Wszyscy tego oczekują!
Ja o takich rzeczach nie mówię.
Woli pan praktykować?
O miłości nie powinno się mówić. O miłości w zasadzie nie powinno się pisać. Napisał już poeta: „Kochać, jak to łatwo powiedzieć". Dlatego nie powiem nic więcej poza tym, że jestem z osobą, którą kocham. Nie jest to proste, wymaga dbałości o związek. Ale to daje sens życiu. Nie wyobrażam sobie życia bez żony, bez rodziny. Kiedy w coś się angażuję, to bardzo głęboko. Nie mógłbym się teraz przerzucić z muzyki rockowej na taniec nowoczesny. Generalnie mój stosunek do świata staram się wyrażać, nagrywając jak najpiękniejsze płyty. Takie, jaką właśnie nagrałem. Może byśmy o niej porozmawiali?
Zaraz o niej porozmawiamy. Ale wchodząc na terytorium muzyczne, muszę zapytać o to, jak się pan zapatrywał na kwestię kariery muzycznej synów Piotra i Bartka, czyli Fisza i Emade?
Na pewno nie mogłem ich odizolować od środowiska muzycznego, razem jeździliśmy na festiwale, na Famę, do Jarocina. Chciałem, żeby uprawiali jakiś zawód artystyczny, bo to wielki dar Boży, czyli praca, którą się lubi. Nie bez powodu Danuta Szaflarska na swoje 102. urodziny zwróciła się do wszystkich ludzi z apelem, żeby robili w pracy to, co lubią, bo zawód dający satysfakcję jest podstawą długowieczności. Absolutnie się z nią zgadzam, jako człowiek też długo żyjący już na świecie. Jednocześnie mam świadomość, że nie ma nic gorszego niż bycie średnim artystą. Już zły ma chyba lepiej? Spotykam czasem kolegów muzyków w moim wieku, którym nie wyszło. Grali w zespołach pierwszoligowych, a potem wszystko się rozsypywało. No, „nie zazdraszczam"!
Zbigniew Hołdys był u szczytu formy przez kilka lat, Marek Jackowski nie żyje. Pan utrzymuje się w formie od czterech dekad. Czemu to pan zawdzięcza?
Mottem płyty „7", o której, mam nadzieję, jednak coś powiemy, jest zdanie „Co szybko wzlata – ulata". Najpierw w Osjanie trafiłem na Marka Ostaszewskiego, a potem na Zbigniewa Hołdysa. Moimi mistrzami byli też Tomek Stańko i Don Cherry, artyści z innej parafii niż pop. Ludzie żyjący ze świadomością, że im więcej się liznęło muzyki, tym mniej się o niej wie. Moją motywacją w muzyce jest szukanie rzeczy, których jeszcze nie odkryłem. Nie musiałbym nagrywać płyt, gdybym nie miał na to ochoty. Teraz syn namówił mnie na nagranie albumu, którego nikt nie kupi. Aczkolwiek zawsze mi taki pomysł przyświecał. O, wreszcie zaczęliśmy rozmawiać o czymś poważnym, czyli o muzyce! Myślę, że zmieniające się muzyczne nurty przychodzą do nas. Kiedy zaczęliśmy z Fiszem prowadzić na antenie Trójki program „Magiel Wagli", zaczął się boom na muzykę postrockową – Jacka White'a, The Black Keys. Cały świat oszalał na punkcie muzyki z lat 60. z długimi solówkami gitarowymi. Moi synowie założyli gitarowy zespół Kim Novak, a ja nagrałem album „Wszyscy muzycy to wojownicy". Powróciłem do muzyki mojej młodości. Ale upłynęło parę lat i zatęskniłem za czymś nowym, niekomercyjnym, bo nasze życie ma format telefonu komórkowego. Mnie jednak odrzuca widok dwójki młodych ludzi podczas romantycznej kolacji wysyłających esemesy. Interesują mnie kompozycje odstające od konsumpcyjnego modelu życia. Długie, rozbudowane... Takie płyty nagrywają Bob Dylan, Radiohead, PJ Harvey czy wreszcie Nick Cave. Do tego dochodzą koncerty, czyli forma żywego, improwizowanego kontaktu ze słuchaczami.
Jak sobie pan wytłumaczy, że grając taką muzykę odszedł od modelu hipisowskiego i stał się eleganckim mężczyzną podziwianym przez kobiety?
Skąd elegancja? Ponieważ starość nie jest fajna. Nie da się własnej skóry wypastować, trzeba ją zasłonić.
Na nowej płycie śpiewa pan „Godzina młoda, ciało już nie".
Dokładnie. Poza tym lubię dobre ubrania i chcę być schludnym staruszkiem.
A udział w reklamach?
Trochę mnie wk..., kiedy napisał pan, że się sprzedałem Żywcowi.
Pamiętam dobrze: spytałem, dlaczego zdecydował się pan na reklamę Żywca, a pan odpowiedział, że to również dystrybutor dobrych win.
Było tak, że każdy dyrektor festiwalu Męskie Granie występował w filmie i na billboardzie, który był później używany jako reklama. To dość oczywiste, dzięki temu artysta był zadowolony, że jest dyrektorem, a Żywiec, że ma tanio reklamę. W zamian mogłem zorganizować festiwal pokazujący polskich muzyków i polską muzykę. Maleńczuk określił to dość barwnie: skurwiłem się, ale podzieliłem z kolegami... Ustaliłem zasadę, że gramy tam, gdzie nie ma więcej niż 3 tysiące miejsc. Prezentowaliśmy muzyków szerzej nieznanych, w godziwych warunkach, a nie jako zło konieczne. Festiwal się rozrósł, stał się marką i wprowadził najwyższe standardy pracy i produkcji. Podczas pierwszej edycji miałem pełnię władzy, przy drugiej musiałem walczyć o każdego artystę. Trzecią edycją już nie kierowałem. Gdyby jednak teraz Żywiec zrezygnował z Męskiego Grania, byłby podobny Telewizję Polską, która rezygnuje z Jerzego Owsiaka. Przypomnę też, że kiedyś reklamowałem pewien bank i dzięki temu zagrałem płytę z orkiestrą Aukso Marka Mosia. Namawiam wszystkich, w tym synów, do kontraktów reklamowych, bo to najlepszy sposób na zdobycie gotówki na realizację ambitnych projektów. Nie żyjemy w czasach, w których wydawcy dają pieniądze na nagrywanie dobrych płyt. Nawet artyści mogący się pochwalić dobrą sprzedażą albumu, muszą walczyć o pieniądze.
Wszyscy muzycy to wojownicy!
Oczywiście, bywają problemy estetyczne. Janek Nowicki mówił mi, że proponowali mu reklamę viagry. Uznał jednak, że to słaba propozycja. Ja też uważam, że są rzeczy, których nie warto reklamować.
Czy nowa płyta pokazująca pana zanurzonego w życiu prywatnym, domowym, egzystencjalnym, to wyraz emigracji wewnętrznej?
Nie, bo z jednej strony się wkurzamy, że nas dzielą, a z drugiej strony sami się w podziały polityczne pchamy. Za bardzo nam się spodobał biało-czarny schemat. Albo jesteś za PiS, albo za PO. A ja buduję Flotę Zjednoczonych Sił. Alternatywę wobec brzydkiego świata.
Jaka będzie następna płyta?
To może wpierw powiem coś o tej płycie? Ona jest piękna!
Wojciech Waglewski (ur. 1953), jeden z najbardziej popularnych i kreatywnych polskich muzyków. Założyciel i lider Voo Voo (1985). Grał w supergrupach Morawski Waglewski Nowicki Hołdys oraz Osjan. Współpracował z Tomaszem Stańko i Maciejem Maleńczukiem.