Zapach dobrze wysmażonych na starym oleju frytek towarzyszył mi już od wejścia do świątyni sprawiedliwości i wiódł przez jej długie, monumentalne, socrealistyczne korytarze. Doświadczony życiem i wiekiem strażnik strzegący wrót tego gmaszyska nawet nie spojrzał, kiedy przeciskałem się z aktami przez niedziałające bramki do wykrywania metalu. Cóż, nie było sensu przeszkadzać sobie nawzajem w tych rutynowych obowiązkach.
Frytki w świątyni sprawiedliwości
Tym razem szatnia była czynna – w końcu nadeszła złota polska jesień. Nie chcąc przerywać degustacji rodowitej polskiej potrawy z ziemniaka jedzonej z klasycznego papierowego rożka oraz rozwiązywania panoramicznej krzyżówki, ustawiłem się grzecznie z boku w oczekiwaniu na sygnał do podejścia. Swoją drogą, nigdy mi się nie udało jednocześnie żuć gumy oraz spożywać frytek. Jaka stoi za tym tajemnica?
Czytaj więcej
Nawet w winiarstwie, mimo że, jak wiemy, klimat w Polsce nie jest sprzyjający, odnosimy sukcesy. A w sądownictwie nam nie idzie.
– Numerków nie ma! – przerwało moje przemyślenia stanowcze ostrzeżenie od pani ubranej w zdecydowanie przymały T-shirt z napisem „Zabytek chroniony prawem” oraz nadrukiem biało-niebieskiej tarczy. Prostota i elegancja tej formy, minimalistyczny design zdecydowanie sprawiały, że koszulka pasowała zarówno na co dzień, jak i na specjalne okazje.
Pierwsze kroki poprowadziły mnie do niedziałającej elektronicznej tablicy z wykazem rozpraw odbywających się tego dnia w sądzie. Wyświetlacz świecił matowo, zupełnie nieczytelnie, przypominając, że technologia nie jest mocną stroną tej instytucji. „Najważniejsi są ludzie i to oni są podstawą sprawnego funkcjonowania każdej firmy lub organizacji” – przypomniałem sobie na pocieszenie słowa jednego z wybitnych współtwórców potęgi amerykańskiej gospodarki Sama Woltona. I poszedłem dalej.