W dniu powołania sędzia ślubuje w orzekaniu kierować się wyłącznie dwiema rzeczami, mianowicie przepisami prawa oraz własnym sumieniem. Czy obu kwestiom poświęcamy wystarczającą uwagę, wybierając sędziów?
Czytaj także: Adwokat kontra sędzia antybohater
Znajomość przepisów i posłuszeństwo wobec nich, nie tylko w teorii czy w powszechnym przekonaniu, są nieodzownymi przymiotami sędziego. Ich wagę potwierdza praktyka – zinstytucjonalizowany klucz, pozwalający nielicznym adeptom prawa zasiadać za sędziowskim stołem. Jest nim wiedza prawnicza oraz umiejętność zastosowania jej zgodnie z obowiązującym kanonem.
Posiadania tego klucza prawnik musi dowieść podczas odbywania aplikacji, w toku licznych egzaminów, wreszcie w toku tego najważniejszego, dwudniowego, państwowego egzaminu końcowego. Możemy więc spać spokojnie. O funkcję sędziego mają dziś szansę ubiegać się wyłącznie osoby, których znajomość prawa nie może budzić wątpliwości.
Sędziowskie sumienie i coś więcej
Wobec drugiej części przywołanego fragmentu sędziowskiego ślubowania instytucje naszego państwa wykazują znacznie mniejszą dociekliwość. Praktyka pokazuje, że zakładamy w sposób nieco naiwny, że jeśli przyszły sędzia nie ma na sumieniu zbrodni większych niż mandat za przekroczenie prędkości, to nie tylko sumienie posiada, ale także jest to sumienie zdolne prawidłowo odróżniać dobro od zła tak na sali sądowej, jak i w życiu osobistym.