Jan Śpiewak po rezygnacji z członkostwa w stowarzyszeniu odmówił przekazania uprawnień administratorskich, argumentując, że jest to jego „własność prywatna" – twierdzi stowarzyszenie.
„Prowadziłem fanpage MJN od samego początku – na półtora roku przed powstaniem stowarzyszenia. Działając w trosce o bezpieczeństwo naszych informatorów, nie miałem innego wyjścia" – odpowiada Jan Śpiewak.
To kolejna odsłona konfliktu pomiędzy stowarzyszeniem a jego twórcą Janem Śpiewakiem, który odszedł z organizacji i ogłosił, że planuje stworzyć nowy ruch. Koledzy zarzucali Śpiewakowi, że jest zbyt radykalny. Przeszkadzały im też medialne zarzuty w sprawie kupna kawalerki, którą miał on nabyć od osób, które 15 lat wcześniej zreprywatyzowały kamienicę. Pojawiły się głosy, że walka z reprywatyzacją i jednoczesne korzystanie z jej efektów nie dodają szefowi MJN wiarygodności.
Śpiewak nie pozostaje dłużny. „W stowarzyszeniu, dokładnie od wybuchu afery reprywatyzacyjnej, działy się niepokojące rzeczy. W lipcu Grzegorz Majewski, który był beneficjentem zwrotu Chmielnej 70, wysłał pismo przedprocesowe przeciwko MJN i wystąpił do sądu o zakaz wypowiadania się przez nas o nim. Odmówiłem zdjęcia informacji na jego temat. Trójka członków zarządu sprzeciwiła się temu – chciała przeprosić i zdjąć niewygodne informacje" – napisał w oświadczeniu.
Takie sytuacje w ruchach miejskich zdarzają się często. Gdy Miasto Jest Nasze wprowadziło do Rady Dzielnicy Śródmieście cztery osoby, zaczęło rozmowy koalicyjne. Jak wspomina jeden z działaczy PO, negocjacje były trudne, gdyż szef MJN żądał rzeczy niemożliwych. Z klubu MJN w dwa tygodnie po wyborach wyszły więc trzy osoby. Śpiewak został sam.