Tatuaż to już tylko zwykły towar

Tatuaż. Do niedawna oznaka zaburzeń osobowości, symbol buntu, otchłań fascynujących znaczeń. Dziś zwykły towar. Badacze mówią, że silikonowe poduszki w pośladkach i tygrys wytatuowany na ramieniu to oferta z tej samej półki. Więcej rysunek ciała znaczy wciąż tylko w więzieniu.

Aktualizacja: 02.11.2018 22:53 Publikacja: 02.11.2018 00:01

Osoby z tatuażami należy kierować do poradni zdrowia psychicznego. Jest wymagana opinia psychiatryczna" – mówi rozporządzenie dotyczące kandydatów do służb mundurowych. W październiku MSWiA ogłosiło jednak projekt liberalizacji przepisów, znoszący kwalifikację tatuaży jako samouszkodzeń. Niemcy już w styczniu pozwolili na zdobienie ciała w widocznych miejscach berlińskim policjantom.

 

– Psychiatria porzuciła już teorię, że tatuują się histerycy albo psychopaci – mówi prof. Bartłomiej Dobroczyński z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Połowa moich studentów nosi tatuaże i nie ma to związku z zaburzeniami psychicznymi – dodaje.

Sondaże CBOS wskazują, że od lat 90. XX wieku moda na tatuaż stale przybiera na sile. Obecnie ośmiu na stu dorosłych Polaków ma co najmniej jeden rysunek na ciele. A większość respondentów ma w bliskim otoczeniu kogoś wytatuowanego. Gabinety tatuażu najchętniej odwiedzają osoby w przedziale wiekowym 25–44 lata, z wykształceniem podstawowym i zasadniczym zawodowym, pochodzące z małych i średnich miast. Absolwenci wyższych uczelni stanowią 4 proc., mieszkańcy dużych aglomeracji 5 proc.

W przekroju zawodowym aż 19 proc. osób „siną barwą kłutych" to pracownicy sektora usług, 18 proc. – robotnicy wykwalifikowani, 14 proc. – bezrobotni. Kadra kierownicza i samodzielni specjaliści idą ramię w ramię z emerytami, stanowiąc odpowiednio 1 i 3 proc. A ponad połowa Polaków niemających tatuażu ocenia go jako szpecenie i okaleczanie ciała.

Torebka z ludzkiej skóry

Mimo kontrowersji tatuaż i skaryfikacja (celowe uszkadzanie skóry, by stworzyły się na nim układające się w jakiś wzór blizny) są jednak stałym elementem większości ludzkich kultur. Ötzi, „człowiek lodu" zmarły około 3300 lat p.n.e., którego zmumifikowane zwłoki odnaleziono w 1991 r. w południowym Tyrolu, miał na ciele 61 tatuaży. Dr hab. Marcin Napiórkowski, kulturoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego, opowiada, że w badanych przez antropologów społeczeństwach tatuaż miał charakter systemowy, czyli nosiła go cała społeczność lub jej wyraźnie określona część (przedstawiciele klanu, zawodu itp.). Stanowił wtedy uniwersalny kod komunikacji między plemionami lub kastami. Sygnalizował też rolę lub miejsce w hierarchii wewnątrz nich. To istotne, bo ten sam mechanizm wepchnął potem tatuaż w strefę tabu w krajach Europy Zachodniej, czyniąc go na pewien czas domeną środowisk przestępczych. Potem zaś zdecydował o jego powrocie do przestrzeni publicznej na fali kontrkultury, m.in. punkowej, w latach 80. XX wieku.

W Europie tatuaż wciąż jednak pozostaje swoistym piętnem. Nie tylko dlatego, że Niemcy znaczyli w ten sposób więźniów obozów koncentracyjnych, a Ilse Koch, nadzorczyni obozu w Buchenwaldzie, posuwała się jeszcze dalej, wyrabiając ze skóry „ciekawie" wytatuowanych więźniów torebki, rękawiczki i abażury do lamp, ale waży tu sama historia zdobienia ciała.

Dr Mariusz Snopek, adiunkt w Zakładzie Pedagogiki Resocjalizacyjnej Uniwersytetu Opolskiego i autor książki „Tatuaż: element współczesnej kultury", tłumaczy, że sztukę nakłuwania skóry barwnikiem przywieźli do Europy w XVIII wieku podróżnicy i żeglarze – w tamtych czasach często wywodzący się ze środowiska złodziei i rabusiów, uciekających w morze przed więzieniem czy straceniem. 100 lat później piętno to pogłębił włoski psychiatra Cesare Lombroso. W szeroko zakrojonych badaniach połączył tatuaż z osobowością złoczyńcy i wykolejeńca różniącego się od „uczciwego człowieka" liczbą posiadanych „zboczeń". W Polsce pierwsze tatuaże pojawiły się za murami więzienia. W PRL otwieranie salonów tatuażu nie było możliwe, rysunki na ciele wykonywano zatem tylko w warunkach więziennych lub domowych.

Kontrowersje? Odradzam

Dr Snopek, będący także pracownikiem Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Opolu, badał praktyki tatuażu w kilkunastu zakładach karnych. Jego zdaniem współczesny tatuaż więzienny mocno ewoluował pod względem estetycznym, choć wciąż wykonuje się go metodą chałupniczą. Kodeks karny wykonawczy zabrania bowiem „dziarania się" za kratami. Tyle że popularne, więzienne „dziargałki" montuje się, jak przekonuje badacz, w 10 minut. Wystarczy silniczek (od walkmana) i kawałek długopisu, w którym umieszcza się pręcik np. z igłą do szycia. Barwniki czasami przemyca się z salonu. Częściej jednak używa się tuszu z długopisów, trawy lub cegły połączonej z wazeliną. W ostateczności pali się gumę z podeszwy albo papę. Tyle że taki tatuaż nieopatrznie wystawiony na słońce boleśnie wypala skórę (więcej o więziennych praktykach – patrz ramka).

Badania dr. Snopka wykazały, że zarówno w izolacji, jak i na wolności tatuujemy swoje ciała z dwóch identycznych przyczyn: symbolicznej i estetycznej. O ile niektóre symbole (pacyfa, anarchia, krzyż) utożsamiają nas z jakąś grupą społeczną lub, jak imię ukochanej osoby czy wizerunek dziecka, mają znaczenie osobiste, o tyle bardzo często „symbolika" działa w inny sposób.

– Wybierając motyw popularny lub podejrzany u innych, przydajemy mu osobiste znaczenie. Rysuję wilka (obecnie hit w salonach tatuażu), bo „kocham dziką naturę" lub chociaż „lubię las" – tłumaczy.

Jego zdaniem lwia część Polaków odwiedza salony tatuażu bez żadnych głębszych motywacji. Wybierają przypadkowe wzory będące chwilowo w modzie: w latach 90. był to delfinek na piersi, potem „etniczny" tribal na lędźwiach itd. Dowodzi to ogromnej podatności na uleganie rozmaitym wpływom, a co gorsza, ślepego pędu za modą.

Badacz podkreśla jednak, że tatuaż sam w sobie nie jest zjawiskiem dobrym ani złym. Istotny jest kontekst: kim jesteśmy oraz co, gdzie i dlaczego mamy wytatuowane. – Całe ciało w kwiatach nie jest tym, co malutka swastyka pod ubraniem czy bluźnierczo wytatuowany np. krzyż. Problem w tym, że we współczesnej popkulturze twoja gwiazda świeci tym mocniej, im dotkliwiej kogoś urazisz. Ludzie bawią się, oglądając w telewizji spektakl rzucania talerzami pełnymi jedzenia. A nie trzeba znać reportaży „Głód" Martina Caparrosa, by zdobyć się na refleksję „z czego się śmieję"? – mówi naukowiec. Odradza też wykonywanie tatuaży o treści wzbudzającej kontrowersje, przypominając, że wszystko, co związane z negatywnymi uczuciami ewoluuje bądź mija. Życiowo dojrzewając, coraz mocniej staramy się, by nienawiść czy złość nie były częścią naszego życia. Tatuaż zaś będzie trwał na ciele do śmierci, a nawet trzy dni po niej.

Istotnym kryterium jest też wiek. Tatuaż 20-latka nie jest tym samym, co u człowieka w średnim wieku. Dr Snopek podkreśla, że młody człowiek, kształtując osobowość, buntuje się, szuka swojego sposobu życia, a co najważniejsze: wciąż się zmienia. Zdarza się też, że bezrefleksyjnie tatuuje szyję czy twarz, nie biorąc pod uwagę choćby problemów z zatrudnieniem.

– W zakładzie poprawczym spotkałem młodego człowieka, który targany poczuciem niesprawiedliwości wytatuował sobie na czole „Je...ć sąd". Dopiero po długich staraniach wychowawcy udało się usunąć napis w ramach NFZ, bo chłopak był sierotą i nie miał innych możliwości – opowiada.

Inaczej zaś jego zdaniem działa człowiek dojrzały, mniej skłonny do zmian. Fakt, że niejeden 40-latek, przechodząc kryzys wieku średniego, miota się, próbując „zacząć od nowa". Ale doświadczenie życiowe w tym wieku wskazuje, że zna już znaczenie i sens pojęcia „do końca życia". Podczas gdy dla 20-latka jest ono poza horyzontem.

– Jeśli dojrzały człowiek podejmuje decyzję pod wpływem impulsu, będąc tego świadomym i godzi się tym samym z faktem, że może żałować podjętych kroków, to – o ile rzecz nie dotyczy prostych popędów, jak jedzenie, picie lub seks – jest to dojrzała decyzja – uważa dr Snopek.

Różaniec dla niereligijnych

Pierwsze w Polsce profesjonalne studio tatuażu As-Pik powstało w Warszawie jesienią 1991 r. Zdaniem prof. Bartłomieja Dobroczyńskiego to kapitalizm i idąca za nim kultura celebrycka rozpowszechniły modę na tatuaż. Przyjął się, bo pozbawiono go niebezpiecznych konotacji: undergroundowych czy więziennych. Inaczej wciąż pozostawałby domeną środowisk przestępczych.

Psycholog przypomina, że w świecie kapitalizmu najwyżej cenionym talentem jest umiejętność sprzedaży. Wolny rynek komercjalizuje zaś nawet to, co nie wydaje się towarem. „Wszystko, co nazywacie miłością, zostało wymyślone przez facetów takich jak ja, żeby sprzedawać pończochy nylonowe" – uważa Don Draper, gwiazda agencji reklamowej i bohater serialu „Mad Men".

Jest też druga strona medalu. Kapitalizm wytwarza nowe potrzeby, by móc je potem zaspokajać. – Funkcjonowanie popkultury polega na uniwersalizacji pewnych lokalnych elementów i pozbawianiu ich tym samym pierwotnego znaczenia – wyjaśnia prof. Dobroczyński.

Jak to działa? Za przykład psycholog podaje potężny pióropusz osadzony na głowie muzyka grupy Village People w teledysku do przeboju „Y.M.C.A." będącego nieformalnym gejowskim hymnem. Podobny nosiła na scenie Maria Peszek. – Pióropusz jest istotnym elementem kultury Indian. I równie dobrze śpiewaczka mogłaby wystąpić w stroju imama – ocenia profesor. – Dziś jednak każdy porządny heavymetalowy czy inny zespół przynajmniej raz za papieża przebrany być musi, bo jakże inaczej nadszarpnąłby nerwy staruszek? – ironizuje.

Kolejnym przykładem jest różaniec. Odkąd dwie dekady temu Madonna owinęła się nim na scenie, widać go na szyjach czy nadgarstkach modelek i gwiazdek show-biznesu jako gadżet popkultury. O wytatuowanym na plecach różańcu marzy też Ola, 23-letnia manikiurzystka z podwarszawskich Marek. – Jest pani głęboko wierząca? – pytam ostrożnie. – Ja? Niespecjalnie, tylko wzór mi się podoba – mówi z rozbrajającą szczerością.

Prof. Dobroczyński tłumaczy, że gdy popkultura wchłonęła tatuaż, czyniąc go zwykłą ofertą towarową, przestał kojarzyć się z przekraczaniem granic. Stał się jedynie osobliwego rodzaju ozdobą i dziś, tatuując się, bardzo rzadko rzucamy tym wyzwanie społeczeństwu.

Fora internetowe zawrzały jednak na moment, gdy raper Popek zaprezentował wytatuowane gałki oczne albo gdy ukraińska modelka Elena Ivanickaja „wydziarała" na tułowiu swojego kota rasy sfinks wizerunek egipskiego boga Anubisa.

Prof. Dobroczyński zwraca uwagę, że w kulturze konsumpcyjnej doskonałym nośnikiem mód („role model") są celebryci, czyli w znaczeniu popkultury ludzie osiągający sukces finansowy i reprodukcyjny (ściślej: mający dostęp do atrakcyjnych partnerów seksualnych). Mechanizm działania jest prosty: wyglądaj tak jak ja, a twój sukces będzie niczym mój. I cóż? Chęć naśladowania idoli popkultury prowadzi dziś niektórych aż do gabinetów chirurgów plastycznych.

– Z perspektywy psychologicznej tatuaż niczym nie różni się od operacji plastycznej, biżuterii Cartiera czy butów Manolo Blahnika. Jest takim samym towarem – uważa prof. Dobroczyński.

Gdzież tu indywidualność

Głębię znaczeń ukrytych w tatuażu dostrzega za to dr Agata Dziuban, socjolog z UJ. W książce „Gry z tożsamością" dowodzi, że tatuaż tylko z pozoru jest ozdobą. W istocie, stanowi ważny element konstruowania naszej tożsamości. Badane przez nią osoby często same brały udział w kreowaniu obrazów, jakie potem nosiły na skórze, by te najpełniej mogły wyrazić wyznawane przez nie treści i wartości. Po sieci krąży zdjęcie młodej dziewczyny z tatuażem: „Forever in my heart. Mom 1959–2011". Czy to tylko ślepe naśladownictwo znanej aktorki Angeliny Jolie sprawiło, że zapragnęła nosić na ciele ważne dla siebie daty? Czy może w dobie zdjęć trzymanych w internecie i trudnej do ogarnięcia ludzkimi zmysłami wirtualizacji wszystkiego wyrycie rysunku na ciele bywa próbą zatrzymania ważnych dat, obrazów czy chwil w postaci do bólu namacalnej?

– Może tak być – mówi poważnie prof. Dobroczyński. – Wśród setek kiczowatych pejzaży z jeleniem zdarzają się przecież nieliczne, warte fortunę. Zastanówmy się jednak, czym jest współcześnie „indywidualizacja" czy „tożsamość" – kontynuuje.

Tłumaczy, że w kapitalizmie nie ma nic głębokiego, a wszystko jest komercją. Naszym światem steruje GAFA, czyli Google, Amazon, Facebook i Apple, nachalnie skłaniając nas do objawiania w wyszukiwarkach i na portalach internetowych swoich poglądów, gustów czy wyborów zakupowych, bo z tego żyje. Na wszelkie sposoby, także podprogowo, jesteśmy więc zachęcani, by pracować nad swoją „tożsamością" i „indywidualizować się". Tyle że, jak twierdzi, z punktu widzenia psychologii indywidualizacja to wielka ściema.

– Jesteśmy seryjni jak produkty z fabryki, a większość naszych procesów umysłowych jest nieświadoma – wyjaśnia. – Sądzi pani, że potrafimy np. wyrzucić smartfony albo wyłączyć się z Facebooka? Czy raczej jak bohater filmu „Dzikość serca" Dawida Lyncha mamy tylko swoje „skórzane kurtki" jako wyraz wolności i niezależności? – pyta.

Podkreśla, że mimo posiadanych umiejętności czy wyznawanych wartości i tak wybieramy tę ofertę, która jest najsilniejsza: masowo jadamy w fast foodach, w radiu zaś częściej słyszymy piosenki śpiewane po angielsku niż po czesku. Tłumaczy, że to ludzki, czyli irracjonalny sposób podejmowania decyzji sprawia, że i tak zareagujemy na impuls. Człowiek nie jest bowiem w stanie podejmować decyzji racjonalnie. Dlaczego? – Musiałby, mając do dyspozycji kilka żyć, przetestować wszystkie możliwości i ocenić skutki, by wybrać najlepszą z nich. Nie jest to możliwe, stąd w obliczu pokus świata jesteśmy bezbronni – tłumaczy.

Czy tatuaże nas indywidualizują? Prof. Dobroczyński: – Skądże. Moda z jednej strony jest po to, by się wyróżniać, z drugiej zaś, by się jej podporządkować. Jeśli modne są końskie ogony czy ubrania jakiejś marki w szkołach i ludzie masowo je noszą, to gdzie tu indywidualność?

Jego zdaniem jesteśmy poddawani w tym zakresie brutalnej presji i możliwości zindywidualizowania są prawdziwie zerowe. Prawdą jest, że przyzwolenie, by jednostka decydowała o swoim wyglądzie i nie miało to wpływu na jej funkcjonowanie jest coraz większe. Promotorem tych trendów jest jednak kapitalizm. Rozszerza to bowiem rynek produktów do sprzedaży.

Dumny policjant z Małym Powstańcem

Zdaniem dr. Marcina Napiórkowskiego, filozofa i kulturoznawcy z UW, społeczny pejzaż tatuażu zmienił się kilka lat temu wraz z nastaniem mody na rysunki patriotyczne. Dziś popularnymi motywami są Mały Powstaniec, data 1944 czy kotwica Polski Walczącej. Oznacza to jego zdaniem ostateczne oswojenie tego zjawiska w ramach patriotyzmu głównego nurtu.

– Tatuaż wszedł do mainstreamu i dostał zielone światło. Wydaje się, że człowiek z Małym Powstańcem na ręce bez problemu może wstąpić na przykład do warszawskiej policji i być dumny ze swego dziedzictwa – mówi.

Dr Snopek potwierdza istnienie mody na patriotyczny tatuaż, nie w pełni podziela jednak ten entuzjazm. Spore grono nie rozumie jego zdaniem tatuowanych symboli, bo nie zna historii Polski. Albo znieważa je potem wulgarnym językiem czy zachowaniem. Stąd patriotyczny rysunek na ciele bywa czasami tylko pozorną manifestacją uczucia do ojczyzny.

Zeskrobując jednak z pojęcia „patriota" nieco lukru: historia uczy, że bohaterowie wojenni nie zawsze wywodzą się z ławy grzecznych chłopców przekonanych, że patriotyzm to tylko płacenie podatków. Słynnym „biczem Tatarów" Stefanem Chmieleckim matki straszyły dzieci. Jan Zumbach, bohater bitwy o Anglię, pędził żywot jako awanturnik i przemytnik.

Koszty społeczne noszenia tatuażu są dziś znikome. A nacisk komercyjny każe otwierać się nań zawodom, w których modyfikowanie ciała było dotąd zakazane. Nie oznacza to jednak pełnej akceptacji tego zjawiska. Zdaniem prof. Dobroczyńskiego w elitarnych grupach zawodowych jak adwokaci, sędziowie, nauczyciele czy lekarze będzie ono niepożądane. – Czy zatrudni pani adwokata o ciele całym w kwiatach? – pyta psycholog.

Tłumaczy, że inaczej działa to z punktu widzenia biznesu: właściciel drużyny piłkarskiej zadba, by zawodnicy reprezentowali odmienne narodowości, środowiska i rasy, bo mając dostęp do fanów, obsłużą wtedy więcej różnych rynków. Jedni będą więc wytatuowani, inni nie, i ci, i ci będą jednak pełnić funkcje „role model" – tłumaczy, z goryczą dodając, że Aldous Huxley przewidział to wszystko już w latach 30. XX wieku.

W powieści „Nowy wspaniały świat" Huxley opisuje idealne społeczeństwo, w którym zniechęcano ludzi do przyrody, bo „pierwiosnki i krajobrazy" miały wadę – były darmowe. Równocześnie władcy świata wykształcali wśród kast niższych „upodobanie do sportów na łonie natury", dbając przy tym, by „sporty te wymagały użycia skomplikowanych przyrządów", które trzeba kupić. – „Idealne" społeczeństwo potrzebuje tylko tego, za co się płaci. Na przykład tatuażu – kończy psycholog.

Grypsera

Wśród więźniów tatuaż jest formą wzajemnego komunikowania się działającą na zasadzie „zobacz, czym się zajmuję". Zdaniem dr. Mariusza Snopka z Uniwersytetu Opolskiego za kratami wciąż popularne są w Polsce typowe wzory związane z „grypserą", czyli tamtejszą subkulturą. Jednak odkąd ich symbolikę rozszyfrowano społecznie, jest modyfikowana. Niegdyś była też uniwersalna dla wszystkich placówek w kraju. Dziś w każdej z nich może istnieć kod interpretacji. I tak na przykład łza „wydziarana" pod okiem może oznaczać żal za utraconą wolnością, ale równie dobrze, że „mężczyzna nigdy płacze".

Każdy areszt czy zakład karny ma też swój herb. Areszt Śledczy Warszawa-Mokotów to motyl, Zakład Karny we Włocławku – chrabąszcz itd. Już w poprawczakach nieletni oznaczają ciało klasycznymi, przestępczymi motywami. Tatuują dystynkcje wojskowe czy kropkę pod lewym okiem zwaną cynkówką (symbol grypsującego). Kreski od kącika oka w stronę skroni, czyli „przedłużki", oznaczają skazanych dobrowolnie przedłużających karę – takich, którzy dokonują kolejnego przestępstwa jeszcze w więzieniu lub po wyjściu na wolność, bo przystosowali się do życia w zamknięciu.

W podkulturze więziennej zaszły spore zmiany. Dawniej liczył się spryt, siła i – jak mówią skazani – charakterność. Teraz, podobnie jak na wolności, rządzą pieniądze. By stać się członkiem grypsery często wystarczy zasobny portfel, choć artykuł, z którego odbywa się karę nie przestał zupełnie się liczyć. Nie ma jednak tatuażu oznaczającego mordercę. Tacy więźniowie nie chwalą się bowiem tym, za co siedzą. „Dziary" dotyczą raczej pospolitych przestępców, głównie złodziei.

Mówiąc o zachodzących zmianach, dr Snopek podkreśla, że dawniej na przywilej noszenia „cynkówki" trzeba było zasłużyć, przechodząc test charakteru i lojalności wobec grupy, czyli „amerykankę". Teraz skazanym zdarza się robić to „bez uprawnień", nie ponosząc przy tym konsekwencji. Chyba, że trafią do celi rządzonej przez tzw. twardą grypserę lub starą recydywę przestrzegającą „klasycznych" zasad. Wtedy tatuaż delikwenta bywa usuwany żyletką lub kawałkiem cegły.

W filmie „Git" Kamila Szymańskiego z 2015 r., więzienny szef wszystkich szefów, czyli „mąciciel", nosi serduszko pod cynkówką. Zdaniem dr Snopka to już przeszłość. – Dawniej mąciciel był szefem grypsery w całym kraju. W każdym okręgu miał swojego lidera, a ów lider swojego człowieka w każdym zakładzie karnym. Władza była zatem w rękach jednej osoby albo zamkniętej grupy. Dziś się spluralizowała. W każdej celi może istnieć odrębny lider grypsujących, a w całym zakładzie kilka czasem skonfliktowanych ze sobą grup. Serduszko pod cynkówką oznacza dziś „zakochanego w grypserze" – mówi.

W Polsce rzadko znaczy się współwięźniów pod przymusem: kropka na nosie oznacza donosiciela, za uchem – osobę zdegradowaną, zwaną wulgarnie cwelem. Tatuowanie twarzy dr Snopek nazywa polskim fenomenem, nie znaczy się jej bowiem w innych krajach zachodnich (jedynie czasami w USA). W Rosji zaś jest to wyrazem najwyższej hańby.

Dawniej tatuowano znaki między kciukiem a palcem wskazującym prawej ręki. Ten obszar widzimy bowiem, podając dłoń. Kropka znaczyła tyle, co „złodziej", gdy towarzyszył jej półksiężyc – złodziej nocny, a gdy widniał obok napis „dux" – książę złodziei. Obecnie panuje nieformalny przymus usuwania lub zakrywania tatuaży na prawej dłoni jako rozszyfrowanych społecznie. Dla opornych stara grypsera nadała kropce na prawej ręce nowy przekaz: „uwielbiam masturbację". Pozostałe znaki przeniesiono zaś na lewą rękę, zachowując ich dawny kod. Na przykład kropka na kolanie wciąż znaczy „nigdy nie klęknę przed policją". Wśród młodocianych skazańców spadła jednak popularność tatuażu „HWDP", odkąd służba więzienna i policja czytają je jako „Chwała wam dobrzy policjanci". – Ośmieszanie naiwnych tatuaży wystarczy, by ograniczyć zainteresowanie danym wzorem – tłumaczy dr Snopek.

Jego zdaniem tatuaż więzienny jest piętnem zamykającym człowieka w błędnym kole. Trudno odłączyć się od środowiska nawet po wyjściu na wolność, gdy kropka wydziarana na krtani z daleka woła: „lubię mokrą robotę", czyli wypić i zrobić jakiś skok. Mało tego, charakter tatuaży i ich umiejscowienie pozwalają określić wiek, placówki w jakich przebywał, artykuł z którego „siedział", przestępczą profesję, a nawet relację z matką.

– W więzieniu matka jest świętością – mówi dr Snopek. – Znieważenie swojej lub cudzej naraża na degradację. Zdarzają się jednak więźniowie z przekreślonym tatuażem „kocham tylko matkę" albo z nagrobkiem w tle, choć ich matki żyją. Nie wszystkie bowiem nie są w stanie zaakceptować czyny swoich dorosłych dzieci. Bywa, że obwiniając się, wypierają się synów lub chcąc „odpokutować", zeznają przeciwko nim – tłumaczy.

 

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Osoby z tatuażami należy kierować do poradni zdrowia psychicznego. Jest wymagana opinia psychiatryczna" – mówi rozporządzenie dotyczące kandydatów do służb mundurowych. W październiku MSWiA ogłosiło jednak projekt liberalizacji przepisów, znoszący kwalifikację tatuaży jako samouszkodzeń. Niemcy już w styczniu pozwolili na zdobienie ciała w widocznych miejscach berlińskim policjantom.

– Psychiatria porzuciła już teorię, że tatuują się histerycy albo psychopaci – mówi prof. Bartłomiej Dobroczyński z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Połowa moich studentów nosi tatuaże i nie ma to związku z zaburzeniami psychicznymi – dodaje.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Mistrzowie, którzy przyciągają tłumy. Najsłynniejsze bokserskie walki w historii
Plus Minus
„Król Warmii i Saturna” i „Przysłona”. Prześwietlona klisza pamięci
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Ryszard Ćwirlej: Odmłodziły mnie starocie
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Polityczna bezdomność katolików
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
teatr
Mięśniacy, cheerleaderki i wszyscy pozostali. Recenzja „Heathers” w Teatrze Syrena