W środę w Sejmie rozpoczęła się kolejna batalia zwolenników liberalizacji dotychczasowych przepisów aborcyjnych oraz przeciwników aborcji. W nocnym głosowaniu, ku zaskoczeniu chyba wszystkich, obywatelski projekt „Ratujmy kobiety" trafił do kosza. Lecz nie przez PiS i Jarosława Kaczyńskiego, który sam głosował za dalszymi pracami nad tym projektem, lecz przez bierność i brak udziału w głosowaniu posłów Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej.
Odrzućmy polityczne sympatie i antypatie
Ten światopoglądowy spór po raz drugi za obecnych rządów PiS powraca jak bumerang i stawia polityków obozu władzy przed trudnym wyborem, być może najważniejszym w ich politycznej karierze.
Stawką bowiem tej rozgrywki nie są kolejne miliony z budżetu państwa, które mają być przeznaczone na ten czy inny cel. Nie jest nią także żadna polityczna fucha czy strategiczna inwestycja, lecz życie najmniejszych i bezbronnych, których we wczesnej fazie życia dotknęła nieuleczalna choroba.
Wszyscy politycy i komentatorzy życia publicznego muszą co najmniej dwa razy dobrze się zastanowić, zanim zabiorą głos, wypowiedzą swoją opinię. A przede wszystkim powinni odrzucić swoje polityczne sympatie i antypatie, którymi na co dzień się kierują, i zajrzeć w głąb własnego sumienia. Gdyż w tej jakże ważnej sprawie opinie powinno się wypowiadać, kierując się odpowiedzialnie ukształtowanym systemem wartości i zasad moralnych.
Zapewne różni ludzie znajdą różne odpowiedzi. A pytanie jest zasadnicze: czy poczęte dziecko, u którego wykryto wadę genetyczną, ma prawo do życia, tak jak każdy inny człowiek?