Marek Migalski: Jak „Zielona granica” pomaga PiS

Obóz władzy świadomie „grzeje” temat uchodźców od miesięcy.

Publikacja: 27.09.2023 03:00

Głównym tematem „Zielonej granicy” jest zachowanie państwa polskiego, ze szczególnym uwzględnieniem

Głównym tematem „Zielonej granicy” jest zachowanie państwa polskiego, ze szczególnym uwzględnieniem funkcjonariuszy Straży Granicznej, wobec uchodźców na wschodniej granicy.

Foto: Kino Świat/mat.pras./Agata Kubis

Jeśli politolog pisze o filmie, to wiadomo, że tekst będzie nie o walorach artystycznych tegoż, lecz o jego wpływie na społeczną rzeczywistość (choć jako autor trzech dobrze przyjętych powieści obyczajowych miałbym ochotę na dyskusję o „Zielonej granicy” jako kawałku dobrej sztuki). Chciałbym zatem, żeby poniższy artykuł był potraktowany jako głos o najnowszym dziele Agnieszki Holland w kontekście toczącej się kampanii wyborczej, a nie o jego walorach filmowych.

Zacznijmy od spostrzeżenia banalnego – temat uchodźców jako dominujący w debacie publicznej jest korzystny dla PiS, a nie dla opozycji. Tak było w 2015 roku i tak jest obecnie. Gdyby rzecz miała się inaczej, Jarosław Kaczyński nie zorganizowałby referendum, którego najważniejszym pytaniem jest to dotyczące stosunku właśnie do tej kwestii. Obóz władzy „grzeje” temat od tygodni i był to jeden z głównych planów na kampanię wyborczą.

Podgrzana temperatura w sprawie uchodźców

Odpowiedzią opozycji na wyjście z tej niewygodnej sytuacji było zaalarmowanie o nieprawidłowościach w wydawaniu wiz dla cudzoziemców, a potem ogłoszenie, że to właśnie PiS jest odpowiedzialne za napływ setek tysięcy imigrantów „z Azji i Afryki”, szczególnie z „krajów muzułmańskich”. To właściwie język, którego nie powstydziliby się sztabowcy z Nowogrodzkiej, używający uchodźców i imigrantów jako straszaka. Także seria spotów reklamowych autorstwa marketingowców PO była bardzo podobna w formie i narracji do klipów PiS i SP i przedstawiała ponurych mężczyzn o ciemnych twarzach zagrażających Polsce i Polakom. Zaprawdę, gdyby zakryć logo partyjne, trudno byłoby odgadnąć, czy tymi obrazami straszy władza czy jej oponenci.

x

Czytaj więcej

Graniczny push back. Polska zawróci migrantów na Słowację, a Niemcy do Polski

W ten desperacki sposób (zrozumiały kampanijnie, choć wątpliwy moralnie) opozycja próbowała antyuchodźczą narracją uderzyć w PiS. Było to karkołomne zadanie, ale mniej czy bardziej udatnie Donald Tusk starał się minimalizować straty i wrócić do tematów dla Zjednoczonej Prawicy bardziej niewygodnych.

I w tym momencie pojawiła się w kampanii Agnieszka Holland – cała na biało, a konkretnie na czarno-biało, bo w takiej konwencji zrealizowany jest jej najnowszy film. Jego głównym tematem jest zachowanie państwa polskiego, ze szczególnym uwzględnieniem funkcjonariuszy Straży Granicznej, wobec uchodźców na wschodniej granicy. Każdy może samodzielnie ocenić, jak wszyscy wyglądamy w tym zwierciadle. Dzieło na nowo podgrzało temperaturę sporu oraz zostało wykorzystane przez obóz władzy bezwzględnie. Dostarczyło paliwa machinie propagandowej rządu i postawiło w jeszcze cięższej sytuacji opozycję i jej liderów.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Szkodliwy manicheizm „Zielonej granicy”

Sprawy nie ułatwiły wypowiedzi reżyserki, porównujące opisywaną przez nią rzeczywistość do holocaustu, a Polaków wrogo odnoszących się do uchodźców do szmalcowników. Te słowa nie mogły spodobać się większości – zwłaszcza tym, którzy na filmie nie byli i nie mają zamiaru na niego iść. Czyli większości wyborców. Holland ogłosiła też, iż wynajęła osobistą ochronę. Mogła to zrobić bez publicznego o tym informowania, co na pewno wzmocniło zainteresowanie filmem i tematem. Trudno uwierzyć, żeby osoba tak inteligentna jak ona nie rozumiała tych zależności.

„Zielona granica”. Zyskała Agnieszka Holland

Ofensywa władzy przeciwko „Zielonej granicy” trwa. I trwać będzie, bo się jej opłaca, natomiast opozycję wpycha do głębokiej defensywy, przez którą od tygodnia rozmawiamy o filmie, a nie o realnych problemach, w dużej mierze będących wynikiem zaniedbań i błędów ze strony rządu.

Dlatego na jednym z mediów społecznościowych zażartowałem, że koszty produkcji dzieła Holland powinny być zakwalifikowane przez PKW jako część budżetu kampanijnego PiS. Widać, że liderzy opozycji próbują przejść do kontrofensywy, narzucić inne tematy, wrócić do realnej polityki, ale wspólnym wysiłkiem obozu władzy oraz reżyserki głównym polem kampanii wyborczej na jej obecnym etapie jest „Zielona granica”.

Na zamieszaniu zyskuje obóz władzy oraz Agnieszka Holland i producenci filmu. Ten pierwszy politycznie, ci drudzy finansowo. Raz jeszcze podkreślając, że moje uwagi nie odnoszą się do artystycznych walorów dzieła tej wybitnej reżyserki, należy zauważyć, iż o ile jeszcze nie wiemy, kto ostatecznie przegra w nadchodzących wyborach, o tyle mamy pewność, kto wygrał na obecnej kampanii – to Agnieszka Holland i producenci jej najnowszego dzieła.

Jeśli politolog pisze o filmie, to wiadomo, że tekst będzie nie o walorach artystycznych tegoż, lecz o jego wpływie na społeczną rzeczywistość (choć jako autor trzech dobrze przyjętych powieści obyczajowych miałbym ochotę na dyskusję o „Zielonej granicy” jako kawałku dobrej sztuki). Chciałbym zatem, żeby poniższy artykuł był potraktowany jako głos o najnowszym dziele Agnieszki Holland w kontekście toczącej się kampanii wyborczej, a nie o jego walorach filmowych.

Pozostało 91% artykułu
Publicystyka
Marek Kozubal: Powódź to jednak nie jest wojna
Publicystyka
Kazimierz Wóycicki: Pisowskie zwyczaje nowej ministry kultury przy zwalnianiu Roberta Kostry z MHP
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Dlaczego Izrael nie powinien atakować Hezbollahu wybuchającymi pagerami
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Atak pagerami na Hezbollah. Jak premier Izraela pomaga Trumpowi
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Obustronne rozczarowanie Polaków i Ukraińców