W 1938 roku emisja radiowej adaptacji „Wojny światów" H.G. Wellsa przez część słuchaczy została wzięta za prawdziwą relację z ataku Marsjan na New Jersey. Był to nieoczekiwany skutek konwencji, w jakiej utrzymane było słuchowisko – przypominało ono bowiem zwykły wieczorny program radiowy, przerywany co jakiś czas doniesieniami „z ostatniej chwili" – najpierw o tajemniczych eksplozjach na Marsie, potem o niezwykłym obiekcie, który spadł na farmę w New Jersey, wreszcie o ataku przybyszy z kosmosu, którzy się w owym obiekcie znajdowali. Potem było już tylko gorzej, inwazja objęła cały świat, aż w pewnym momencie radiosłuchacze usłyszeli mężczyznę przerażonym głosem próbującego wywołać kogokolwiek przez amatorski nadajnik radiowy. „Czy ktoś jest jeszcze w eterze?". Odpowiedziała mu cisza.
Tuż po emisji „Wojny światów" amerykańskie media opisywały panikę, jaka miała ogarnąć nowojorczyków – po latach jednak wiadomo, że jej skala była wyolbrzymiona. Niemniej wielu słuchaczy rzeczywiście dzwoniło na policję lub do redakcji gazet, aby się upewnić, czy to, co słyszą w radiu, to naprawdę relacja z inwazji (niektórzy mieli podejrzewać, że w rzeczywistości jest to inwazja III Rzeszy na USA), a niektórzy mieli w pośpiechu opuszczać swoje domy. Był to niewątpliwie symbol ogromnego wpływu radia – pierwszego medium masowego, które przeżywało wówczas swoją złotą erę.
22 lata później swój wielki moment miała w USA telewizja – 26 września 1960 roku John F. Kennedy i Richard Nixon zmierzyli się w pierwszej w historii transmitowanej przez telewizję debacie prezydenckiej. Nixon był uważany za faworyta wyborów – był politykiem bardziej doświadczonym, powszechnie znanym, urzędującym wiceprezydentem. Ba, ci, którzy debaty słuchali w radiu, byli przekonani, że Nixon ją wygrał. Jednak ponad 66 mln osób, które oglądały debatę w telewizji, odniosło zupełnie inne wrażenie – a to dlatego, że Kennedy prezentował się lepiej wizualnie, był młodszy, energiczniejszy, elegancko ubrany i mówił wprost do kamery. Jego rywal z kolei pocił się (zrezygnował z charakteryzacji, co kamery od razu wychwyciły, ponadto miał być lekko przeziębiony), sprawiał wrażenie zmęczonego i miał na sobie za duży garnitur. Na domiar złego nerwowo drapał się po twarzy, co stwarzało wrażenie, że nie jest zbyt pewny siebie. Przegrał telewizyjną debatę, a w efekcie – wybory.
Minęło kolejnych 60 lat – i tym razem swoją siłę zaprezentowało w USA kolejne masowe medium. 6 stycznia 2021 roku tłum zwolenników Donalda Trumpa, przekonanych, że wybory zostały sfałszowane, wdarł się na Kapitol, co było bezprecedensowym atakiem na fundamenty amerykańskiej demokracji. Stało się tak, mimo że absolutnie wszystkie najważniejsze tradycyjne media w USA, niezależnie od politycznych afiliacji, przekonywały, iż oskarżenia o wyborcze fałszerstwa są bezpodstawne. Ba – telewizja MSNBC w bezprecedensowy sposób 6 listopada przerwała wystąpienie prezydenta Trumpa, w którym mówił on o rzekomych fałszerstwach wyborczych, tłumacząc, iż robi to, ponieważ prezydent mówi nieprawdę. Między 3 listopada, gdy odbyły się wybory prezydenckie, a 6 stycznia, gdy tłum wdarł się na Kapitol, sądy odrzuciły wszystkie wnioski sztabu Trumpa dotyczące domniemanych nieprawidłowości wyborczych. Dla uczestników szturmu na Kapitol ważniejsze były jednak wpisy Trumpa na Twitterze i zrodzona na forum internetowym 4chan teoria spiskowa QAnon głosząca, iż prezydent bohatersko walczy z tajną organizacją tworzoną przez satanistów i pedofili, która chce przejąć kontrolę nad administracją USA. Wobec tego fenomenu wszystkie klasyczne media – z telewizją na czele – okazały się bezradne.
Telewizja brzydko się zestarzała
Bezradność owa wynika z tego, że telewizja, która bezdyskusyjnie zdominowała drugą połowę XX wieku, w XXI wieku, a zwłaszcza w jego drugiej dekadzie, bardzo szybko – i bardzo brzydko – się zestarzała. Między tym medium a pokoleniami, które wchodziły w dorosłość w dobie szybkiego rozwoju internetu (milenialsi) bądź wręcz nie znają świata bez internetu (pokolenie Z), powstała trudna do przekroczenia bariera.