Niekomfortową dla autora jest sytuacja, gdy przyznaje się do błędu. Marnym pocieszeniem jest, że przed nim popełniali go także inni. Ale w tym przypadku odkrycie błędu, który powielają tak polskie, jak i zagraniczne media, ma fundamentalne znaczenie w ocenie podejścia Jana Pawła II do kwestii wykorzystywania seksualnego.
Pisząc w ostatnim czasie o tym problemie, podawaliśmy, że kodeks prawa kanonicznego z roku 1917 za tego typu przestępstwo popełnione przez duchownego przewidywał karę wydalenia ze stanu kapłańskiego. Taka informacja pojawiła się m.in. w opublikowanym przez nas w ubiegłym tygodniu raporcie o pedofilii w Kościele w okresie PRL. Otóż nie przewidywał. Katalog przestępstw, za które groziła ta kara, był w nim ściśle określony. Wydalić (zdegradować) można było duchownego, który: przystąpił do jakiejś sekty i w niej trwał; czynnie znieważył osobę papieża; popełnił zabójstwo; przy spowiedzi rozgrzeszał osobę, z którą grzeszył; usiłował zawrzeć małżeństwo.
Czytaj więcej
Raport „Rzeczpospolitej” to raport otwarcia, punkt wyjścia do rzetelnych badań. Ale nie mogą się one ograniczyć jedynie do badania akt.
Nie było w tym katalogu przestępstw przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu, a więc także wykorzystania seksualnego osoby małoletniej. Najwyższą karą, jaka groziła za to przestępstwo, była depozycja, czyli jednoczesna suspensa (zawieszenie), utrata wszystkich urzędów, beneficjów, godności, wynagrodzenia, zakaz noszenia stroju duchownego. Ukaranego tak kapłana można było po jakimś czasie przywrócić do pracy. Tymczasem zdegradowanego, czyli wydalonego, nie. Kara była dożywotnia.
Co istotne, katalog czynów, za które można było duchownego wydalić, był katalogiem zamkniętym. Za żadne inne przestępstwo – choćby obiektywnie cięższe od tych wymienionych w katalogu – nie można było księdza z kapłaństwa wyrzucić. Poza jednym przypadkiem: gdy deponowany przez rok od uprawomocnienia się kary nie okazał poprawy.