Memoriał badający represje stalinowskie (w tym zbrodnię katyńską) od lat znajduje się na celowniku rządowych mediów. Tym razem propaganda Kremla uderza z pełną mocą i podważa wiarygodność prowadzonej przez stowarzyszenie bazy danych (jedynej tego typu w Rosji), w której znajdują się ponad 3 mln nazwisk „ofiar terroru politycznego w ZSRR". Chodzi o rozstrzelanych, zesłanych do łagrów, skazanych na wieloletnie więzienia i deportowanych z ziemi ojczystej.

Rządowa stacja Rossija 24 nadała w czwartek materiał, zarzucając badaczom historii z Memoriału wpisywanie na tę listę ofiar represji „zbrodniarzy nazistowskich". Dziennikarze rosyjskiej stacji rozmawiali z urodzonym na Łotwie izraelskim historykiem Aronem Shneerem, który opowiedział historię pochodzącego z łotewskiej miejscowości Lucyn polskiego nauczyciela Pawła Kowalewskiego. Znajduje się w bazie danych Memoriału, gdyż został skazany przez sowieckie władze w kwietniu 1945 roku na 20 lat katorgi i na 5 lat pozbawienia praw publicznych. Został oskarżony na podstawie słynnego 58 artykułu sowieckiego kodeksu karnego dotyczącego m.in. „zdrady ojczyzny". Shneer, opierając się na materiałach śledztwa NKWD i zeznaniach samego skazanego, stwierdził, że Kowalewski tak naprawdę nie był ofiarą stalinowskich represji, lecz w 1941 roku jako ochotnik zgłosił się do niemieckiej policji pomocniczej. Następnie brał udział w aresztowaniach komunistów i zabójstwach ludności żydowskiej. Shneer wymienił też nazwiska dwóch innych Polaków, którzy według niego mordowali Żydów na Łotwie w czasie niemieckiej okupacji. Chodzi o osoby z listy „polskich więźniów łagrów Workuty", sporządzonej również przez Memoriał.

Tuż przed pojawieniem się w rosyjskiej telewizji Shneer opisał sprawę na swoim profilu na Facebooku oraz w jednym z rosyjskojęzycznych izraelskich portali. – Jako badacz historii mógł zwrócić się do nas i przekazać nam te informacje, wskazać na ewentualne błędy. Lecz dowiedzieliśmy się o tym ze stacji propagandowych – mówi „Rzeczpospolitej" Jan Raczynski, przewodniczący Memoriału i znany rosyjski historyk. Wskazuje, że wśród milionów nazwisk mogą zdarzać się błędy, głównie przez brak dostępu do wielu materiałów archiwalnych. Przede wszystkim do tajnych do dzisiaj archiwów służb specjalnych dotyczących okresu represji stalinowskich. Mówi, że telewizja rządowa nie wskazała konkretnych źródeł historycznych, ale zapewnia, że zweryfikują wymienione przez izraelskiego historyka nazwiska i jeżeli te informacje się potwierdzą, wykreślą ich z bazy danych. Raczynski nie ma jednak wątpliwości, że sytuacja została wykorzystana przez propagandę, by zdyskredytować i oczernić organizację znaną już daleko poza granicami Rosji. Zwłaszcza w warunkach trwającej wojny Kremla z tak zwanymi „agentami zagranicznymi", za którego uznano również stowarzyszenie Memoriał.

Swojego negatywnego stosunku do stowarzyszenia nie ukrywali prowadzący programu w Rossija 24. Stwierdzili, że to nie był błąd, ale celowe „przepisywanie historii". Z kolei członków stowarzyszenia nazywano „pseudohistorykami". Niemal w każdym zdaniu podkreślano też, że chodzi o stowarzyszenie będące „agentem zagranicznym".

– Widniejąc na liście „zagranicznych agentów", nie możemy zasiadać w komisjach społecznych przy rosyjskich więzieniach (stowarzyszenie zajmuje się też obroną praw człowieka w Rosji – red.). Musimy sporządzać stosy sprawozdań oraz przy każdej publikacji zaznaczać, że jesteśmy „agentami". Co więcej, media, które o nas wspominają, również muszą podkreślić, że jesteśmy na tej liście – mówi Raczynski.