa Komisji Europejskiej ogłosiła właśnie, że zamierza kandydować na drugą kadencję.
Ale w wyjściu na przeciw oczekiwaniom Donalda Tuska von der Leyen ma też interes całkiem osobisty, bo premier i jej może dać wiele. Polscy eurodeputowani stanowią bowiem kluczowy element Europejskiej Partii Ludowej (European People’s Party – EPP), macierzystego klubu Niemki w europarlamencie, bez którego poparcia jej kariera za parę miesięcy się skończy.
Tyle że o poparcie EPP będzie też najpewniej ubiegał się Radosław Sikorski. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z połowy stycznia jego zastępca Andrzej Szejna mówił: „Mam wrażenie, że minister Radosław Sikorski przyjął funkcję szefa MSZ na całą kadencję i tylko taką wiedzę posiadam. Ale wyrażę wyłącznie osobistą opinię, że Unia potrzebuje wysokiego przedstawiciela ds. zagranicznych formatu Radosława Sikorskiego”. To w języku dyplomacji sygnał, że szef polskiej dyplomacji mierzy wysoko, choć jeśli się nie uda, pozostanie na swoim stanowisku.