Czwartkowy szczyt unijnych przywódców w Brukseli upływał pod znakiem polskiego weta wobec pakietu czterech kluczowych decyzji.
Gdy w poniedziałek z blokady zrezygnowały Węgry, wydawało się, że pakiet zostanie uzgodniony bez problemu. Chodzi o 18 mld euro pomocy finansowej dla Ukrainy, bez której nie będzie w stanie funkcjonować w przyszłym roku. Oraz o zgodę na 15-proc. minimalną stawkę podatku dochodowego dla korporacji międzynarodowych i zamrożenie 6,35 mld euro dla Węgier z funduszy strukturalnych w ramach tzw. mechanizmu warunkowości. Wreszcie o przyjęcie węgierskiego planu odbudowy.
Na potrzeby przełamania weta Węgier w dwóch pierwszych sprawach (są głosowane jednomyślnie) wszystkie cztery decyzje powiązano dziesięć dni temu w jeden pakiet: czyli nie będzie węgierskiego KPO (które wymaga większości), jeśli Węgry nie zgodzą się na pomoc dla Ukrainy i na podatek minimalny. Budapeszt ustąpił, nieoczekiwanie problem zgłosiła jednak Polska.
Czytaj więcej
Alfred Hitchcock mógłby od polskiego obozu rządowego uczyć się budować napięcie.
Polacy tłumaczyli, że są przeciwko minimalnej stawce, bo globalna reforma musi obejmować dwa filary: z jednej strony stawka minimalna, z drugiej – konieczność płacenia podatku przez korporacje w miejscu uzyskania przychodów, a nie siedziby podatkowej firmy. Tak zresztą reforma została na początku zaplanowana, ale ostatecznie nie udało się uzyskać globalnej zgody dla tego podejścia i dlatego dwa filary są procedowane osobno, z czego minimalna stawka ma znacznie większe poparcie.