Zwalniał ludzi i awansował z jednakową łatwością. Firmy, którymi zarządzał, zarabiały miliony dolarów. Wśród jego uczniów są szefowie największych światowych spółek - oto Jack Welch.
Kiedy w 2001 r. rozstał się z amerykańskim gigantem General Electric, okrzyknięto go menedżerem stulecia i guru amerykańskiego biznesu. Dziś Welch ma 79 lat (w listopadzie skończy 80) i ani na moment nie przestaje pracować.
- Biznes jest grą i dlatego wygrywa się zespołowo. Zwycięża zespół, który czuje się najlepszy. Zadaniem szefa jest sprawić, żeby wszyscy zawodnicy zaangażowali się w tę grę i byli nią zafascynowani. Dobry menedżer grzeje się w sławie, na którą zapracował cały zespół. Chodzi więc nie tyle o świetne pomysły lidera, ile o to, by zebrał on wokół siebie ludzi, z którymi je zrealizuje. Szef musi zrobić wszystko, aby nikomu nie przyszło do głowy zwolnienie się z firmy. Coś takiego udało mi się w General Electric - mówi "Welch" w rozmowie z "Sukcesem". - Czuliśmy się wszyscy jak drużyna sportowa w szatni po odniesionym właśnie zwycięstwie. To były wspaniałe czasy - dodaje.
Zdaniem Welcha "firmy, które odnoszą sukces, muszą składać się z zespołów nastawionych na wygraną". - Tak to działa w sporcie i tak samo działa w biznesie - podkreśla.
Rozmowę z Jackiem Welchem można przeczytać w najnowszym numerze "Sukcesu", który jest już dostępny w wersji na tablety.