Michał Zacharski: Tymczasowe aresztowanie – nieprzemijający kłopot

Liczby są bezlitosne: sądy akceptują ponad 90 proc. wniosków prokuratorów.

Publikacja: 29.05.2024 04:30

Michał Zacharski: Tymczasowe aresztowanie – nieprzemijający kłopot

Foto: Adobe Stock

Rację miał Stephen Hawking, gdy pisał, że żyjemy w zadziwiającym świecie. Dotyczy to niestety także rodzimego świata prawnego z jego normami i praktyką, w którym zdumienie powinno ustępować pewności i stabilności. Jak tu się nie dziwić, gdy w tak poważnej sprawie jak stosowanie tymczasowego aresztowania, czyli pozbawienia wolności osoby nieskazanej prawomocnym wyrokiem sądu, króluje nadużycie i automatyzm, pomimo krytyki powtarzanej od stu lat przez reprezentantów nauki prawa? Tymczasowe aresztowanie nie może służyć komfortowi śledczych i skłanianiu podejrzanych do obciążania siebie i innych w areszcie wydobywczym. Każdy zaś przypadek zastosowania lub przedłużenia powinien być porządnie umotywowany. Z kolei tam, gdzie ten najsurowszy środek zapobiegawczy jest konieczny – bo przecież są takie przypadki – powinien trwać jak najkrócej.

Śpią spokojnie

Każdego dnia sędziowie rozstrzygający w sprawach aresztowych przeżywają déjà vu. Obrońcy argumentują, że nie ma dużego prawdopodobieństwa popełnienia przestępstwa, nie jest konieczne zabezpieczenie prawidłowego toku postępowania, nie grozi matactwo ani ukrycie się lub ucieczka. Wszystko to, by skłonić sąd do krytycznej analizy wniosku prokuratora. Postępowanie w przedmiocie tymczasowego aresztowania ma bowiem charakter skargowy. Bez takiego wniosku w postępowaniu przygotowawczym sąd aresztu zastosować nie może. Statystyka jest jednak bezlitosna – sądy uwzględniają ponad 90 proc. wniosków prokuratorskich.

Czytaj więcej

Mikołaj Małecki: Tymczasowe aresztowanie ma być tymczasowe

Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, ale na pierwszy plan zdaje się wybijać rutyna i rozmycie odpowiedzialności. Prokurator może powiedzieć: „ja tylko składam wniosek”, a sędzia, który na wydanie postanowienia o zastosowaniu aresztu ma 24 godziny, może stwierdzić: „mam za mało czasu, muszę zaufać prokuratorowi”. I każdy śpi spokojnie, poza podsądnym i bardzo często jego obrońcą, który zastanawia się, co w tym systemie jest nie tak.

Na powyższe problemy nakładają się mylne wyobrażenia. W Niemczech przeprowadzono badania 169 spraw z lat 2000–2015 i 65 spraw z lat 2009–2016. W każdej z tych spraw doszło do wyrażenia przez sąd obawy ucieczki przez podsądnych, którzy następnie ze względów proceduralnych zostali zwolnieni z aresztu. W pierwszej grupie przypadków tylko 14 osób uciekło, natomiast w drugiej – zaledwie jedna.

Co ciekawe, prokuratorzy są coraz bardziej skorzy do składania wniosków aresztowych. Choć w czasach PRL, a potem aż do 4 sierpnia 1996 r. mogli stosować tymczasowe aresztowanie samodzielnie, przypadków takich było o wiele mniej niż obecnie. Aresztowanie może być dla prokuratora bardzo dogodne. Z jednej strony statystyka mówi, że jak już uda się człowieka zamknąć, przedłużenie aresztu to niemal czysta formalność. Areszt – wbrew temu, co można by pomyśleć – wcale nie dynamizuje procesu! Z drugiej zaś w sprawach, gdzie zastosowano tymczasowe aresztowanie, rośnie prawdopodobieństwo skazania co najmniej w wymiarze odpowiadającym czasowi spędzonemu w izolacji aresztowej. W końcu gdyby okazało się, że aresztowanie nie było słuszne, należałoby się podsądnemu odszkodowanie od Skarbu Państwa.

O wzrost liczby kierowanych przez prokuratorów wniosków o zastosowanie bądź przedłużenie tymczasowego aresztowania zapytano ich samych. Tłumaczyli, że prokuratura prowadzi coraz więcej postępowań dotyczących przestępczości zorganizowanej w sektorze gospodarczym. Przed paru laty polecenie prokuratora krajowego (nomina sunt odiosa) było takie, by w tych sprawach wnosić o wymierzenie sprawcy takiego przestępstwa kary pozbawienia wolności w wymiarze od 3 do 10 lat. Tymczasem to właśnie w sprawach gospodarczych należy szczególnie ostrożnie podchodzić do kwestii aresztu. W większości skomplikowanych spraw gospodarczych odizolowanie podejrzanego od jego firmy, dokumentów, współpracowników i swobodnego uczestnictwa w równolegle toczących się postępowaniach przed organami administracji i sądami cywilnymi, które często powiązane są z przedmiotem postępowania karnego, to pozbawienie go prawa do obrony. Im dłużej zaś trwa areszt, tym szanse na wyjście z kafkowskiego świata – mniejsze.

„Po co chcesz mnie więzić?”

W sprawach aresztowych występuje pewien paradoks. Jeśli do zatrzymania osoby podejrzanej dojdzie, zanim prokurator zgromadzi dowody, które rzeczywiście mogą przekonać sąd karny o popełnieniu przestępstwa i winie oskarżonego, częstokroć odpowiemy prokuratorowi wnoszącemu o areszt, że nie wiadomo, jak długo w istocie śledczy planuje izolować człowieka stającego pod zarzutem; horyzont czasowy może się oddalać w miarę poruszania się ku niemu, a to ze względu na dostrzeganą przez prokuratora konieczność przeprowadzenia coraz to nowych czynności procesowych – oczywiście w mniemaniu śledczego zagrożonych matactwem.

A co jeśli dowody zgromadzone przez prokuratora w chwili zatrzymania są mocne? W ewangelii według św. Jana czytamy, że w aresztowaniu Jezusa Chrystusa wziął udział wysokiej rangi kapłan, który spytał go o jego nauczanie. Jezus miał odpowiedzieć, że wszystko mówił do ludzi w świątyni i niczego skrycie nie głosił, a zatem warto zapytać tych, którzy go słuchali. Wówczas sługa kapłana uderzył Jezusa, poczytując mu jego zachowanie za zuchwałość. Lecz Chrystus odrzekł: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego mnie bijesz?”. Prokurator powinien być gotowy przed zatrzymaniem konkretnej osoby na dowodowe wykazanie dużego prawdopodobieństwa popełnienia przestępstwa. A skoro dowody są zabezpieczone, to skąd obawa matactwa? Pozostaje wówczas tylko pytanie, czy zachodzi obawa ukrycia się lub ucieczki. Wielu zatem podsądnych mogłoby słusznie odpowiedzieć na wniosek aresztowy, parafrazując słowa Jezusa: jeśli coś źle uczyniłem, udowodnij, jeśli zaś nie możesz udowodnić, to po co chcesz mnie więzić?

Wszystko w grafiku

W kwietniu 2023 r. Matthew Kacsmaryk, sędzia w Sądzie Okręgowym Stanów Zjednoczonych dla Północnego Dystryktu Teksasu, cofnął zatwierdzenie przez amerykańską Agencję ds. Żywności i Leków pigułki aborcyjnej (mifepristonu). Demokraci wpadli w szał, bo orzeczenie, wydane w związku z powództwem przeciwników aborcji, mogło pozbawić miliony Amerykanów dostępu do tego środka. Ostatecznie Sąd Najwyższy USA utrzymał legalność pigułki do czasu zakończenia procesu.

Uważny czytelnik zapyta: dlaczego akurat sąd w Teksasie rozstrzygał sprawę dotyczącą kwestii na poziomie federalnym i jak to się ma do aresztu? Okazuje się, że właśnie w Teksasie można było de facto wybrać sobie sędziego w tak poważnej sprawie. To zaś ze względu na ukształtowanie ustroju sądów, gdzie w konkretnym wydziale, do którego można było skierować pozew, zasiada jeden jedyny sędzia. Na poziomie federalnym w USA zjawisko tzw. judge-shoppingu, czyli wyboru sędziego, zostało ukrócone dopiero w marcu tego roku. Grupa przeciwników aborcji po prostu wiedziała, do kogo konkretnie warto skierować pozew, i to uczyniła.

Wybór sędziego nie powinien należeć do tego, kto przychodzi do sądu i składa swoją skargę, choćby był to prokurator. W sprawie tymczasowego aresztowania w Polsce jest to zjawisko dopuszczalne prawem i wygląda na to, że nagminne. O areszcie rozstrzyga sędzia pełniący dyżur, a zatem niepodlegający losowaniu. Prokurator zaś wie, który sędzia i kiedy ma swój dyżur. Wynika to z planu dyżurów. Oznacza to, że prokurator może szukać swojej szansy na uwzględnienie wniosku aresztowego, planując zatrzymanie w określonym dniu, przy pełnej świadomości, że zgodnie z planem dyżurów kwestię aresztu rozstrzygnie określony sędzia. Najlepiej ten, który zawsze dotąd wniosek aresztowy uwzględniał.

Dodatkowym problemem jest orzekanie o areszcie oparte na przesłance grożącej surowej kary. O tym powiedziano i napisano już wszystko. Znamienne, że już niemal wiek temu A. Mogilnicki pisał: „Nie dlatego się człowieka aresztuje tymczasowo, że grozi mu ciężka kara, lecz dlatego, że zachodzi obawa ucieczki”. Ten wybitny adwokat i prezes Izby Karnej SN uważał, że sędzia, stosując areszt i „uzasadniając swoje postanowienie tylko wysokością grożącej kary, naraziłby się na odpowiedzialność dyscyplinarną, a może nawet karną za bezprawne pozbawienie wolności”.

Przepisy nie są takie złe

Owocem wspólnych wysiłków Helsinskiej Fundacji Praw Człowieka i Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego jest projekt nowelizacji przepisów dotyczących tymczasowego aresztowania. Rozwiązania tam zawarte należy zasadniczo ocenić jako trafne. Planuje się usunąć surowość grożącej kary jako przesłankę aresztu. Duże nadzieje budzi też nowość w postaci aresztu domowego.

Pozostaje pytanie, na ile nowe rozwiązania są w stanie zmienić praktykę stosowania najsurowszego środka zapobiegawczego i czy nie okaże się, że co najmniej w jakimś zakresie stare przyzwyczajenia nie przywdzieją nowej prawnej szaty. Nie dowiemy się, jeśli nie sprawdzimy. Same przepisy obecnie nie są jednak takie złe. Oczywiście rzeczonego aresztu domowego i wielu innych instytucji nie da się wprowadzić do systemu prawa inaczej niż tylko zmianą przepisów. Niemniej w ogólności to nie brzmienie przepisów jest problemem, lecz ich stosowanie w sposób nieprawidłowy.

Potrzeba jednak czegoś więcej niż zmiany prawa. Należy szukać metody uwrażliwienia nas wszystkich na ogromną wartość wolności i utrzymania tej wrażliwości. Byśmy mogli mówić słowami A. Mogilnickiego o powrocie do „pięknej tradycji dawnych polskich czasów, kiedy obywatela chroniła przed samowolą władzy zasada neminem captivabimus nisi iure victum”.

Autor jest adwokatem, dr nauk prawnych, partnerem zarządzającym w kancelarii Zacharski Rudol

Rację miał Stephen Hawking, gdy pisał, że żyjemy w zadziwiającym świecie. Dotyczy to niestety także rodzimego świata prawnego z jego normami i praktyką, w którym zdumienie powinno ustępować pewności i stabilności. Jak tu się nie dziwić, gdy w tak poważnej sprawie jak stosowanie tymczasowego aresztowania, czyli pozbawienia wolności osoby nieskazanej prawomocnym wyrokiem sądu, króluje nadużycie i automatyzm, pomimo krytyki powtarzanej od stu lat przez reprezentantów nauki prawa? Tymczasowe aresztowanie nie może służyć komfortowi śledczych i skłanianiu podejrzanych do obciążania siebie i innych w areszcie wydobywczym. Każdy zaś przypadek zastosowania lub przedłużenia powinien być porządnie umotywowany. Z kolei tam, gdzie ten najsurowszy środek zapobiegawczy jest konieczny – bo przecież są takie przypadki – powinien trwać jak najkrócej.

Pozostało 92% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?