Ten sondaż długo pozostanie w pamięci europejskich polityków, którym przyjdzie decydować o losie Ukrainy. Bo przynosi tektoniczne zmiany. Państwo, które tak niedawno z perspektywy Rzymu czy Paryża nie mieściło się w kręgu zachodniej cywilizacji, teraz w ocenie większości respondentów w krajach „27” biorących udział w sondażu Komisji Europejskiej, powinno, jak tylko „będzie gotowe”, dołączyć do Unii. Tak sądzi 66 proc. ankietowanych, podczas gdy trzykrotnie mniej (22 proc.) jest przeciwnego zdania.
W tym otwarciu bram zjednoczonej Europy przoduje leżąca na drugim końcu kontynentu Portugalia (87 proc. poparcia), kraj, który konsekwentnie trzymał kciuki i za polską akcesję.
Na drugim biegunie można niestety odnaleźć wieloletniego sojusznika rządu w Warszawie – Węgry. Lata nacjonalistycznej propagandy sprawiły, że nad Dunajem sąsiada walczącego o przetrwanie widzi w Unii już tylko 48 proc. ankietowanych.
Za tym porywem sympatii do Ukrainy winny zdaniem Europejczyków pójść konkretne kroki. Przykład: 85 proc. uważa, że „Unia ma tak szybko, jak to możliwe, ograniczyć zależność od rosyjskiej ropy i gazu”. I to mimo, iż tyleż jest świadoma, że doprowadzi to do zwyżki cen energii dla unijnych firm i dla nich samych.