Pytam czasami studentów, jakie wartości cenią. I oni mechanicznie odpowiadają: „życie”. Na początku wydawało mi się dziwne, bo przecież w naszej tradycji (którą młodzież asymiluje dzięki XIX wiecznej polskiej szkole) nad „życie” przedkładano inne wartości: „niepodległość”, „wolność”, „wiarę”, „kulturę”. Dopytywałam więc, o jakie życie chodzi. O „poczęte” – odpowiadano.
Etyczka wywodzi także:
Dziś miejsce walk ekonomicznych czy militarnych zajęły walki ideologiczne, w pewnym sensie właśnie słownikowe. Kto decyduje o dominującej ideologii i finalnym słowniku, ten rządzi, nawet jeśli nie ma żadnych środków produkcji czy politycznej władzy. Bronią są takie słowa jak „zabójstwo dzieci” czy – z innej beczki – „zdrada”, „zaprzaństwo”, „antypolskość” Paradoksalnie te odmienne słowniki (antyaborcyjny i smoleński) pokrywają się. W każdym razie jeśli chodzi o użytkowników. Dominantą jest tu Kościół. PO natomiast nie posiada własnego słownika i zapewne dlatego tak silnie przywiązana jest do Gowina, który mówi językiem Kościoła, czyli językiem dominującym. I nie widzę szans na wygaśnięcie tej dominacji, choć Janusz Czapiński uspokaja, mówiąc, że to tylko powierzchnia, i że w głębi toczą się żywe procesy laicyzacji społeczeństwa. Ja się jednak obawiam, że nawet jeśli przetoczy się przez Polskę bardzo zaawansowana laicyzacja praktyczna, te deklaracje pozostaną.
Obawiam się, że jedynie z pointą rozmowymożemy się zgodzić:
Wszystko stoi dziś na głowie. Nie wiem, jak stanąć na nogach i obudzić się z tego koszmaru.
My też nie.