Jaka była istota wyborów z 4 czerwca 1989 roku?

Polska dziś w świetle obiektywnych wskaźników pozostaje w jednym z najlepszych okresów swojej historii. Należy jednak zawsze pamiętać, że tak skutecznie urzeczywistniona polska droga do wolności rozpoczęła się od Solidarności i wyborów 4 czerwca 1989 roku.

Publikacja: 04.06.2024 04:30

Jaka była istota wyborów z 4 czerwca 1989 roku?

Foto: PAP/Jerzy Undro

Dzień 4 czerwca 1989 roku ma swoje znaczące miejsce w historii Polski. Po prawie 45 latach komunizmu w wyniku obrad Okrągłego Stołu i będących ich rezultatem nie w pełni jeszcze demokratycznych wyborów dwuizbowego parlamentu, wkroczyliśmy na drogę budowy suwerennego, demokratycznego państwa, w którym sprawnie funkcjonuje gospodarka rynkowa. My, ówcześni parlamentarzyści, wywodzący się z Solidarności członkowie Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, mieliśmy świadomość wielkiej odpowiedzialności za przyszłość naszego kraju w efekcie poparcia, jakiego udzielili nam wyborcy i rysującej się perspektywy ewolucji politycznej w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

Wybory 4 czerwca. Zdecydował naród

Po 35 latach od tamtej daty czas zaciera pamięć o szczegółach i chyba głównie z tego powodu jesteśmy skłonni zapominać o istocie  wyborów z 4 czerwca 1989 roku. Skupiamy się zwykle na ich rachunkowym obrazie, ukazującym liczbę mandatów sejmowych zdobytych przez szczególne ugrupowania, co skrupulatnie przypominają dziennikarze, analitycy i politycy. Podkreśla się, że rezultat tych wyborów został w znaczącym stopniu ustalony właściwie już przy Okrągłym Stole, przy którym zdecydowano o zatrzymaniu w rękach obozu rządowego trzech piątych miejsc w Sejmie. Ten fakt przesądził o niedemokratycznym mechanizmie wyborów czerwcowych do niższej izby parlamentu. Pomija się jednak w tym ujęciu ustalenia co do Senatu, wybranego na podstawie w pełni demokratycznej ordynacji wyborczej. Wyłoniony w jej ramach skład Senatu, w którym 99 mandatów objęli kandydaci Komitetu Obywatelskiego był wielkim sukcesem opozycji.  Zupełnie inne jednak wnioski nasuną się, jeśli skupimy się nie tylko na uzyskanych wówczas mandatach, lecz także na liczbie głosów oddanych na poszczególne ugrupowania.

Czytaj więcej

4 czerwca dniem wolnym od pracy? Ruszyła zbiórka podpisów pod projektem ustawy

Szczegółowa analiza wyników wyborów do Sejmu wykazała, że przy frekwencji wynoszącej niewiele ponad 62 proc. uprawnionych do głosowania, na reprezentantów Komitetu Obywatelskiego Solidarność oddało swoje głosy aż 65 proc. wyborców. To był dla dotychczas rządzących cios nokautujący. Wyborcy tym samym opowiedzieli się w zdecydowanej większości za ich całkowitym odsunięciem od steru władzy państwowej. Nikt nie miał wówczas wątpliwości, że idee Solidarności z Sierpnia ‘80 są nadal żywe oraz że wprowadzenie stanu wojennego nie zdołało zabić w nas nadziei na wyrwanie się  z narzuconego Polsce po wojnie obcego nam świata. Blisko 10-milionowa armia Solidarności, wspierana przez członków ich rodzin, ujawniła 4 czerwca swoją realną siłę, niemożliwą do zlekceważenia, ponieważ tak a nie inny, wyrok wydali wyborcy.

Nazajutrz było to jasne dla obu stron. Zdawała sobie z tego w pełni sprawę także wierchuszka obozu odpowiedzialnego za stan naszego quasi-państwa po 1945 r., rozumiejąca doskonale, że od tej chwili ich samodzielne rządy nie są już możliwe. Jeszcze bezpośrednio przed obradami Okrągłego Stołu ówczesnemu premierowi Mieczysławowi Rakowskiemu wydawało się, iż powierzchowne reformy, jakie próbował wprowadzić rząd, którym kierował, wyeliminują potrzebę poważnego dialogu władzy z opozycją.

Słynny tekst Adama Michnika i upadek dawnych podziałów

Solidarność i peerelowska nomenklatura tkwiły na przeciwstawnych biegunach. Tego stanu rzeczy nie zmieniły wybory czerwcowe – wrogość i przede wszystkim nieufność nadal były spoiwem obydwu obozów. Nic nie wskazywało, by to miało się szybko zmienić, choć obie strony miały świadomość, że konieczne jest znalezienie jakiegoś wyjścia z tego klinczu. Pierwszą publiczną próbą wyjścia z tego zaułka był niewątpliwie słynny artykuł Adama Michnika z 3 lipca pt. „Wasz prezydent, nasz premier”. To raczej jego autora należy dziś  pytać, czy powiedział już całą prawdę o źródłach inspiracji powstania tego tak przecież ważnego tekstu. Jego propozycja była na tyle zaskakująca, że nawet przyszły premier Tadeusz Mazowiecki odrzucił taką możliwość. Od tej chwili historia jeszcze bardziej przyśpieszyła. 9 lipca pojawił się  w Warszawie, a następnie zaraz potem w Gdańsku, prezydent George H.W. Bush, który – jak dzisiaj wiemy – nakłaniał Jaruzelskiego do zgody na kandydowanie na prezydenta, a Wałęsę do wsparcia tej kandydatury.

Czytaj więcej

Jerzy Surdykowski: My, stare solidaruchy

Sądzimy, iż prezydent USA od lat aktywnie wspierający polską opozycję zajął takie stanowisko, w istocie opowiadając się za ewolucyjną zmianą ustroju w Polsce w trosce o powodzenie podobnych procesów w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. 19 lipca gen. Wojciech Jaruzelski został wybrany przez zgromadzenie narodowe na prezydenta – chwilowo jeszcze Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (zmiana nazwy państwa nastąpi 31 grudnia tego roku). Niebawem (12 września) powołany zostanie nowy rząd, choć do tej daty scena polityczna pozostawała nadal podzielona w sposób odzwierciedlony w momencie wyboru prezydenta. Za kandydaturą gen. Jaruzelskiego głosował nawet jeden członek Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, a przeciwko niej, jakby dla równowagi, jeden członek obozu ówczesnej władzy. Za wotum zaufania dla rządu Tadeusza Mazowieckiego głosowali już niemal wszyscy: za było 402 posłów, 13 wstrzymało się od głosu, przeciw nie był nikt.

Pakiet 11 ustaw Leszka Balcerowicza

Atmosfera w tym dniu była podniosła, wręcz uroczysta – powstał w istocie rząd zgody narodowej, który w krótkim czasie przygotował projekty ustaw przywracających naszemu państwu suwerenność, demokrację, praworządność i gospodarkę rynkową. Najbardziej pilnymi do rozwiązania były problemy gospodarcze. Powszechne niedobory towarów, hiperinflacja sięgająca 100 proc. miesięcznie (rocznie 640 proc.!). Czarny obraz stanu państwa dopełniał ponad 12-proc. deficyt budżetowy i problemy z obsługą zadłużenia zagranicznego przekraczającego 42 miliardy dolarów w klubach Paryskim i Londyńskim. Dlatego też już 17 grudnia Leszek Balcerowicz, wicepremier i minister finansów w rządzie Mazowieckiego, przedstawia w parlamencie pakiet 11 ustaw w ramach programu stabilizacyjnego i programu zmian systemowych, wprowadzających zasady gospodarki rynkowej.

Czytaj więcej

Leszek Miller: Miał zostać socjalizm

Pakiet ten uchwalony 27 i 28 grudnia wszedł w życie 1 stycznia  1990 roku. Przez końcem roku zdecydowano się również na nowelizację konstytucji, wprowadzenie do niej zasady państwa prawnego, zapowiedziano głęboką reformę systemu władz lokalnych. Kropką nad i była oczekiwana zmiana nazwy państwa oraz jego symboli. W pierwszym półroczu 1990 r. wprowadzono gminny samorząd terytorialny, budując w ten sposób silny fundament państwa obywatelskiego, zlikwidowano cenzurę, zreformowano policję i służby specjalne. Można się spierać co do tego, na ile reformy tamtego okresu były głębokie i skuteczne, nie ulega jednak wątpliwości, że nadały one kierunek kolejnym przemianom na drodze budowy demokratycznego państwa prawa i jego  gospodarki rynkowej. I co do tego kierunku osiągnięto wówczas konsensus.

Na początku tej drogi musieliśmy się zadowolić jedynie wystąpieniem z RWPG oraz Układu Warszawskiego, czując ciężar obecności na naszych ziemiach wojsk radzieckich w liczbie 300 tys. żołnierzy (będą tu pozostawali aż do 17 września 1993 r.). Ustanowienie przez rząd Tadeusza Mazowieckiego naszego ambasadora przy Wspólnotach Europejskich było jednak bez wątpienia czytelnym sygnałem, że naszym celem jest pełne członkostwo w tej właśnie, a nie innej wspólnocie. Finałem procesu powrotu Polski do Europy było wstąpienie w 2004 r. naszego kraju, po wielu latach konsekwentnych przygotowań, do Unii Europejskiej. Innym politycznym priorytetem zgłoszonym już przez rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego było członkostwo w NATO, które  ostatecznie osiągnięto w 2001 roku.

Czytaj więcej

Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował

Mamy świadomość, że nie wszystkie reformy tamtego początkowego okresu III Rzeczypospolitej były w pełni udane i konsekwentnie wprowadzone. Z wielkim trudem zaczęliśmy z końcem 1989 r. zmieniać sądownictwo, wprowadzając do jego struktury nowy organ w postacie Krajowej Rady Sądownictwa. Miała ona przede wszystkim dbać o niezależność sądów i niezawisłość sędziów, a także o dobór nowych kadr sędziowskich. Po latach jednak widać, że zbyt bezrefleksyjnie organ ten został dołączony do pozostałej struktury, zbudowanej na początku lat 30. XX wieku, w warunkach państwa nie w pełni demokratycznego. Dziś słabość tamtych początkowych zmian jest uderzająco widoczna.

Już dziś powinna toczyć się dyskusja wokół koniecznych przekształceń ustrojowych, które dyktuje współczesność.

Raczej inna niż dzisiejsza rocznica chwila pozwalałaby nam odnieść się do kolejnych podejmowanych reform w ciągu tego 35-lecia, zdumiewa nas jednak nieodmiennie brak konsekwencji w ich wdrażaniu, a szczególnie naprzemienna huśtawka w stosunku do tego, co zdołali zrobić poprzednicy. Tak działo się z reformą edukacji, systemami ochrony zdrowia i ubezpieczeń społecznych, służb  specjalnych itd. Nie rozumiemy, jak można dokonywać „głębokiej zmiany ustroju społeczno-gospodarczego państwa bez zmiany konstytucji” i na dodatek okazywać z tego powodu publicznie triumfującą radość, jak to pod koniec swych rządów zaprezentował prezes Prawa i Sprawiedliwości.

Czytaj więcej

Marcin Święcicki: Leszku, zgódź się

Mamy nadzieję, że rocznica wyborów 4 czerwca 1989 r. przypomni nam wszystkim tamtą atmosferę zgodnego poszukiwania koniecznych działań, a także uzmysłowi, że wielkie, efektywne, skutecznie i trwałe zmiany muszą być wprowadzane w atmosferze zgodnego poszukiwania optymalnych rozwiązań, w poczuciu odpowiedzialności za przyszłość państwa. Tak jak miało to miejsce w obu izbach naszego parlamentu wybranych  4 czerwca 1989 r. Głębokie podziały naszego społeczeństwa utrudniają i opóźniają rozwój, a są zdecydowanie kontrproduktywne w przypadku takich reform, które są konieczne, ale wymagają okresowych wyrzeczeń.

Czas przekształcić ustrój i konstytucje

Uważamy, że trwający od 2016 r. głęboki kryzys polskiego konstytucjonalizmu może zostać przezwyciężony. Co więcej: właśnie obecna sytuacja powinna być inspirującym początkiem głębokiej refleksji oraz poszukiwania śmiałych rozwiązań. Już dziś powinna toczyć się dyskusja wokół koniecznych przekształceń ustrojowych, które dyktuje współczesność. Konstytucja obowiązuje już blisko 27 lat, od 20 lat jesteśmy członkiem Unii Europejskiej, mimo to fakt ten nie znajduje odzwierciedlenia w jej tekście. Autodestrukcja Trybunału Konstytucyjnego narzuca konieczność przemyślenia na nowo procedury wyłaniania jego sędziów. To pierwsze z brzegu przykłady zapóźnienia i niedostosowania ustrojowego. Przypomnijmy na koniec, że zarówno konstytucje majowa, jak i marcowa przewidywały konieczność dokonania przeglądu ich instytucji po 25 latach obowiązywania. Historia sprawiła, że nie było to możliwe.  Czy dziś nie przyszedł już czas na zmierzenie się także i z tym wyzwaniem?

Czytaj więcej

Konstanty Pilawa: Koniec Unii, jaką znamy

Pomimo tych często krytycznych refleksji o aktualnej politycznej rzeczywistości zdecydowanie pozytywnie oceniamy 35 lat, które minęły od pierwszych reform, które wprowadził współpracujący z rządem Tadeusza Mazowieckiego ówczesny parlament. Polska dziś w świetle obiektywnych wskaźników pozostaje w jednym z najlepszych okresów swojej historii. Nigdy nie byliśmy tak bliscy poziomem rozwoju w odniesieniu do najbardziej rozwiniętych krajów Europy i świata. Z pozytywnym skutkiem dla przyszłości naszego państwa zrealizowaliśmy dwa polityczne priorytety: członkostwo w UE i NATO. Należy jednak zawsze pamiętać, że tak skutecznie urzeczywistniona polska droga do wolności rozpoczęła się od Solidarności i wyborów 4 czerwca 1989 roku.

Autor

dr Janusz Steinhoff

Był posłem OKP w 1989 r. oraz wicepremierem rządu Jerzego Buzka

Autor

dr h.c. Jerzy Stępień

Był senatorem OKP w 1989 r. i prezesem Trybunału Konstytucyjnego

Dzień 4 czerwca 1989 roku ma swoje znaczące miejsce w historii Polski. Po prawie 45 latach komunizmu w wyniku obrad Okrągłego Stołu i będących ich rezultatem nie w pełni jeszcze demokratycznych wyborów dwuizbowego parlamentu, wkroczyliśmy na drogę budowy suwerennego, demokratycznego państwa, w którym sprawnie funkcjonuje gospodarka rynkowa. My, ówcześni parlamentarzyści, wywodzący się z Solidarności członkowie Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, mieliśmy świadomość wielkiej odpowiedzialności za przyszłość naszego kraju w efekcie poparcia, jakiego udzielili nam wyborcy i rysującej się perspektywy ewolucji politycznej w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

Pozostało 96% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki