Maciej Zaborowski: Legal Design

Nasz system sądowy wydaje się zaprojektowany tak, by nikt nie czuł się tu ani mile widziany, ani zadowolony.

Publikacja: 20.11.2024 05:15

Maciej Zaborowski: Legal Design

Foto: Fotorzepa / Marian Zubrzycki

Zapach dobrze wysmażonych na starym oleju frytek towarzyszył mi już od wejścia do świątyni sprawiedliwości i wiódł przez jej długie, monumentalne, socrealistyczne korytarze. Doświadczony życiem i wiekiem strażnik strzegący wrót tego gmaszyska nawet nie spojrzał, kiedy przeciskałem się z aktami przez niedziałające bramki do wykrywania metalu. Cóż, nie było sensu przeszkadzać sobie nawzajem w tych rutynowych obowiązkach.

Frytki w świątyni sprawiedliwości

Tym razem szatnia była czynna – w końcu nadeszła złota polska jesień. Nie chcąc przerywać degustacji rodowitej polskiej potrawy z ziemniaka jedzonej z klasycznego papierowego rożka oraz rozwiązywania panoramicznej krzyżówki, ustawiłem się grzecznie z boku w oczekiwaniu na sygnał do podejścia. Swoją drogą, nigdy mi się nie udało jednocześnie żuć gumy oraz spożywać frytek. Jaka stoi za tym tajemnica?

Czytaj więcej

Maciej Zabrowski: Prawo w beczce wina

– Numerków nie ma! – przerwało moje przemyślenia stanowcze ostrzeżenie od pani ubranej w zdecydowanie przymały T-shirt z napisem „Zabytek chroniony prawem” oraz nadrukiem biało-niebieskiej tarczy. Prostota i elegancja tej formy, minimalistyczny design zdecydowanie sprawiały, że koszulka pasowała zarówno na co dzień, jak i na specjalne okazje.

Pierwsze kroki poprowadziły mnie do niedziałającej elektronicznej tablicy z wykazem rozpraw odbywających się tego dnia w sądzie. Wyświetlacz świecił matowo, zupełnie nieczytelnie, przypominając, że technologia nie jest mocną stroną tej instytucji. „Najważniejsi są ludzie i to oni są podstawą sprawnego funkcjonowania każdej firmy lub organizacji” – przypomniałem sobie na pocieszenie słowa jednego z wybitnych współtwórców potęgi amerykańskiej gospodarki Sama Woltona. I poszedłem dalej.

Toaleta dla zuchwałych

Po drodze spróbowałem jeszcze wejść do toalety „dla interesantów”, ale wystarczyło jedno spojrzenie, by uznać, że chyba nie jestem aż tak zainteresowany, jak mi się wydawało na początku.

Finalnie, śpiesząc się, aby się nie spóźnić na długo wyczekiwaną przez nas rozprawę, udałem się szybko schodami na dół do piwnicy sądu, gdzie znajdowała się nasza sala rozpraw. Dzięki temu, że rury z ogrzewaniem zamontowane były na suficie, nie czuć było zimna, które przenikliwie wdzierało się do holu głównego sądu przez nieszczelne drzwi.

„Design to nie jest jedynie wygląd. Design to sposób, w jaki to działa” – przypomniały mi się momentalnie słowa Steve’a Jobsa, jednego z założycieli firmy Apple Inc., której produkty są uznawane przez wielu za wyznacznik współczesnego rozumienia designu.

Protokolantka w dresowej bluzie...

Rozprawa, bez większego zaskoczenia, po ostatnim odroczeniu, które trwało siedem miesięcy, wywołana została z prawie godzinnym opóźnieniem. Ewidentnie z uwagi na chęć jak najszybszego jej rozpoczęcia nikt nie przeprosił za to opóźnienie, aby nie marnować czasu uczestników, którzy zjechali się z najdalszych zakątków Polski. Ubrana w czerwoną dresową bluzę z kapturem protokolantka zaprosiła nas oraz pozostałe strony na minimalistyczną, aby nie rzec: miniaturową, salę rozpraw. Większość uczestników z powodu braku miejsca gnieździła się na widowni. Zdziwiłem się, że oprócz nas na sali zmieścił się jeszcze polski orzeł w koronie.

Sąd, ledwo widoczny znad sterty leżących na stole sędziowskim papierowych tomów akt, wyraźnie znudzony przedłużającym się dniem, przez ponad godzinę odczytywał zeznania świadków, których przydatność była raczej wątpliwa. Faktycznie ciśnienie tego dnia nie sprzyjało wytężonej pracy umysłowej. Zrozumiałe więc było, że część pełnomocników przeglądała w trakcie tej czynności sądu swoje smartfony, jeden zaś z mecenasów kilkakrotnie opuszczał salę rozpraw, by wykonać, jak zakładam, jakiś bardzo ważny telefon. O zgodę Wysokiego Sądu nie prosił, ale zapewne nie chciał niepotrzebnie komplikować sprawy.

...a prokurator w adidasach

Prokurator chyba przeczuwał, że nic specjalnego na rozprawie się nie wydarzy, ponieważ uznał, że szkoda czasu na zakładanie koszuli oraz eleganckich wypastowanych butów. Zmięta toga doskonale przykryła będące kiedyś białymi adidasy oraz wełniany sweter w prążki w kolorze błękitu pruskiego. Wrażenie sprawiała także niesamowita pamięć oskarżyciela publicznego, który nie potrzebował nawet podręcznych akt sądowych. Na biurku leżała jedynie jednostronicowa rozpiska z wokandą.

Rozprawa była zaplanowana na cały dzień, ale skończyła się po godzinie. Jak poinformował mnie po wyjściu z sali jeden z miejscowych pełnomocników, „pan sędzia lubi o 12:30 zjeść obiad. Zresztą niedługo przechodzi na emeryturę, więc pewnie i tak tej sprawy już nie skończy”.

Tak minął bezpowrotnie kolejny termin w tej trwającej już czwarty rok „batalii” sądowej. Wszyscy uczestnicy rozeszli się w swoich kierunkach. Jedynie ja i mój klient staliśmy na środku korytarza, patrząc na siebie beznamiętnie i zastanawiając się, po co to wszystko. W pewnym momencie klient, prężnie działający niegdyś, tj. przed skierowaniem aktu oskarżenia przedsiębiorca, rzekł:

– Panie mecenasie, u was to tak zawsze wygląda?

Z szacunku nie odpowiedziałem.

Pomyślałem jedynie, że może to właśnie jest nasza rodzima wersja legal designu: system sądowy zaprojektowany tak, by nikt nie czuł się tu ani mile widziany, ani zadowolony…

Autor jest adwokatem i sędzią Trybunału Stanu

Zapach dobrze wysmażonych na starym oleju frytek towarzyszył mi już od wejścia do świątyni sprawiedliwości i wiódł przez jej długie, monumentalne, socrealistyczne korytarze. Doświadczony życiem i wiekiem strażnik strzegący wrót tego gmaszyska nawet nie spojrzał, kiedy przeciskałem się z aktami przez niedziałające bramki do wykrywania metalu. Cóż, nie było sensu przeszkadzać sobie nawzajem w tych rutynowych obowiązkach.

Frytki w świątyni sprawiedliwości

Pozostało 92% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?