Dyplomacja w okresie pokoju jest jak armia podczas wojny. Zapewnia bezpieczeństwo i realizuje rację stanu. Jest też dużo tańsza od wojska, wymaga jednak mądrego przywództwa i kompetentnych kadr. W roku wyborczym warto zastanowić się nad jej stanem i odpowiedzieć na pytanie, jak powinna skutecznie działać.
W ciągu ostatnich lat środowisko międzynarodowe Polski zmieniło się radykalnie – na niekorzyść. Kryzysy finansowy 2009 r. oraz imigracyjny 2015 r. doprowadziły do załamania wiarygodności Unii Europejskiej. Polityka prezydenta Trumpa „America first" zakwestionowała wiele elementów składających się na wspólnotę Zachodu. Hybrydowe działania Kremla dodatkowo zmniejszają zaufanie Amerykanów i Europejczyków do własnych instytucji. Pekin, wykorzystując swoją potęgę gospodarczą, zaczął wiązać kolejne państwa ze sobą na warunkach i zasadach sprzecznych z promowanymi do tej pory przez Zachód. Tworzy w ten sposób nowy ład globalny z Chinami w centrum, a przede wszystkim z odmiennym systemem norm i reguł.
Ta nowa logika międzynarodowa sprzyja przebudowie relacji społecznych i politycznych w Europie według nowych wartości. Nowe potęgi, Chiny i Rosja, oraz rosnące na znaczeniu nowe europejskie partie – Liga we Włoszech, Zgromadzenie Narodowe we Francji, AfD w Niemczech, Vox w Hiszpanii, brexitowcy Nigela Farage'a w Wielkiej Brytanii – wspierają nacjonalizm i populizm, z reguły prowadzące do sytuacji korupcyjnych, a czasami także do przyzwalania na stopniowy wzrost autorytaryzmu. Działają też na rzecz zasadniczego przekształcenia, a faktycznie zniszczenia Unii Europejskiej, rozumianej zgodnie z pierwotnymi założeniami tego projektu. W konsekwencji zaś do powrotu do stosunków międzypaństwowych znanych z dwudziestolecia międzywojennego, w których korzyść jednego państwa oznaczała stratę drugiego.
Stracone szanse
W latach 2007–2015 PO i PSL skutecznie wspierały na polu międzynarodowym realizację ambicji Polaków. Praktycznie, a nie deklaratywnie, umacniały partnerski sojusz z USA, budowały silną pozycję Polski w Europie i w naszym regionie, w tym na wschód od naszych granic. Polityka ta była niezbędnym ogniwem działań umożliwiających rozwój i bezpieczeństwo państwa, choć może słabo dostrzeganym przez Polaków.
Możliwe, że zabrakło wówczas odpowiedniej dyskusji z obywatelami i ujawnienia im kuchni polityki zagranicznej. Jej sukcesy w telewizyjnych migawkach wyglądały jak dyplomatyczny spacerek, podczas gdy za nimi kryły się wielkie pokłady ambicji, energii i wylewanego potu. Prawdopodobnie to zaniechanie, nałożone na dynamikę przemian wewnętrznych, w tym wejście w dorosłość generacji niepamiętających ani PRL, ani nawet Polski sprzed akcesji do Unii, spowodowało, że tak dynamicznie rozprzestrzeniały się oskarżenia PiS o prowadzenie polityki zagranicznej na kolanach, o płynięcie z głównym nurtem, o brak kreatywności.