Obrzucenie jajami nie wpływa dobrze na pozycję polityka, o czym przekonuje się właśnie Henryk Kowalczyk, wicepremier i minister rolnictwa.
Temat jest podwójnie ważny, bo łączy złość rolników na ceny zbóż, niekontrolowany import zboża z Ukrainy z rokiem wyborczym. Rolnicy są wściekli z powodu kryzysu zbożowego – zarzucają szefowi resortu rolnictwa nieudolność i kompletny brak realnego wsparcia dla tych, którzy mają problemy z uzyskaniem zwrotu kosztów produkcji zboża. Chodzi o silne wahania cen. W ubiegłym roku zboże notowało ich rekordowe poziomy, niestety, drogie były także środki produkcji. Eksperci już wtedy ostrzegali, że wysokie koszty nawozów, paliwa i środków ochrony roślin mogą zaszkodzić stabilności finansowej rolników, jeśli ceny zbóż spadną – i tak się właśnie stało. Dodatkowo ceny zbóż obniża spory import zboża z Ukrainy, które – zarzucają rolnicy – w większości zostaje na polskim rynku, a nie trafia do dalszych krajów Unii Europejskiej.
Czytaj więcej
30 mln euro mogą dostać z rezerwy kryzysowej rolnicy poszkodowani wskutek zwiększonego importu zbóż i roślin oleistych z Ukrainy – powiedział wczoraj na radzie UE komisarz Wojciechowski.
Miarę kryzysu pokazuje różnica cen zboża po żniwach 2022 r. i obecnie. Po żniwach pszenica kosztowała do 1600 zł, a rzepak do 3200 zł, dziś pszenica jest po 800–900 zł, a rzepak po 1600–1800 zł.
Na korzyść ministra działa fakt, że komisarzem rolnictwa jest Polak, Janusz Wojciechowski. Ten przygotował propozycję, by po raz drugi w historii uruchomić wypłaty z rezerwy rolnej UE dla farmerów w Bułgarii, Rumunii i Polsce, na którą jednak muszą się zgodzić na Radzie UE pozostałe kraje członkowskie – i tu można spodziewać się decyzji właśnie dziś, 30 marca, kiedy to o losach tego dofinansowania zdecyduje Bruksela podczas głosowania na posiedzeniu komisji ds. wspólnej organizacji rynku. Wsparcie nie jest też astronomiczne, chodzi o 29,5 mln euro, do którego polski rząd może dorzucić drugie tyle, czyli maksymalnie może chodzić o kwotę niespełna 60 mln euro.