- Kędziorek z długimi piórami znów się załapał do drużyny – zauważył Radzisław. Z głębi ekranu szczerzyło się do nich ironicznie pomarańczowe logo w kształcie buźki.
- Wszyscy będziemy gówniarzom robić łaskę – mruknął chmurny Bartosz. Syndrom wysokiego czoła kosił równo, nie znał, co to pany. Parę lat temu, żeby wskoczyć na tratwę trzeba było przynajmniej wygrać reality, albo rozwalić jakiś szpital, choćby na prowincji.
- Ty, co przyjdziesz podpalić budkę, tę wcale nie ruską, polską ...- drugi Bartek zaczął i przezornie nie dokończył. Ostatnio stał się jakby ostrożniejszy. Instynkt go nie zmylił, gdyż dokładnie w tym momencie Jacentemu udało się w smartfonie odnaleźć dyktafon.
Miro, do taktycznego autu kadencji w zamrażarce prawie nawykły, dostrzegał światełko w tunelu. Dziki kraj uchwalił właśnie kryminał za sportowego pokera, a do tego frontmenka smażyła mu już miejsce na liście w mieście Łodzi. Tubylcom dawno pokiełbasiły się te wszystkie afery i nie odróżniali nie tylko hazardowej od stoczniowej, begerowej od podsłuchowej, Wojtunika od Bieńkowskiej, Leoparda od Siemoniaka, Belki Marka od Nowaka zegarka, Baniaka od garniaka, Kamińskiego od Kiszczaka ale nawet Ambergoldu od Skoku. Miro z miną pokerzysty splunął przed siebie końcówką cygara.
- Żyła. Znowu nie poczęstował. Niższy i do tego mały – pomyślał gorzko Radzisław. W odwecie zmierzył z ironią Jacentego, który cynicznie nagrywał PUNKTY ZWROTNE. Punkty były prześmieszne. Żarły jeden za drugim w takiej kolejności: