Wkrótce nowa Krajowa Rada Sądownictwa zacznie podejmować decyzje. Najważniejsze będą dotyczyć obsadzenia wolnych stanowisk w Sądzie Najwyższym. Sędziowie powołani właśnie do Rady wzięli na siebie ogromną odpowiedzialność. Sposób, w jaki sobie z nią poradzą, będzie miał wpływ na zaufanie do polskiego wymiaru sprawiedliwości na długie lata.
Konstytucja przewiduje współdziałanie w powoływaniu sędziów prezydenta i Rady. Sam prezydent nie może jednak ich wybierać. Jest zależny od Rady. Może najwyżej odmówić powołania (choć i ta prerogatywa była przez niektórych prawników kwestionowana). W ciągu ostatnich dziesięciu lat zdarzyło się to jednak tylko 20 razy na przeszło 5 tys. złożonych wniosków. W praktyce zatem to Rada i posiadający w niej większość sędziowie mają decydujący wpływ na to, kto sprawuje w Polsce władzę sądowniczą.
Na wybór większości członków Rady obywatele nie mieli dotąd wpływu. Wybierali ich spośród siebie sędziowie. W opublikowanym niedawno w „Rzeczpospolitej" oświadczeniu profesorowie Zoll i Strzembosz piszą, że intencją autorów konstytucji było, by sędziów do Rady wybierali spośród siebie sędziowie. Jednoznacznego wskazania sposobu wyboru zabrakło w dokumencie zaakceptowanym przez Polaków w referendum. Po 20 latach ustawodawca postanowił to wykorzystać i zmienić sposób wyboru, argumentując interwencję koniecznością demokratyzacji Rady.
Postulat wydawałoby się słuszny. Władza w Polsce pochodzi od narodu. Także sądownicza. Zatem wpływ obywateli na proces wyboru przedstawicieli sprawujących ten rodzaj władzy jest także uzasadniony praktycznie. Brak wpływu obywateli na to, kto w ich imieniu będzie sprawował władzę, niesie niechybne konsekwencje. Grupa, której władza została powierzona dożywotnio i może sama dokonywać kooptacji, podlega stopniowej alienacji. Społeczeństwo zaczyna odczuwać wobec takiej władzy bezradność, niezadowolenie, cynizm i wyobcowanie. Z pewnością z takimi postawami sporej części społeczeństwa muszą się dziś mierzyć polscy sędziowie. Nie ułatwiają im tego towarzyszące alienacji procesy dotyczące ich samych: nieuczestniczenie w części doświadczeń reszty społeczeństwa, tworzenie się systemu unikalnych norm i wartości (subkultury), elitaryzm jako wynik psychologicznego racjonalizowania odmienności swojego statusu.
Demokratyzacja Rady jako organu decydującego, kto sprawuje w Polsce władzę sądowniczą, mogłaby odwrócić ten proces. Do tego jednak obywatele musieliby zyskać poczucie podmiotowości w procesie delegowania władzy sądowniczej. Na razie przyjęta procedura wyboru członków Rady tego poczucia nie daje. Kontrolę nad tym, kto może być do Rady wybrany, Sejm przyznał bowiem samemu sobie, a dokładnie klubom poselskim, których wewnętrzne funkcjonowanie z demokracją ma niewiele wspólnego. Dlaczego obywatele mieliby zbierać podpisy pod kandydaturami sędziów, jeśli nawet kilka milionów podpisów nic nie znaczy bez poparcia kandydata w Sejmie. W ten sposób to liderzy partii politycznych, a nie wyborcy, decydują, jacy sędziowie mogą znaleźć się w Radzie.