Maciej Zabrowski: Prawo w beczce wina

Nawet w winiarstwie, mimo że, jak wiemy, klimat w Polsce nie jest sprzyjający, odnosimy sukcesy. A w sądownictwie nam nie idzie.

Publikacja: 25.09.2024 04:30

Maciej Zabrowski: Prawo w beczce wina

Foto: Adobe Stock

Niedawno miałem ogromną przyjemność uczestniczyć w okrągłej dziesiątej rocznicy pierwszego rocznika wina jednej z najbardziej znanych i cenionych polskich winnic. Jubileuszowa kolacja uświetniona była obecnością samych gospodarzy i założycieli winnicy, a przede wszystkim doskonałymi winami, w tym degustacją pierwszych roczników. Dopełnieniem były barwne historie o początkach winiarstwa w Polsce.

Dziś mało już kogo dziwi, że polskie wina można znaleźć w najlepszych i najdroższych restauracjach w Polsce. W ostatnich latach jego sprzedaż i zainteresowanie tą tematyką stale rośnie. Co więcej, polskie wina coraz częściej serwowane są w odległych zakątkach świata, jak Anglia, Hiszpania, a nawet Japonia. W latach 90. XX w. termin „wina z Polski” praktycznie nie istniał, pomijając oczywiście wina owocowe z kolorowymi nalepkami i wyrafinowanymi nazwami dostępnymi w prawie każdym sklepie monopolowym. Aktualnie szacuje się, że winnic w Polsce jest około sześciuset, a co ciekawe, wszystkie powstały dopiero w XXI wieku. Nie jest to zresztą łatwe zadanie, bo jak wiadomo, na co wskazywała już kiedyś jedna z byłych Pań Minister, klimat w Polsce nie jest sprzyjający.

Czytaj więcej

Maciej Zaborowski: Temida na urlopie

Rozproszone dane

Delektując się doskonałym Chardonnay, w którym aromaty owoców tropikalnych, dojrzałych jabłek i gruszek spotykały się z zapachem prażonych migdałów i białego pieprzu, pomyślałem sobie: „co jest z nami nie tak?” Mamy sukcesy nawet w winiarstwie i nie chodzi bynajmniej o sezonowe zbieranie tego owocu we Francji, Włoszech czy Hiszpanii, a nie umiemy dobrze zorganizować wymiaru sprawiedliwości.

Nasi przedsiębiorcy coraz częściej przejmują duże zagraniczne firmy. Młodzi ludzie coraz rzadziej jeżdżą na przysłowiowy zmywak na Zachód, a znajdują pracę jako wysoko wykwalifikowani informatycy, lekarze czy naukowcy, studiując wcześniej niejednokrotnie na najlepszych uczelniach światowych, jak Harvard, Stanford, MIT czy Cambridge.

A w sądownictwie nam nie idzie. I nie mam na myśli aktualnego sporu o to, kto jest sędzią, a kto nie. Nie mam także na myśli tak wyrafinowanych rozwiązań jak wykorzystywanie sztucznej inteligencji przy wyrokowaniu w najprostszych sprawach, o czym dyskutuje się coraz poważniej na świecie, a w niektórych miejscach wprowadza pilotażowe programy.

Chodzi mi o rzeczy zupełnie podstawowe, które mają jednak ogromne znaczenie dla prawidłowej organizacji całego systemu. Kiedy rozmawiam na ten temat z ludźmi spoza wymiaru sprawiedliwości, nie mogą oni uwierzyć, że nie funkcjonuje w Polsce chociażby jeden wspólny dla całej Polski portal, na którym zgromadzone byłyby wszystkie dane biegłych sądowych wraz z ich opisem i kwalifikacjami oraz dostępnością.

Aż się prosi dodanie funkcji wystawiania przez sędziów ocen szybkości sporządzenia opinii, jej rzetelności, dokładności oraz ceny. Mogłoby to być nawet w najprostszej formie gwiazdek tak dobrze znanych nam z opiniowania na wszelkich portalach, z których w codziennym życiu korzystamy nagminnie.

Moi rozmówcy przecierają oczy ze zdumienia jeszcze bardziej kiedy słyszą, że aby jakiegokolwiek biegłego sądowego znaleźć, trzeba wejść na stronę internetową każdego poszczególnego sądu okręgowego i przedzierać się niczym przez dżunglę w poszukiwaniu właściwej zakładki.

Czasami te drogocenne dane są zapisane w plikach excel, czasami w word, a czasami aktualne można uzyskać jedynie w wersji papierowej w sekretariacie danego sądu. Jednocześnie doskonale wiemy, że wszyscy uczestnicy życia publicznego zgadzają się, że zmorą polskiego sądownictwa jest czas oczekiwania na opinie oraz ich jakość. Całego problemu z biegłymi to nie rozwiąże, ale czy nie usprawni to znacznie działań?

Bez wsparcia technicznego

Albo weźmy nagrywanie rozpraw. Sam nadal nie mogę wyjść ze zdumienia, że protokół z rozpraw w sprawach karnych sporządzany jest jedynie przez protokolanta. Bez żadnego wsparcia technicznego. Rozprawy nie są nagrywane, prawnicy nie mają zaś przed sobą ekranów, aby kontrolować na bieżąco to, co pojawia się w najważniejszym dokumencie z każdej rozprawy. Rozprawy, warto dodać, na której decydują się ludzkie losy. Oczywiście w teorii można złożyć wniosek o sprostowanie protokołu, ale bez jakiegokolwiek nagrania jest to prawo równie iluzoryczne jak nadzieja, że w Polsce będziemy mieli najlepsze czerwone wina na świecie niczym z Bordeaux czy Toskanii.

Osobiście każdą rozprawę za zgodą sądu nagrywam dyktafonem, ale składając wniosek o umożliwienie mi tego jakże technologicznie odkrywczego działania, za każdym razem czuję się jak jakiś intruz naruszający stare mityczne zasady z rzymskiego procesu i podważający już na wstępie wiarygodność sądu i stron obecnych na sali.

A jednocześnie wszyscy wiemy i zgadzamy się, że to właśnie jawność rozpraw i obecność mediów działa na uczestników procesu najbardziej mobilizująco. W wielu krajach poszło się nawet dalej i dostępna jest publiczna transmisja z rozpraw w internecie. O korzyściach płynących z szybkości takiego rozwiązania nie będę nawet wspominał.

A to wszystko dzieje się w tym samym czasie, kiedy to Polacy właśnie odpowiedzialni są za rozwój najnowocześniejszych technologii AI, jak chociażby Jack Krawczyk odpowiadający w Google za projekt Bard, czyli budowę potężnego chatbota opartego na sztucznej inteligencji. Rzucił wyzwanie słynnemu Chatowi GPT. Kiedy my mierzymy się z takimi problemami jak przewlekłość procesów czy brak rzetelności protokołów z rozpraw, w internecie za kilka dolarów można kupić genialne programy do transkrypcji mowy na język pisany, co z powodzeniem wykorzystuje biznes chociażby do tworzenia notatek z wideokonferencji. Dodam dla porządku, że mówię o polskich przedsiębiorcach i języku polskim.

Czas na renesans

W ostatnich latach winnice w Polsce bez wątpienia przechodzą winiarski renesans. Tworzenie wina przypomina zaś w dużym stopniu tworzenie prawa – wymaga cierpliwości, wiedzy i dbałości o szczegóły. Wino i prawo mają jeszcze jedną wspólną cechę – obydwa są lepsze, gdy starzeją się z gracją. Nie zaszkodzi jednak na pewno korzystanie także z dorobku nowoczesności. Tak jak powstają nowe gatunki win, jak lekko gazowane Perle czy coraz bardziej popularne Rose, tak też w wymiarze sprawiedliwości niezbędne jest wprowadzenie znaczącej nuty nowoczesności i orzeźwienia.

Autor jest adwokatem i sędzią Trybunału Stanu

Niedawno miałem ogromną przyjemność uczestniczyć w okrągłej dziesiątej rocznicy pierwszego rocznika wina jednej z najbardziej znanych i cenionych polskich winnic. Jubileuszowa kolacja uświetniona była obecnością samych gospodarzy i założycieli winnicy, a przede wszystkim doskonałymi winami, w tym degustacją pierwszych roczników. Dopełnieniem były barwne historie o początkach winiarstwa w Polsce.

Dziś mało już kogo dziwi, że polskie wina można znaleźć w najlepszych i najdroższych restauracjach w Polsce. W ostatnich latach jego sprzedaż i zainteresowanie tą tematyką stale rośnie. Co więcej, polskie wina coraz częściej serwowane są w odległych zakątkach świata, jak Anglia, Hiszpania, a nawet Japonia. W latach 90. XX w. termin „wina z Polski” praktycznie nie istniał, pomijając oczywiście wina owocowe z kolorowymi nalepkami i wyrafinowanymi nazwami dostępnymi w prawie każdym sklepie monopolowym. Aktualnie szacuje się, że winnic w Polsce jest około sześciuset, a co ciekawe, wszystkie powstały dopiero w XXI wieku. Nie jest to zresztą łatwe zadanie, bo jak wiadomo, na co wskazywała już kiedyś jedna z byłych Pań Minister, klimat w Polsce nie jest sprzyjający.

Pozostało 82% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Pragmatyczna krótka pamięć
Rzecz o prawie
Łukasz Wydra: Teoria salda lepsza od dwóch kondykcji
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe tylko z nazwy
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Aplikacja rozczarowuje
Rzecz o prawie
Konrad Burdziak: Czy lekarze mogą zaufać wytycznym w sprawach aborcji?