W czasach, gdy wybory w Holandii wygrywa lider skrajnie prawicowej Partii Wolności Geert Wilders, Marine Le Pen staje się faworytką w walce o Pałac Elizejski w 2027 roku, a Alternatywa dla Niemiec (AfD) wybija się na drugą pozycję w sondażach, wynik wyborów 15 października stal się dla całej Europy źródłem nadziei. Pokazał, że populizm można jednak pokonać. Dobra wola Brukseli wobec nowej ekipy jest więc ogromna - pisze Politico. Ale na tym kończą się dobre wiadomości - dodaje.
Portal zwraca bowiem uwagę, że wpływy populistycznej prawicy pozostają w Polsce, jak w całej Unii, potężne. To przede wszystkim prezydent Duda, który już po wyborach pokazał, że zrobi wszystko, aby utrudnić życie nowej władzy. Ma w tym interes bo to sposób na utrzymanie poparcia ponad siedmiu milionów wyborców PiS i przejęcia przywództwa partii po Jarosławie Kaczyńskim - wskazuje „Le Monde”.
Czytaj więcej
Gdyby Mateusz Morawiecki prowadził kampanię w tym stylu, w jakim wygłosił w Sejmie poniedziałkowe exposé, być może wcale nie musiałby oddawać władzy. Ale po nim wystąpił Jarosław Kaczyński i znów podzielił Polskę na pół. Który przemawiał w imieniu PiS?
Jak w takim warunkach nie zawieść nadziei na szybką zmianę? W niektórych obszarach, jak ukrócenie propagandy mediów związanych z dotychczasowym rządem, nie będzie to takie trudne. W innych, jak przywrócenie niezależności wymiaru sprawiedliwości, o wiele bardziej złożone.
Bo też Andrzej Duda już zapowiedział, że będzie wetował ustawy, które mogłyby odwrócić pisowską „reformę” sądownictwa. A koalicja demokratyczna nie ma dość głosów, aby to weto w Sejmie odrzucić. Przynajmniej do lata 2025 roku i zmiany w Pałacu Prezydenckim w tym kluczowym obszarze nie da się więc przywrócić rządów prawa.