W piątek Kamala Harris przejęła władzę prezydencką. Co prawda tylko na 85 minut, w czasie, gdy prezydent Joe Biden został poddany ogólnej narkozie na potrzeby kolonoskopii, ale media dużo szumu zrobiły wokół tego wydarzenia. Bo wcześniej żadna kobieta nie dostąpiła tej funkcji. Na taki tymczasowy, i w praktyce symboliczny, transfer władzy w momencie niezdolności prezydenta do wykonywania obowiązków pozwala 25. poprawka do konstytucji.
Gdy rok temu Biden wybrał Harris na stanowisko wiceprezydenta, rozpatrywano tę nominację pod kątem jej ewentualnego ubiegania się o najwyższe stanowisko. – Jej wybór był podwaliną do planu sukcesji – mówi w „Los Angeles Times" Glyna Carr z Higher Height, politycznej organizacji mającej na celu promocję czarnoskórych kobiet w życiu politycznym.
Ogłaszając jej nominację w sierpniu 2020 r., Biden podkreślał, że „może zainspirować młode Amerykanki, szczególnie ciemnoskóre; często czują się przeoczone i niedoceniane".
Sondaże bezlitosne
Joe Biden co prawda powiedział, że będzie ubiegał się o drugą kadencję w 2024 r., ale ze względu na wiek – prezydent skończył w ubiegłą sobotę 79 lat – oraz spadające notowania w sondażach, obecnie plasujące się na poziomie 42,5 proc., demokraci przypuszczają, że jednak usunie się na bok. Prawie 60 proc. wyborców już teraz uważa, że jest „za stary na sprawowanie urzędu prezydenckiego".
Problem jednak w tym, że notowania wiceprezydent Kamali Harris są jeszcze gorsze niż prezydenta. Spadły z 55 proc. do 36,9 proc. – podaje portal FiveThirtyEight, badający średnią z różnych badań opinii publicznej.