Ostatnie odczytania Wyspiańskiego przerażają wieszczą aktualnością. Śmierć gra główną rolę w „Weselu" Jana Klaty w Starym Teatrze, a uosabia ją blackmetalowa grupa Furia. Muzycy są jak słowiańskie bóstwa samozagłady. Zawisza Czarny z biało-czerwoną opaską wieszczy apokalipsę niczym Tadeusz Gajcy, patron żołnierzy wyklętych. Czepiec w kibolskiej koszulce w orłem w koronie chwali się pobiciem Żyda do krwi. Młodego Jaśka, który gubi złoty róg, gra w finale 84-letni Andrzej Kozak, bo czas ucieka, a między Polakami nie ma porozumienia. Na pytanie: „Cóż tam, panie, w polityce?" odpowiada szyderczy śmiech.
Polska mentalność
Pod koniec stycznia w stołecznym Teatrze Polskim czeka nas premiera „Wyzwolenia" w inscenizacji Anny Augustynowicz. Usłyszymy w nim: „A co jest mi wstrętne i nieznośne, to jest to robienie Polski na każdym kroku i codziennie. (...) To manifestowanie polskości. (...) Bo to tak jest, jakby Polski nie było. Polaków nie było... Jakby ziemi nawet nie było polskiej i tylko trzeba było wszystko pokazywać (...), i udawać, i udawać. (...) Po co, na co? Bez tych manifestacji wszystko jest: i ziemia, i kraj, i ojczyzna, i ludzie".
Ten fragment przypomina w wydanej właśnie książce „Wyspiański. Niszczenie polskiego kościoła" profesor Piotr Augustyniak. Pisze, że celem Wyspiańskiego było rozbicie wyobrażeń Polaków na własny temat, które karmiły się romantyzmem Mickiewicza i Sienkiewiczem, co powoduje, że rozmijamy się ze światem.
W „Wyzwoleniu" Wyspiański chciał pokazać prawdę o „polskim mentalnym kościele, w którym sami siebie adorujemy i samych siebie przeklinamy" – „zagmatwany labirynt-fantazmat, pełen duchów przeszłości, widm, błędnych ogników, zjaw, urojeń i innych potworów". Profesor Augustyniak podkreśla, że ani Kaczyński, ani Tusk nie podjęli się takiej modernizacji Polski, jakiej żądał od Polaków Wyspiański. Wciąż tkwimy w fantazmatach.
Wyspiański 120 lat przed „Klerem" napisał „Klątwę", której bohaterem jest ksiądz mający kochankę i nieślubne dzieci, a jednocześnie z hipokryzją pouczający chłopów, jak żyć bez grzechu. Kochanka – niczym w dzisiejszej feministycznej opowieści – ponosiła całkowitą odpowiedzialność za grzech i stawała się kozłem ofiarnym. Premierę „Klątwy" zablokował krakowski kler. W nawiązaniu do tragedii Wyspiańskiego powstało głośne przedstawienie Olivera Frljicia w Teatrze Powszechnym.