Zalewski: PiS wpisuje się w trend europejskich populistów i nacjonalistów

Opozycja chce odbudowania pozycji Polski, aby była niezbędnym uczestnikiem najważniejszych decyzji w Unii Europejskiej i, szerzej, w Europie – pisze członek gabinetu cieni PO ds. zagranicznych.

Aktualizacja: 23.06.2019 10:08 Publikacja: 20.06.2019 18:36

Zalewski: PiS wpisuje się w trend europejskich populistów i nacjonalistów

Foto: Fotorzepa, Tomasz Jodłowski

Dyplomacja w okresie pokoju jest jak armia podczas wojny. Zapewnia bezpieczeństwo i realizuje rację stanu. Jest też dużo tańsza od wojska, wymaga jednak mądrego przywództwa i kompetentnych kadr. W roku wyborczym warto zastanowić się nad jej stanem i odpowiedzieć na pytanie, jak powinna skutecznie działać.

W ciągu ostatnich lat środowisko międzynarodowe Polski zmieniło się radykalnie – na niekorzyść. Kryzysy finansowy 2009 r. oraz imigracyjny 2015 r. doprowadziły do załamania wiarygodności Unii Europejskiej. Polityka prezydenta Trumpa „America first" zakwestionowała wiele elementów składających się na wspólnotę Zachodu. Hybrydowe działania Kremla dodatkowo zmniejszają zaufanie Amerykanów i Europejczyków do własnych instytucji. Pekin, wykorzystując swoją potęgę gospodarczą, zaczął wiązać kolejne państwa ze sobą na warunkach i zasadach sprzecznych z promowanymi do tej pory przez Zachód. Tworzy w ten sposób nowy ład globalny z Chinami w centrum, a przede wszystkim z odmiennym systemem norm i reguł.

Ta nowa logika międzynarodowa sprzyja przebudowie relacji społecznych i politycznych w Europie według nowych wartości. Nowe potęgi, Chiny i Rosja, oraz rosnące na znaczeniu nowe europejskie partie – Liga we Włoszech, Zgromadzenie Narodowe we Francji, AfD w Niemczech, Vox w Hiszpanii, brexitowcy Nigela Farage'a w Wielkiej Brytanii – wspierają nacjonalizm i populizm, z reguły prowadzące do sytuacji korupcyjnych, a czasami także do przyzwalania na stopniowy wzrost autorytaryzmu. Działają też na rzecz zasadniczego przekształcenia, a faktycznie zniszczenia Unii Europejskiej, rozumianej zgodnie z pierwotnymi założeniami tego projektu. W konsekwencji zaś do powrotu do stosunków międzypaństwowych znanych z dwudziestolecia międzywojennego, w których korzyść jednego państwa oznaczała stratę drugiego.

Stracone szanse

W latach 2007–2015 PO i PSL skutecznie wspierały na polu międzynarodowym realizację ambicji Polaków. Praktycznie, a nie deklaratywnie, umacniały partnerski sojusz z USA, budowały silną pozycję Polski w Europie i w naszym regionie, w tym na wschód od naszych granic. Polityka ta była niezbędnym ogniwem działań umożliwiających rozwój i bezpieczeństwo państwa, choć może słabo dostrzeganym przez Polaków.

Możliwe, że zabrakło wówczas odpowiedniej dyskusji z obywatelami i ujawnienia im kuchni polityki zagranicznej. Jej sukcesy w telewizyjnych migawkach wyglądały jak dyplomatyczny spacerek, podczas gdy za nimi kryły się wielkie pokłady ambicji, energii i wylewanego potu. Prawdopodobnie to zaniechanie, nałożone na dynamikę przemian wewnętrznych, w tym wejście w dorosłość generacji niepamiętających ani PRL, ani nawet Polski sprzed akcesji do Unii, spowodowało, że tak dynamicznie rozprzestrzeniały się oskarżenia PiS o prowadzenie polityki zagranicznej na kolanach, o płynięcie z głównym nurtem, o brak kreatywności.

Obecnie PiS wpisuje się w trend europejskich populistów i nacjonalistów, a zawsze tych, którzy chcą faktycznego osłabienia Unii Europejskiej. Deklaratywnie antyrosyjskie, buduje struktury władzy na wzór wczesnego okresu putinowskiej Rosji. Szuka sojuszników poza Europą, nie tylko w USA, ale także w Chinach. Jeszcze niedawno były widoczne rachuby rządu na pozyskanie funduszy inwestycyjnych z ChRL, z wszystkimi konsekwencjami, związanymi z wpisaniem się w realizację celów gospodarczych i politycznych Pekinu.

PiS zredukowało politykę zagraniczną do roli środka do realizacji celów w kraju. To wewnętrzna, a nie międzynarodowa recepcja działań MSZ stała się najważniejsza dla kierownictwa resortu i ambasadorów. Stąd oparcie polityki na takich instrumentach, jak ideologia i emocje, które służą wyłącznie mobilizacji wyborczej własnego elektoratu.

Niezależnie od miejsca – czy będzie to Trybunał Sprawiedliwości UE, czy Berlin lub Kijów – ostateczną racją działań stało się wzmacnianie polityki wewnętrznej Jarosława Kaczyńskiego z całkowitym pominięciem interesów międzynarodowych Polaków. Tylko to tłumaczy obronę przed Trybunałem w Luksemburgu tez, które z traktatami europejskimi i porządkiem państwa prawa nie mają nic wspólnego. A także uczynienie rozliczenia historycznego głównym przedmiotem relacji z Niemcami i Ukrainą.

Polska w ten sposób traci swoje szanse oraz pozycję – konfrontując, zamiast zjednując partnerów. Idzie za tym całkowity brak sprawczości polskiego rządu na forum międzynarodowym. Gigantyczna utrata funduszy w budżecie na lata 2021–2027 oraz narażenie na utratę miejsc pracy polskich kierowców tirów w wyniku dyrektywy o pracownikach delegowanych są jednymi z wielu tego konsekwencji.

Jest paradoksem, że rządząca partia, tak często szermująca w kraju hasłami przywracania Polakom godności, poza granicami doprowadza do katastrofalnie szybkiego upadku wizerunku kraju i samych Polaków. Niedawno cenieni, jako partnerzy czy adwersarze, zaczęliśmy być widziani jako naród, który musi się tłumaczyć z egoizmu, ksenofobii i antysemityzmu. A przecież Polacy się nie zmienili – została nam tylko doprawiona przez PiS gęba, na którą nie zasługujemy.

Nowa polityka

Dobra polityka zagraniczna jest świadoma głębokich i długookresowych interesów gospodarczych i społecznych. Realizuje wprost zapotrzebowanie wewnętrzne i stara się wpłynąć na stosunki międzynarodowe, aby zapewnić Polakom dobre miejsca pracy, a polskiemu biznesowi szanse ekspansji międzynarodowej. Stąd wynika postulat poszerzania dostępu polskich firm do rynków zewnętrznych. I nie trzeba daleko szukać – należy wywierać systematyczną presję na głębsze otwarcie rynku usług UE, na którym polskie firmy wykazują się dużą konkurencyjnością. Trzeba też wyciągać wnioski z realiów gospodarczych, np. z faktu, iż produkujemy części do samochodów niemieckich eksportowanych do USA i nie popierać, jak Andrzej Duda, żądań prezydenta Trumpa, który chce ograniczyć ich import, z wyraźną szkodą dla polskich firm. W imię utrzymania setek tysięcy miejsc pracy musimy stworzyć symbiozę długofalowych interesów gospodarczych i polityki zagranicznej, której dzisiaj nie ma.

Proponowanie rozwiązań lub ustosunkowywanie się do nich na arenie międzynarodowej powinno uwzględniać rozwój całego kraju, a nie aspiracje jednej, silnej grupy lobbystycznej. Obecna polska międzynarodowa polityka energetyczna i klimatyczna realizuje wyłącznie interes branży górniczej, z całkowitym pominięciem kwestii bezpieczeństwa energetycznego, konkurencyjności gospodarki i zdrowia Polaków. Odbiera to jej legitymację polityczną. Aby ją uzyskać, cele polityki zagranicznej powinny być kształtowane w szerokim dialogu z różnymi interesariuszami: przedstawicielami przedsiębiorców i pracowników, NGO-sów oraz środowiskami eksperckimi. Temu, a nie partyjnej propagandzie, powinny służyć także Regionalne Ośrodki Debaty Międzynarodowej.

Bardziej spójna Unia

W polityce musimy mieć świadomość hierarchii celów. Żadne zyski ekonomiczne nie mogą być ważniejsze od bezpieczeństwa zewnętrznego i ochrony konstytucji. NATO i UE tworzą środowisko międzynarodowe, w którym najlepiej możemy realizować te cele. I choć obie instytucje są dziś od wewnątrz atakowane, polska polityka musi aktywnie stanąć w ich obronie. W kontekście UE nie chodzi tu o realizację abstrakcyjnych ideałów federalistycznych, lecz o realistyczne uznanie, że Unia jest najdoskonalszym mechanizmem, który rozwiązuje konflikty między państwami członkowskimi w sposób, dzięki któremu bilans interesów każdego z nich na koniec jest dodatni. Unia tworzy też ochronę dla ładu konstytucyjnego państw członkowskich, jakiej nie daje żadna inna organizacja międzynarodowa. Dzięki Unii państwa mogą się rozwijać zgodnie z wewnętrznie przyjętymi strategiami w środowisku, które chroni reguły wolnej konkurencji, rządów prawa i demokracji, a dodatkowo wykorzystuje synergię członków do stworzenia dodatkowych bodźców rozwoju.

Dlatego musimy bronić UE przed rozkładem, przed ugrupowaniami głoszącymi nacjonalizm gospodarczy, ale także przed zagrożeniami zewnętrznymi. Rosja i Chiny posługują się inwestycjami oraz środkami korupcyjnymi wobec elit gospodarczych i politycznych nie tylko w interesie swoich oligarchii, ale także jako instrumentami polityki państwowej, mającymi na celu osłabienie spoistości Unii. Na projekt Nord Stream 2 i chińskie inwestycje „Jednego pasa i jednej drogi" należy spojrzeć także pod tym kątem.

Unia, aby przetrwać, musi się zmieniać i rozwijać. Ale proces ten nie może polegać na zaprzeczaniu swoim własnym wartościom i fundamentom. Tymczasem projekty „reformy" UE głoszone przez PiS tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego prowadziły w efekcie do Unii mniej spójnej i mniej solidarnej. A przecież to właśnie Polska, przez swoją wciąż niższą zamożność i trudne położenie geopolityczne, jak mało kto jest zainteresowana wzmocnieniem wewnątrzunijnej spójności i solidarności!

Współpraca transatlantycka

Zmiana władzy jesienią powinna doprowadzić do powrotu do polityki wzajemności w relacjach z partnerami unijnymi oraz udziału w wypracowywaniu rozwiązań problemów europejskich. Bez wzajemnych koncesji nie będziemy mogli oczekiwać solidarności w sprawach ważnych dla nas. Nie na darmo Rzymianie uczynili regułę „do ut des" (daję, abyś i ty dał) kluczem do polityki. Niestety, ta oczywista zasada każdej wspólnoty została zastąpiona przez rząd PiS wysuwaniem jednostronnych roszczeń wobec państw członkowskich, bez zainteresowania ich polską ofertą w pozostałych sprawach. A w efekcie cichym poddawaniem naszych, uzasadnionych, oczekiwań.

Z wagi współpracy europejskiej wynika znaczenie NATO – właśnie jako sojuszu Europy z USA. Roli sojuszu nie może podważać korzystna dwustronna współpraca polsko-amerykańska. Zwiększa on bowiem odporność UE na infiltrację Rosji i Chin oraz wzmacnia jej zdolność do długookresowej obrony wartości cywilizacji zachodniej. Także z USA pod przywództwem prezydenta Trumpa.

Do obrony wschodnich granic NATO nie wystarczy wsparcie amerykańskie. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej potrzebują potencjału polityczno-gospodarczo-wojskowego Europy Zachodniej oraz jej logistyki dla wojsk USA. Tylko współpraca transatlantycka jest w stanie obronić styl życia i wartości Zachodu przed narzucającymi swe standardy i budującymi drugi biegun świata Chinami.

Jednocześnie trzeba wystrzegać się serwilizmu wobec Waszyngtonu i godzenia się na każde warunki, za każdą cenę, aby tylko uzyskać wzmocnioną obecność wojsk amerykańskich w Polsce. Postawa taka opiera się na iluzji przejęcia przez wielkie mocarstwo odpowiedzialności za bezpieczeństwo naszego kraju. Wsparcie amerykańskie jest kluczowe, jednak bez przygotowania własnych zdolności obronnych na niewiele się zda. Poza tym armia USA to nie firma Blackwater do wynajęcia. Jeżeli Amerykanie podejmują decyzję o wysłaniu żołnierzy, zawsze jest to zgodne z ich interesem. Świadomość tego pozwala zbudować relacje oparte na zrównoważeniu interesów, a nie na jednostronnym zaangażowaniu słabszego partnera. Ułatwia to negocjacje, także finansowe. Nie ma żadnego powodu, aby Polska przyjmowała postawę petenta wobec USA, tak charakterystyczną dla polityki PiS. Nie ma powodu, aby kupując bezprzetargowo amerykański sprzęt i uzbrojenie, Polacy przepłacali amerykańskim firmom.

Potencjał, rola, ambicje

W interesie państwa jest rozszerzenie wyznawania wartości europejskich za wschodnimi granicami. I znowu nieocenionym wehikułem tej polityki jest UE ze swoim wielkim potencjałem przyciągania. Stworzony z inicjatywy ministrów Sikorskiego i Bildta program Partnerstwa Wschodniego, jak każdy projekt polityczny potrzebuje lidera i nowych impulsów. Niestety, ostatnie lata zdominowała polityka dwustronna, sprowadzająca się w przypadku największego adresata Partnerstwa Wschodniego, czyli Ukrainy, do wymuszenia uznania jej odpowiedzialności za ludobójstwo dokonane pod koniec II wojny światowej na wschodnich terenach II RP. Abstrahując od wewnętrznych przyczyn tej polityki, nie przybliżyła się ona nawet o milimetr do zakładanego celu, natomiast zrujnowała wizerunek Polski jako europejskiego adwokata aspiracji Ukraińców.

Polska pozbawiona siły i powagi nie jest w stanie bronić interesów swoich obywateli za granicą, traci zdolność sojuszniczą oraz stopniowo uzależnia się od zewnętrznych ośrodków decyzyjnych. W efekcie traci podmiotowość międzynarodową. Taki będzie efekt kontynuacji polityki zagranicznej przez PiS. Opozycja chce odbudowania pozycji Polski, aby była niezbędnym uczestnikiem najważniejszych decyzji w Unii Europejskiej i, szerzej, w Europie. Inaczej mówiąc, chodzi o odzyskanie politycznej sprawczości. Mamy do tego wszystkie argumenty, od potencjału państwa przez rolę w regionie po ambicję narodu. Po 2015 r. zabrakło polityki wykorzystującej te zasoby. Jesienią mamy szanse zacząć je wykorzystywać ponownie.

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji

Dyplomacja w okresie pokoju jest jak armia podczas wojny. Zapewnia bezpieczeństwo i realizuje rację stanu. Jest też dużo tańsza od wojska, wymaga jednak mądrego przywództwa i kompetentnych kadr. W roku wyborczym warto zastanowić się nad jej stanem i odpowiedzieć na pytanie, jak powinna skutecznie działać.

W ciągu ostatnich lat środowisko międzynarodowe Polski zmieniło się radykalnie – na niekorzyść. Kryzysy finansowy 2009 r. oraz imigracyjny 2015 r. doprowadziły do załamania wiarygodności Unii Europejskiej. Polityka prezydenta Trumpa „America first" zakwestionowała wiele elementów składających się na wspólnotę Zachodu. Hybrydowe działania Kremla dodatkowo zmniejszają zaufanie Amerykanów i Europejczyków do własnych instytucji. Pekin, wykorzystując swoją potęgę gospodarczą, zaczął wiązać kolejne państwa ze sobą na warunkach i zasadach sprzecznych z promowanymi do tej pory przez Zachód. Tworzy w ten sposób nowy ład globalny z Chinami w centrum, a przede wszystkim z odmiennym systemem norm i reguł.

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki