To przedsionek Sudetów – krainy starych malarzy krajobrazu. Ostatnimi czasy dekoracyjnej skali podsudeckich okolic przybyło intensywnej, oślepiającej żółcieni. Barwa ta kładzie się pośród zielonych, monochromatycznych pasiaków pól mocnym, pięknym kontrastem, a jednak widok ten budzi niepokój, a nawet grozę.
„Sennie chwieją się łany rzepaku, umierają co słabsi wśród ptaków" – właśnie tę frazę piosenki o przemijaniu przywodzi mi na myśl owo panoszenie się rzepakowej żółcieni. Słowa poetów lubią wyrywać się z kontekstu na wolność. Bywają prorocze, wieszcze. Osiecka przedziwną intuicją połączyła roślinę z wyglądu skromną, w swej masie malowniczą i pożyteczną, z umieraniem, ze schyłkiem. Obecna ekspansja rzepaku, jakby zabawnie to nie zabrzmiało, wydaje się kolejnym aktem potwornienia świata. Przekraczaniem tabu, za którym musi nastąpić kara. Znakiem tego rozkładu jest duszny odór wiejący z rzepakowych pól, który zagłusza szlachetny zapach gorącego, dojrzałego zboża.
Niestety, szalona ludzkość nie sieje już rzepaku tylko dla spożywania oleju, lecz po to, by go palić i przewrotnie nazywa to ekologią. Z nieczystych przyczyn światu zależy, żeby palić akurat olejem rzepakowym. Z natury pali się on ponoć opornie, ale nie takich zadań podejmuje się chemia – uczennica czarnoksiężnika. Rolnik, któremu dana jest misja karmienia ludzi stał się wspólnikiem uczniów czarnoksiężnika, a ziemię, która powinna rodzić święte pożywienie oddał w pacht diabłu mamony. Niepomny, że to grzech i, że ziemia długo tego nie wytrzyma.
Uprawa rzepaku na masową skalę oznacza dziś, że nikt nie ma pojęcia, czy polskie pola obsiewa się ziarnem genetycznie modyfikowanym. Nikt nad tym nie panuje. Nienaturalnie wywindowana opłacalność uprawy rośliny, z której można produkować „biopaliwa", budzi nienasycenie. Grunty obsiewa się zgubnym GMO często już rokrocznie, co je degraduje. Rośliny uprawiane na takiej ziemi wymagają coraz drastyczniejszych środków ochrony chemicznej. Często sięga się po środki podłe, tanie, bo po nas, choćby potop. Ta pogarda dla ziemi skutkuje nie tylko jej rychłą degradacją. Już teraz znikają owady i ptaki. Ulegają zagładzie pszczoły, bez których, niemal tak, jak z braku ziemi, wody i czystego powietrza nie ma dla nas życia. Grzech jest zawsze kostką domina. W USA gangi złodziei pszczół, całych pasiek grasują już na dobre.
Niestety, o te sprawy nie bolą głowy licznych, chłopskich synów, którzy dzierżą ster władzy w Polsce, choć zwłaszcza oni winni o nie walczyć i bić na alarm. Nie słychać, by któryś z nich, polityków obligowanych do troski o los ziemi z urodzenia i urzędu, mówił o etosie rolnictwa, jego godności i wadze, szacunku dla własnej ziemi, bez której zawsze biada całemu narodowi. Chłop polski pod wodzą karierowiczów zatroskanych raczej o stan własnych kolekcji złotych sztabek jest deprawowany. Nikt nie troszczy się o stan jego świadomości, nie pilnuje ogólnego dobrostanu polskiej ziemi, nie dba o konsekwencje tragicznej kultury agrarnej, o właściwe prawo i odpowiednie restrykcje.