W karierze politycznej Dominiki Chorosińskiej nie byłoby nic dziwnego. Wiele osób zmienia poglądy właśnie w kontakcie ze środowiskiem, które potem kontestuje. Wiceminister kultury Wanda Zwinogrodzka była przecież recenzentką „Gazety Wyborczej”.
W demokracjach realizowane są różne programy wspierane przez wyborców. Rzecz jednak w tym, że „sukcesy” Dominiki Chorosińskiej i jej męża Michała Chorosińskiego stały się jednocześnie symbolem niedemokratycznych, siłowych, politycznych decyzji Zjednoczonej Prawicy, dewastacji kultury, niszczenia instytucji, zespołów i zakulisowego nepotyzmu.
Dominika Chorosińska i "Smoleńsk"
W Zjednoczonej Prawicy Dominika Chorosińska ma bardzo mocną kartę. W 2016 r. zagrała w „Smoleńsku" Antoniego Krauzego wcielając się w rolę „wdowy smoleńskiej”, zaś jej mąż, Michał Chorosiński, pojawił się na ekranie jako szofer generała lotnictwa. Oboje wystąpili w „Nędzarzu i madame", filmie o bracie Adamie Chmielowskim fundacji Lux Veritatis, zarządzanej przez Tadeusza Rydzyka.
Zanim posłowie i telewidzowie zobaczyli Dominikę Chorosińską wykrzykującą w Sejmie do nowego marszałka Szymona Hołowni „Masz talent!”, w Telewizji Republika współprowadziła program „Polska na dzień dobry”, zaś w TVP Info - "W tyle wizji". Ale kto wie, może właśnie tym okrzykiem zwróciła uwagę prowadzącego casting do rządu Mateusza Morawieckiego, zdobyła ważną rolę w pisowskim serialu i spore honorarium. Pewnie nie tylko dla siebie.
Kariera Dominiki Chorosińskiej zaczynała się jednak w zupełnie innej tonacji - m. in. w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Debiutowała tam jako Dziewczyna w „Imieniu” Fossego (tegorocznego noblisty) w reżyserii Tomasza Mana w 2001 r. Później, już za dyrekcji Krzysztofa Mieszkowskiego, zagrała m. in. w feministycznym „Utworze o matce i ojczyźnie" Bożeny Keff, reżyserowanym przez Jana Klatę, który otrzymał wiele prestiżowych nagród w 2011 r. To był teatralny szlagier roku. I jednocześnie ostatnia rola Chorosińskiej w Polskim za dyrekcji Krzysztofa Mieszkowskiego, która rozpoczęła się w 2006 r.