Ta noc miała należeć do Jean-Luc Melenchona. Przywódca Francji Niepokornej wybrał w niedzielę paryski Plac Bitwy pod Stalingradem, aby świętować ze swoim zwolennikami niezwykły tryumf. Wbrew sondażom z ostatnich dni, to nie Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen, ale blok radykalnej lewicy pod nazwą Nowy Front Ludowy wygrał te wybory. Uzyskał, jak podało MSW, 182 mandaty w 577-osobowym parlamencie, zdecydowanie więcej, niż 143, jakimi musi się zadowolić skrajna prawica.
Od partii Marine Le Pen więcej posłów mieć będzie jeszcze prezydencki sojusz Ensemble - 168, ale to jej ugrupowanie zdobyło zdecydowanie najwięcej głosów - 37 proc., podczas gdy radykalnie lewicowy Nowy Front Ludowy 26 proc., Ensemble zaś 24,5 proc.
- Zażądam od prezydenta, aby nowy premier pochodził w szeregów naszego ugrupowania - powiedział Melenchon zaraz po tym, jak dotychczasowy szef rządu Gabriel Attal oświadczył, że w poniedziałek złoży dymsję. Przed południem Attal przybył do Pałacu Elizejskiego, by ją wręczyć Macronowi. Część mediów nie była pewna, czy prezydent ją przyjmie.
Co zrobi prezydent Emmanuel Macron? Spróbuje rozbić Nowy Front Ludowy?
Jednak w szeregach manifestantów na Placu Bitwy pod Stalingradem dało się wyczuć wyraźne zaniepokojenie. Czy Nowy Front Ludowy utrzyma jedność? - pytano. Chodzi bowiem o sojusz mocno egzotyczny, na który składa się radykalna Francja Niepokorna (będzie miała najwięcej z mandatów przypadających na Front Ludowy - 74), ale także o wiele bardziej umiarkowana Partia Socjalistyczna (59) pod wodzą charyzmatycznego Raphaela Glucksmanna czy też Zieloni (28). Reszta mandatów zazwyczaj dla innych lewicowych radykałów, w tym komunistów.