Stanisław Strasburger: Tęcza języków, wielobarwna całość?

Może nie warto mówić o „mowie ojczystej" i „obcej"? Ich granice są płynne, po co zatem na siłę skupiać się na odróżnianiu?

Publikacja: 17.08.2018 18:00

Hendrick van Cleve III (1525–1589) „Budowa wieży Babel”, Rijksmuseum, Amsterdam

Hendrick van Cleve III (1525–1589) „Budowa wieży Babel”, Rijksmuseum, Amsterdam

Foto: AFP

Co łączy telewizyjne teleturnieje i kryminały? – zastanawia się profesor Thomas Bauer, kulturoznawca z uniwersytetu w Münsterze. Opublikowany na początku marca, jego intrygujący esej „Ujednoznacznienie świata" trafił właśnie na prestiżową listę bestsellerów tygodnika „Spiegel". Autor zwraca uwagę, że punktem wyjścia kryminałów jest wieloznaczność: w kręgu podejrzanych o popełnienie przestępstwa jest wiele osób. W miarę rozwoju akcji ich liczba maleje, aż się dowiadujemy, kto jest sprawcą. Albo przynajmniej wiemy, że jego ustalenie jest możliwe, nawet gdyby, powiedzmy, nieudolna policja nie mogła go ująć. Podobnie jest z teleturniejami: pozornie mamy kilka możliwych odpowiedzi do wyboru. Poprawna (prawdziwa) odpowiedź jest tylko jedna.

Moda na jednoznaczność

Popularność teleturniejów odzwierciedla wedle Bauera ważne zjawisko społeczno-kulturowe. Ludzie, podobnie jak kultury, w różnym stopniu akceptują wieloznaczność. Teza Bauera jest taka, że wielu współczesnych Europejczyków (i nie tylko) nie postrzega wieloznaczności jako wartość. Przeciwnie, panuje moda na jednoznaczność.

W czym przejawia się popularność jednoznaczności? Po pierwsze w wierze, że istnieje jedna prawda oraz że można ją zgłębić i wyłożyć. Tak rozumiana prawda ma charakter ponadczasowy. O ile jesteśmy w posiadaniu prawdy, inne przekonania, czy to rodem z przeszłości, czy to ukute na gruncie różnych kultur, religii czy po prostu doświadczeń pojedynczych ludzi, mogą być już tylko fałszywe.

Po drugie, wyobrażenie o istnieniu jednej prawdy idzie w parze z postulatami o charakterze społeczno-politycznym: „powrotu do źródeł", „czystości" moralnej, ale też często rasowej, czy wreszcie „odnowy narodowej". Ich dopełnieniem bywa wiara w istnienie idealnego świata, który jest wolny od „obcych" naleciałości, które „zanieczyszczają" jego „pierwotną", „naturalną" formę. „Idealny świat" często bywa lokowany w przeszłości. To przeszłość jest owym wyimaginowanym źródłem, które pozwala sięgać do pierwotnej natury rzeczy. Konsekwencją tego rodzaju myślenia jest ujednoznacznienie historii, a zatem i pamięci ludzkiej.

Bauer podkreśla, że wbrew pozorom ujednoznacznianie nie jest konieczną cechą myślenia ludzi wierzących. Przeciwnie, istotą religijnej transcendencji jest tajemnica, która wymyka się ludzkiemu poznaniu. Próby jej wyjaśnienia są zawsze cząstkowe. Tajemnica Boga pozostawia zatem szerokie pole wieloznaczności. Doświadczenie wiary uczy z nią obcować. Ponadto religia jest formą komunikacji. Komunikacją Boga z człowiekiem, ale i ludzi między sobą.

Zarówno komunikacja wertykalna (Bóg – człowiek), której przejawem są choćby Księgi Święte, jak i horyzontalna (między wyznawcami) to skomplikowana sieć współoddziaływań, w swojej istocie wieloznacznych. Teologowie trzech wielkich religii monoteistycznych są zgodni: Słowo, kiedy tylko zamieszkało między nami (zostało wyrażone w ludzkim języku), przybiera niedoskonałą postać.

Moda na jednoznaczność pojawia się natomiast wszędzie tam, gdzie albo religia staje się ludziom obojętna (sekularyzacja), albo kiedy przepoczwarza się w narzędzie walki politycznej (fundamentalizm). Odwołując się do przykładu tzw. Państwa Islamskiego, Bauer pokazuje, jak sprzeciw wobec skorumpowanych dyktatorów, postrzeganych przez obywateli jako dbających przede wszystkim o interesy swoich zachodnich mocodawców, a nie o dobro mieszkańców kraju, ogniskuje się wokół pseudoreligijnej ideologii „powrotu do źródeł".

Islam nie jest tu zresztą wyjątkiem. Podobne zjawiska obserwujemy wśród buddystów na Sri Lance, Hinduistów w Indiach czy członków radykalnych grup protestanckich w USA. Autor spogląda zresztą także nad Wisłę: katolicyzm stanowi(ł) w Polsce swoisty ersatz sfery politycznej, szczególnie w okresach zagrożenia czy wręcz braku niepodległości politycznej. Religia stała się narzędziem walki o „odnowę" świata i zatraciła swój transcendentny, wieloznaczny charakter.

Złudzenia konsumpcjonizmu

Czy jednak dziś czasy się nie zmieniają? Wystarczy przecież pójść do pierwszego lepszego centrum handlowego i dosłownie utonąć w zalewie różnorodności. Czy nie przeczy to tezie o ujednoznacznieniu świata? Bauer sporo miejsca poświęca konsumpcjonizmowi. Zachęcając do głębszej analizy, mówi wprost: różnorodność produktów to czyste złudzenie.

Przeanalizujmy ofertę rynku spożywczego. Dla przykładu, spośród ok. 400 istniejących dziś gatunków bananów, w handlu w Europie dostępne są standardowo najwyżej... dwa. Niewiele lepiej jest z kukurydzą i pomidorami. Według wskaźnika żyjącej planety WWF dramatycznie spada zarówno różnorodność biologiczna (ilość gatunków zwierząt, w tym zwierząt hodowlanych) jak i ich populacja. W latach 1970–2012 w odniesieniu do wszystkich kręgowców spadek wyniósł aż 58 proc.! Słowem, choć na sklepowych półkach mamy wielość opakowań, różnorodność ich zawartości drastycznie maleje.

Bauer pisze także o segmentacji. Przy produkcji żywności w zastraszającym tempie postępuje monopolizacja handlu nasionami. Powoduje to zacieśnianie kontroli nad uprawami oraz spadek różnorodności gatunkowej warzyw i owoców w handlu. Strategie marketingowe takich koncernów jak przejęte ostatnio przez Bayera niesławne Monsanto prowadzą do wyróżniania poszczególnych grup odbiorców ze względu na ich domniemane preferencje smakowe (segmentacja). To ułatwia skierowanie określonej, wąskiej gamy roślin uprawnych na dany rynek. Dla przykładu, do Włoch eksportowane są nasiona pomidorów kwaskowych, a oferta dla USA zawiera raczej odmiany słodkie. Opatentowywanie poszczególnych odmian roślin uprawnych to kolejny krok na tej drodze. Pozwala ono delegalizować tworzenie nowych krzyżówek poza kontrolą koncernu, nie mówiąc o ich sprzedaży, choćby tylko na rynkach regionalnych.

Przy okazji Bauer zauważa, że tych tematów prawie nie porusza się w debacie publicznej. Tracimy mnóstwo energii na marginalia typu zakaz noszenia chust czy przynależność islamu do Europy (lub nie). W tym czasie dramatycznie spada różnorodność podaży produktów żywnościowych i tym samym dokonuje się szokująca ingerencja w jakość naszego odżywiania oraz zdrowie. Czy nie warto poświęcić jej więcej uwagi?

Trauma wieży Babel

Segmentacja dotyczy również życia społecznego. W tym kontekście Bauer analizuje ludzką seksualność. Dopiero w drugiej połowie XIX w. ludzie w Europie zaczęli określać swoją tożsamość płciową. Wcześniej po prostu uprawiano seks. Wizja siebie jako przynależnego do tej czy innej grupy ze względu na to, z kim się chodzi do łóżka i co się dokładnie w nim robi, nie była nikomu potrzebna.

Dziś jest inaczej. Szkoła, rodzina, znajomi, a często nawet praca wywierają presję i domagają się precyzyjnych odpowiedzi: jesteś heteroseksualistą? Homoseksualistą? A może poliamorystą? Podejmowane w konkretnej sytuacji i wobec konkretnej osoby decyzje o zaangażowaniu uczuciowym (kocham go/ją, mam ochotę z nim/nią na seks?) zastępują sztywne kategoryzacje (jestem hetero, a on/ona nie, zatem nic z tego). Uczuciami i seksem rządzi współcześnie moda na jednoznaczność.

Człowiek o określonej tożsamości niejako wierzy w istnienie natury ludzkiej. Jednak jego własna, „autentyczna" natura nierzadko dopiero wymaga wyzwolenia. Stąd bierze się gorączkowe poszukiwanie innych o tej samej „naturze". Połączenie sił pomaga wywalczyć dla „swoich" prawa: jestem taki a taki i mam prawo zgodnie z tym żyć! Bauer zwraca jednak uwagę, że walka o prawa osób LGBT+, słuszna co do zasady, ma drugą stronę medalu. Zmusza ludzi do określenia się w sposób jednoznaczny, na zasadzie albo-albo. Paradoks polega więc na tym, że w ostatecznym rozrachunku rosną napięcia i polaryzacja społeczna, a nie różnorodność.

Emancypowanie polaryzujących tożsamości przyczynia się również do osobistego cierpienia wielu ludzi. Ściśle określona tożsamość nakłada bowiem wiele ograniczeń. Za przykład Bauer podaje osoby homoseksualne, które chcą mieć własne dzieci. Ich pragnienie potomstwa rodzi przecież konflikt tylko wtedy, gdy trzeba jednoznacznie określić własną tożsamość seksualną.

W styczniu tego roku brałem w Warszawie udział w arcyciekawej konferencji „Topografie globalizacji". Jednym z gości był profesor Anil Bhatti, kulturoznawca z Bielefeldu i New Delhi. Wyniki jego badań zazębiają się z obserwacjami Bauera. Jednak w ramach swoich komparatystycznych studiów nad Indiami i niemieckojęzyczną częścią Europy, Bhatti daje szerszy kontekst diagnozom swojego kolegi z Münsteru. Dzięki temu udaje mu się nieco zrelatywizować ich ponury wydźwięk. Bhatti chętnie przywołuje biblijną historię wieży Babel. Księga Rodzaju mówi, że do czasu budowy wieży mieszkańcy Ziemi posługiwali się jednym językiem. Stanowili jedną wspólnotę. Pomieszanie języków i w konsekwencji utrata owej „pierwotnej" jedności opisane są jako kara. W podobnym duchu Stary Testament traktuje owo rozproszenie, które następuje na skutek nagłego nierozumienia się ludzi. To niejako kolejny etap wygania z raju.

Bhatti postrzega opowieść o wieży Babel jako swoistą traumę kulturową Zachodu. Wyznacza ona negatywny stosunek do wielojęzyczności. Co więcej, także do wielokulturowości, która niejako z definicji postrzegana jest jako problem. Ślady owej traumy Bhatii odnajduje w polityce (nacjonalizm), historii (kolonializm), ale też w edukacji. Na przykład, za normę uchodzi istnienie zawsze tylko jednego języka ojczystego. Pełna kompetencja językowa w tym języku jest jednym z głównych celów edukacyjnych, a nauka kolejnych języków jest wtórna. W ten sposób skazujemy owe „kolejne" języki na wieczną drugoplanowość wobec języka „pierwszego". Sami niejako strzelamy sobie w stopę: skoro z założenia nie da się nauczyć „innego" języka równie dobrze, jak ojczystego, to po co się starać. Co więcej, w zglobalizowanym świecie deprecjonujemy doświadczenie ogromnej rzeszy ludzi, którzy de facto funkcjonują wielojęzycznie (np. w Indiach, ojczyźnie Bhattiego).

Owa trauma wieży Babel skrywa się również w dobrych skądinąd intencjach ludzi nawołujących do dialogu czy tolerancji. Dialog zakłada bowiem istnienie grup osób, które jednoznacznie się od siebie różnią. Aby dialog był w ogóle możliwy, najpierw należy precyzyjnie zdefiniować i opisać różnice. Dopiero potem można negocjować oraz ewentualnie tolerować się nawzajem w ramach takiego czy innego modelu współżycia społeczno-politycznego. Także więc i tu różnorodność postrzegana jest jako mankament.

Płynna granica

Odwołując się do doświadczeń wieloetnicznych krajów Azji Południowo-Wschodniej, Bhatti argumentuje, że dramatyczna wizja pomieszania języków przy budowie wieży Babel nie musi kłaść się cieniem na podejściu do różnorodności. Zamiast akcentować różnice, można bowiem skupić się na podobieństwach. Odnajdywanie ich ma ogromną zaletę: ułatwia komunikację.

W tym duchu Bhatti określa dominującą praktykę kulturową w Indiach mianem plurikulturowości – nacisku na nieostre granie między kulturami, w tym między językami. Zrozumienie „innego" i „tolerowanie" jego odrębności schodzi na dalszy plan. Chociaż wszyscy jesteśmy od siebie trochę różni, to też (a może przede wszystkim) trochę podobni. Komunikacja oparta na podobieństwach, a nie na różnicach, jest mniej konfliktogenna, a zatem skuteczniejsza. I to zarówno na płaszczyźnie interpersonalnej, jak i społeczno-politycznej. Przecież reszta i tak wymyka się ludzkiemu poznaniu. Tym samym Bhatti zbliża się do Bauerowskiego rozumienia religii jako formy komunikacji ludzi w cieniu tajemnicy Boga.

Co to konkretnie znaczy? Opisując współżycie użytkowników różnych języków w wielkich aglomeracjach miejskich, ale też w regionach przygranicznych, jak również na terenach objętych migracjami (czyli praktycznie wszędzie na Ziemi), Bahatti twierdzi: może nie warto mówić o „języku ojczystym" i „obcym"? Ich granice są płynne, po co zatem na siłę skupiać się na odróżnianiu?

Wbrew pozorom płynność granic językowych nie jest wydumana. Przeciwnie. Zachodnie językoznawstwo niejako zaciemnia obraz. Na przykład poprzez ścisłe rozróżnianie języków oraz dialektów. To nic innego jak kolejna segmentacja, powiedziałby Thomas Bauer. Przecież łodzianin porozumie się ze Ślązakiem, Ślązak z Saksończykiem, Saksończyk z Bawarczykiem, Bawarczyk z Saarlandczykiem, a ten ostatni z Alzatczykiem. I tak moglibyśmy dojść nie tylko do Andaluzji, ale z krótką przerwą na Malcie wylądować na brzegach Afryki i dalej... Granica jest więc bardzo płynna...

Plurikulturową wielojęzyczność można zatem przyrównać do tęczy. Oczywiście można tęczę podzielić na poszczególne kolory. Ale czy nie lepiej traktować ją jako wielobarwną całość? Zamiast gorączkowo umacniać granice, tworzyć podziały i szukać jednoznaczności, po prostu ze sobą rozmawiać?

Autor jest pisarzem i menedżerem kultury, autorem książek „Opętanie. Liban" i „Handlarz wspomnień", członkiem rady programowej stowarzyszenia „Humanismo Solidario". Zajmuje się wielokulturowością, pamięcią zbiorową oraz EU-topią

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Co łączy telewizyjne teleturnieje i kryminały? – zastanawia się profesor Thomas Bauer, kulturoznawca z uniwersytetu w Münsterze. Opublikowany na początku marca, jego intrygujący esej „Ujednoznacznienie świata" trafił właśnie na prestiżową listę bestsellerów tygodnika „Spiegel". Autor zwraca uwagę, że punktem wyjścia kryminałów jest wieloznaczność: w kręgu podejrzanych o popełnienie przestępstwa jest wiele osób. W miarę rozwoju akcji ich liczba maleje, aż się dowiadujemy, kto jest sprawcą. Albo przynajmniej wiemy, że jego ustalenie jest możliwe, nawet gdyby, powiedzmy, nieudolna policja nie mogła go ująć. Podobnie jest z teleturniejami: pozornie mamy kilka możliwych odpowiedzi do wyboru. Poprawna (prawdziwa) odpowiedź jest tylko jedna.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS